Bankomat kojarzy nam się głównie z wypłacaniem – rzadziej z wpłacaniem – gotówki. Ale tak naprawdę to dziś bardzo wyrafinowane urządzenie, które może pełnić zarówno funkcję „przenośnego banku” z większością jego funkcji transakcyjnych, jak i dystrybutora najróżniejszych kuponów, bonów i biletów. Szczególnie różowo widzę perspektywy bankomatu jako nośnika… rabatów do pobliskich sklepów.
Większość z nas przy okazji wypłacania gotówki „zahacza” w bankomatach o różne dodatkowe funkcje – najczęściej są to doładowania telefonów komórkowych, ale i przekazy gotówki, albo darowizny. Jest też oczywiście funkcja wpłatomatowa, coraz popularniejsza w związku z trendem banków do zmniejszania liczby placówek.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Ale choć transakcje finansowe – przeważnie z gotówką „na wejściu” i „na wyjściu” – są wciąż rdzeniem funkcjonalności bankomatów, to jestem coraz głębiej przekonany, że powoli nadchodzą czasy, w których bankomat stanie się urządzeniem z pogranicza świata finansów i handlu. Ci operatorzy bankomatów – oraz właściciele sieci handlowych – którzy jako pierwsi spróbują wykorzystać funkcje „handlowe” bankomatów, prawdopodobnie dobrze na tym zarobią.
Programy lojalnościowe w… smartfonie
Żeby dokładnie wytłumaczyć w czym rzecz, musimy głębiej wejść w świat handlowców. I w to jak bardzo zmienia się on w XXI wieku. Z jednej strony handel „stacjonarny” coraz bardziej się centralizuje – galerie i centra handlowe w coraz większym stopniu skupiają naszą uwagę w wydawaniu pieniędzy. Z drugiej strony powszechność smartfonów, łatwy dostęp do internetu i geolokalizacja sprawia, że konsumenci są atakowani znacznie większą liczbą bodźców z gatunku „kup teraz”.
Co mam na myśli? Otóż kiedyś, żeby stać się członkiem programu lojalnościowego, trzeba było pójść do sklepu i wyrobić sobie kartę. Teraz wystarczy ściągnąć aplikację na smartfona. Kiedyś, żeby móc skorzystać z rabatu w ramach programu lojalnościowego, trzeba było znaleźć sklep danej marki. Dziś wystarczy wyjąć smatfona z kieszeni, a sklep sam nas „zaprosi”, korzystając z powiadomień push i geolokalizacji.
Nawet jeśli nowoczesne programy lojalnościowe jeszcze nie do końca w ten sposób działają, to gwarantuję Wam, że jest kwestią niedługiego czasu, że zaczną. Korzystanie z rabatów, bonusów i promocji stanie się w zasadzie wyścigiem o uwagę konsumenta – wygra ten, kto pierwszy będzie w stanie trafić w jego potrzeby promocją i najszybciej dostarczyć informację na jej temat. A najlepiej jeśli przy okazji będzie też w stanie dostarczyć ewentualne finansowanie.
Czytaj też: Poczta wrzuca granat za kołnierz Polsce bezgotówkowej. Rozkręca się rywalizacja banknotu i plastiku!
Bankomat, czyli koło ratunkowe w samym centrum zakupów
Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla bankomatów? Bardzo blisko centrum tego całego zamieszania. Wszystko dzięki temu, że miliony konsumentów przychodzą do bankomatu, niczym do wodopoju znajdującego się na środku pustyni. Gdy w portfelu susza, bankomat jest oazą pachnącej gotówki. Klient, który przychodzi po gotówkę, z reguły myśli już o tym, żeby ją wydać. A więc – chcąc poprosić go, by kupił to, na czym nam zależy – nie trzeba aż tak bardzo rywalizować o jego uwagę. Ona mniej więcej jest skupiona właściwie ;-).
Po drugie: bankomaty stoją zwykle w samym centrum „konsumpcyjności” – w centrach handlowych, na głównych ulicach miast, przy supermarketach, czy dworcach. A to oznacza, że chcąc namówić klientów, by skorzystali z jakiejś-tam oferty, nie trzeba wyciągać ich na drugi koniec miasta. Wystarczy wskazać im punkt wydawania pieniędzy znajdujący się w odległości 50-100 metrów od bankomatu.
Nie macie pojęcia, jak bardzo zazdroszczą operatorom bankomatów menedżerowie banków. Oni daliby się pokroić za to, żeby móc wejść ze swoimi placówkami do najbardziej uczęszczanych alejek w centrach handlowych. By spragnieni gotówki (najlepiej szybkiej gotówki) klienci przychodzili tam i napełniali kieszenie pożyczkami.
