Po wpadce Fritz Exchange wielu klientów kantorów internetowych zadaje sobie pytanie: czy korzystanie z ich usług jest bezpieczne? A ja zastanawiam się czy branży potrzebny jest specjalny nadzór. A jeśli tak, to jak mógłby on wyglądać?
O problemach klientów kantoru internetowego Fritz Exchange pisaliśmy w „Subiektywnie o finansach” już w lipcu. Nasi czytelnicy donosili, że kantor od tygodni nie przelewa im wymienionych walut w terminie obiecywanym w regulaminie. Klienci mieli czekać nie dłużej niż dobę, choć wcześniej trwało to w praktyce kilka minut. Mniej więcej od czerwca obiecane 24 godziny zaczęły zamieniać się w dwie, trzy doby, a w niektórych przypadkach nawet w 10 dni.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czasem wystarczyło postraszyć pracowników kantoru prokuraturą lub policją, a pieniądze cudownie „wychodziły” z kantoru. Ale teraz i to nie pomoże. Prokuratura, która zaczęła otrzymywać coraz więcej sygnałów od wściekłych klientów, zablokowała konta Fritz Exchange.
Z kolei KNF cofnęła Fritz Group (do niej należy Fritz Exchange), licencję na działalność w formie krajowej instytucji płatniczej (takie instytucje nadzoruje KNF), co nie ma jednak wpływu na działalność kantorową, bo ta nie podlega żadnemu nadzorowi.
Przeczytaj też: Ale numer! Bank „zapomniał”, że klient płaci kartą walutową i… doliczał mu spread. To tylko wpadka czy systemowy błąd?
Rynek otwiera się przed kantorami
Kantory zawdzięczają swą popularność zmianom na rynku walutowych kredytów hipotecznych. Jeszcze dekadę temu frankowicze przy przeliczaniu miesięcznych rat skazani byli na bankowe spready – 30 groszy (i więcej) na jednym franku nie należało do rzadkości.
Ale od 2011 r. kredytobiorca może kupić walutę na spłatę raty gdzie chce i w ten sposób ominąć niekorzystne bankowe przeliczniki. Właśnie ta zmiana otworzyła rynek kantorom internetowym, które oferowały wymianę na znacznie korzystniejszych warunkach niż banki.
Genezy problemów z Fritz Exchange trzeba tak naprawdę szukać w tamtym czasie. Bo nikt przez te lata nie pomyślał o tym, by objąć działalność kantorową online jakąś formą nadzoru. Czy urzędnicy i politycy nie wiedzieli jak działa kantor?
Klient przelewa na konto kantoru np. złotówki i zleca wymianę na inną walutę. Następnie wymienione pieniądze kantor odsyła na konto bankowe klienta. I tu czai się największe ryzyko – klient wpłaca pieniądze na prywatne konto kantoru, których może nie odzyskać. Właściciel kantoru może z nimi zrobić co chce, w skrajnym przypadku ukraść pieniądze i dać nogę za granicę.
Czy takiego ryzyka w ogóle da się uniknąć? Czy kantorom internetowym można zaaplikować jakieś bezpieczniki, które zwiększą ochronę ich klientów? Oto 6 propozycji.
1. Zakaz działalności kantorów internetowych
Jeśli nadzór nie radzi sobie z jakimś fragmentem rynku, wprowadzenie zakazu wydaje się najprostszym rozwiązaniem. Za jednym zamachem wytnie się z rynku blisko 60 działających dziś prywatnych kantorów. Pytanie tylko, co to da?
Rafał Łyczek, prezes inkantor.pl, wyobraża sobie taki scenariusz, ale ostrzega, że wówczas rynek cofnie się o dekadę, czyli wrócimy do modelu, kiedy na wymianę walut przez internet będą miały monopol wyłącznie banki.
„Początkowo banki mogą nawet ze sobą konkurować wysokością spreadów, ale myślę, że w dłuższej perspektywie klienci zapłacą więcej. Gdyby ustawodawca zdecydował się na tak radykalny krok, to powinien przynajmniej zadbać o to, by poziom spreadów był regulowany.”
Przeczytaj też: Prawie okradłem znajomego ze wszystkich pieniędzy. Nowy patent niestety zadzialał jak złoto. Jak się bronić?
2. Fundusz gwarancyjny
Lekarstwem na problemy kantorów internetowych mogłoby być stworzenie funduszu gwarancyjnego. Pieniądze z tego źródła wypłacane by były klientom kantorów, które wpadną w tarapaty. Taki system ochrony ma sektor bankowy i SKOK w postaci Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Od niedawna podobny system gwarancji działa w sektorze turystycznym.
Składki na taki fundusz płaciłyby kantory. Ale to może oznaczać koniec taniej wymiany walut, jaką znamy dziś. Nie jest tajemnicą, że ten biznes „jedzie” na bardzo niskich marżach. Sięgają one 1-1,5 grosza, a nawet mniej przy hurtowych zakupach walut. Zrzutka na fundusz, to wzrost kosztów działania kantorów, a więc wyższe ceny dla klientów.
3. Nadzór taki, jakim objęte są kantory stacjonarne
Zapytałem Komisję Nadzoru Finansowego, czy ma pomysły na to, jak zwiększyć bezpieczeństwo klientów kantorów internetowych. Oto propozycja Komisji:
„W ocenie UKNF kantory internetowe powinny być objęte nadzorem z takich samych przyczyn i na takich samych zasadach jak podmioty prowadzące działalność kantorową w rozumieniu przepisów Prawo dewizowe, tj. dokonujące kupna i sprzedaży wartości dewizowych oraz pośrednictwa w kupnie i sprzedaży tych wartości”
Czyli w opinii KNF kantory internetowe powinny być regulowane na tych samych zasadach, co kantory stacjonarne. Doprawdy nie wiem, w jaki sposób miałoby to zwiększyć bezpieczeństwo klientów. Właścicielem kantoru tradycyjnego (podlegają nadzorowi NBP) może być osoba niekarna za przestępstwa związane z obrotem pieniędzmi. Kantor musi prowadzić ewidencję transakcji i przekazywać raporty do NBP. To właściwie wszystko, jeśli chodzi o „regulowanie” tego rynku.
Przeczytaj też: Miał kartę w portfelu, a tymczasem ktoś nią płacił w sklepie Euro RTV. A bank… dwukrotnie odrzuca reklamację. Kilka miesięcy w matriksie
Kantory stacjonarne i internetowe – choć i tu, i tu wymienia się pieniądze – działają na innych zasadach. Idąc do pierwszego dajemy np. złotówki i od razu do ręki dostajemy dolary. Ryzykujemy chyba jedynie to, że kantor wciśnie nam „fałszywki”. Wpłacając pieniądze na konto kantoru internetowego, tracimy nad nimi kontrolę. Obawiam się, że postulat KNF w żaden sposób nie zwiększy bezpieczeństwa.
4. Kapitał
A gdyby tak objąć kantory internetowe podobnym nadzorem co firmy pożyczkowe? Jeszcze kilka lat temu nikt takich firm nie nadzorował. No prawie. UOKiK mógł np. sprawdzić, czy nie oszukują w reklamach. Firmy „chwilówkowe” musiały też przestrzegać zasad dotyczących maksymalnego kosztu pożyczki. Ale w 2016 r. podkręcono branży śrubę. Firma pożyczkowa musi mieć m.in. co najmniej 200.000 zł kapitału zakładowego.
Ten wymóg można skopiować do branży kantorów internetowych. Kapitał spółki byłby pewną formą gwarancji dla klientów, gdyby wpadła w problemy. Rafał Łyczek uważa, że jest to pomysł wart rozważenia. Ale dodaje, że nawet firma z wysokim kapitałem, nie daje gwarancji bezpieczeństwa, bo jeśli ktoś będzie chciał zdefraudować pieniądze, to nikt go przed tym nie powstrzyma.
5. Kantor internetowy jak TFI
Kolejny pomysł zaczerpnąłem z systemu, w jakim działają fundusze inwestycyjne. Otóż TFI, czyli firma zarządzająca funduszami, nie ma dostępu do środków inwestorów. Te spoczywają na rachunku w banku depozytariuszu. Czy takie rozwiązanie można by zaaplikować kantorom internetowym?
Środki, które wpłacają klienci, nie trafiałaby na rachunek kantoru, a na specjalne konto prowadzone przez bank w różnych walutach. Kantor mógłby wydawać dyspozycje bankowi, co ma zrobić z pieniędzmi klientów (na jakie rachunki je przelewać), choć sam nie miałby do nich dostępu. Zresztą taki mechanizm stosują niektóre kantory, np. inkantor.pl.
„To dobra praktyka i stosujemy ją od początku. Środki klientów przed i po wymianie są zdeponowane na rachunkach wskazanych w regulaminie i wymiana następuje pomiędzy tymi rachunkami. Wypłaty też realizowane są na zlecenie klientów, zatem waluta wychodzi z nich na polecenie wypłaty zlecone przez klienta autoryzowane kodem SMS. Inkantor.pl koszty działalności pokrywa z innych rachunków kantoru, w innym banku”
– mówi Rafał Łyczek. Jest to pewien bezpiecznik, ale też nie będzie niezawodny. Dlaczego?
„Jeżeli kantor będzie chciał dopuścić się czynności nieuczciwej, np. defraudacji, to zleci wypłatę środków na wskazane przez siebie konto, a bank nawet nie ma narzędzi zweryfikowania zgodności beneficjenta ze względu na brak bazy wejściowej, a nawet brak mechanizmów weryfikacyjnych dla przelewów w złotych”
– podsumowuje nasz ekspert, szef InKantoru.
6. Mix rozwiązań
Zamiast pojedynczych bezpieczników, kantorom internetowym można zaaplikować pakiet wymogów. Wyobraźmy sobie, że taka działalność jest licencjonowana. Zgodę na działalność może otrzymać osoba niekarna za przestępstwa gospodarcze. Popełnienie przestępstwa powinno skutkować dożywotnim zakazem prowadzenia podobnej działalności. Warunkiem otrzymania licencji jest też kapitał zakładowy na określonym poziomie.
Do dyskusji jest, kto – KNF czy NBP – miałaby sprawować nadzór nad tymi firmami i prowadzić ich rejestr. Nadzorca powinien mieć narzędzia pozwalające na szybką reakcję. W momencie podejrzenia, że coś złego dzieje się z kantorem, nadzorca zawiesza do wyjaśnienia działalność firmy, a przede wszystkim blokuje jej konta bankowe (UOKiK ma podobne narzędzia – może zawiesić reklamy firmy lub nakazać wstrzymanie sprzedaży produktów, gdy podejrzewa ją o nieuczciwość).
Przeczytaj też: Płacisz kartą zbliżeniową? Już wkrótce bez podawania PIN-u zapłacisz za większe zakupy. Ale co z bezpieczeństwem?
Można oczywiście naszpikować kantory internetowe innymi bezpiecznikami, np. tworząc wspomniany fundusz gwarancyjny. Trzeba jednak pamiętać, że każdy z tych bezpieczników oznacza dodatkowe koszty dla kantorów, które zostaną przerzucone na klientów. Nie robiąc nic w kwestii bezpieczeństwa, zachowujemy konkurencyjne stawki wymiany walut. Wprowadzając nowe wymagania, musimy liczyć się z podwyżką kantorowych spreadów.
Blockchain, czyli problem rozwiąże się sam?
Co zrobić, żeby w kantorach internetowych było bezpiecznie, a z drugiej strony tanio? Rafał Łyczek, prezes inkantor.pl, dla „Subiektywnie o finansach”:
„Myślę że sytuacja rozwiąże się sama szybciej, niż nam się wydaje i nie będzie to zasługą regulatorów (KNF, NBP), czy organizacji powoływanych na wzór ZBP. Sytuację, pomimo mocnych oporów organizacji np. SWIFT, rozwiąże system wymiany walut oparty o technologię blockchain. Zatem nie wiem, czy jest sens rozwodzić się nad tematem regulacji i zabezpieczeń”
Jak w codzinnym życiu można wykorzystać blockchain i kryptowaluty? Przeczytajcie o pomyśle F.TV, który opisywaliśmy na „Subiektywnie o finansach”, a szybko dojdziecie do wniosku, że blockchain jest znacznie bardziej przydatny dla zwykłego konsumenta, niż mogłoby się wydawać. Ale jest i inny problem, o którym wspomina Łyczek:
„Nasze instytucje nadzorcze cierpią na dychotomię. KNF raz się boi i umieszcza największą polską giełdę krypotowalut na liście ostrzeń, co skutkuje odcięciem jej od rachunków bankowych przez większość polskich banków komercyjnych i przeniesieniem działalności na Maltę. Po czym za chwilę KNF wystosowuje zaproszenie do prezesa tej giełdy z prośbą o włączenie się w dyskusję na temat kryptowalut i blockchaina. NBP zasadniczo w temacie wymiany walut jest zbędnym strażnikiem starych czasów i kantorów stacjonarnych, którego kontrola ogranicza się do ewidencjonowania operacji wymiany czy poprawnego oznaczenia kantoru odpowiednimi tabliczkami.”
Czy Waszym zdaniem kantory internetowe należy objąć nadzorem? W jaki sposób zwiększyć bezpieczeństwo klientów? Komentujcie pod artykułem albo piszcie: maciej.bednarek@subiektywnieofinansach.pl