Szefowie centrów handlowych zwykle umieszczają placówki banków gdzieś między punktem dorabiania kluczy, pralnią i toaletą. Dlaczego? To proste: ze statystyk wynika, że oddział banku „zabija” ruch w centrum handlowym. Dziwnym trafem bankomat – spełniając z grubsza podobną funkcję – nie kojarzy się ludziom w ten sposób. A poza tym jest tańszy, bo zajmuje mniej cennego miejsca.
Bankomat jak „prawie” oddział banku
Jak więc może wyglądać przyszłość bankomatów? Owszem, nadal będą wydawały i przyjmowały gotówkę. Ale będą też automatycznymi pośrednikami finansowymi – będzie można w nich przeprowadzić od początku bądź tylko sfinalizować proces wypłaty pożyczki na zakupy.
Jeśli klient ma przyznany jakiś predefiniowany limit pożyczkowy, to bankomat może mu zaproponować (o ile dostanie z banku takie polecenie wynikające z analizy potrzeb klienta) możliwość natychmiastowego skorzystania z tego limitu. Na ekranie bankomatu może pojawić się kwota dostępnego kredytu, a klient przesuwając na ekranie wskaźniki może ustalać, ile pieniędzy chce natychmiast wypłacić w ciężar kredytu i przy jakim oprocentowaniu.
Dziś w Polsce działa 20.000 bankomatów (np. w Wielkiej Brytanii jest 50.000, choć liczba mieszkańców jest tylko o 50% większa niż w Polsce), z których miesięcznie korzystamy 55 mln razy (średnio dwa razy na jedną kartę), wypłacając w sumie 25-30 mld zł.
Podstawową potrzebą, która przyprowadza nas do bankomatu jest – i to się nie zmieni – potrzeba „zatankowania” gotówki. Ale nowa generacja bankomatów ma po pierwsze sprawić, że ta wypłata będzie zupełnie innym doświadczeniem (budującym lojalność klienta do banku – np. poprzez wyświetlenie „barw klubowych” banku klienta, czy indywidualne dopasowanie wypłacanych nominałów do potrzeb danego konsumenta), a po drugie ma stanowić wstęp do kolejnych transakcji. Bankomaty też punktem odbioru rabatów czy innych benefitów w ramach programów lojalnościowych.
Czytaj też: Widziałem superbankomat: udzieli kredytu, da zniżkę do sklepu, a wypłatę zlecisz mu… smartfonem!
Wypłacasz gotówkę i… dostajesz bon na tańsze zakupy
Nowoczesne bankomaty mogą drukować nie tylko potwierdzenia transakcji, ale i kupony promocyjne. Załóżmy więc, że właściciel bankomatu dogada się z siecią handlową na rabat dla swoich klientów. Każdy klient może otrzymywać cyfrowy (na e-mail) lub papierowy kupon uprawniający do tańszych zakupów. Jeśli to nie jest Carrefour czy Tesco, lecz np. sklep z drogą elektroniką (telewizory, smartfony), czy sprzętem komputerowym, akurat jest okres przedświąteczny, a my tę funkcję połączymy z kredytem z bankomatu…
Jeśli podchodząc do bankomatu i wypłacając gotówkę – ba, mając ją już w rękach – zobaczymy na ekranie komunikat: „spójrz w lewo, tylko przez najbliższych 10 minut możesz dostać 20% rabatu na ten telewizor z wystawy, weź kupon, który właśnie ci drukujemy”… Niełatwo będzie się oprzeć. Zwłaszcza, gdy pojawi się drugi: „na tę transakcję możesz dostać pożyczkę z wypłatą z bankomatu”.
Prawda jest taka, że najnowocześniejsze generacje bankomatów takie rzeczy potrafią już robić. I jest kwestią czasu, gdy operatorzy sieci bankomatowych zaczną te funkcje wykorzystywać we współpracy z placówkami handlowymi znajdującymi się w pobliżu. Operatorzy bankomatów mają tyle maszyn w centrach handlowych, że grzechem byłoby z tej opcji nie skorzystać.
Czy bankomaty będą zarabiały na prowizjach od sieci handlowych?
Rabaty z bankomatu (podobnie jak reklamy wyświetlane na ekranach i drukowane na potwierdzeniach transakcji) mogą być papierowe albo elektroniczne – wysyłane e-mailem, pokazywane jako QR kod, który będzie trzeba zeskanować smartfonem, albo wyświetlane w formie hasła, które trzeba podać sprzedawcy. Koszty takiego marketingu „celowanego”, bo dotyczącego klientów wypłacających gotówkę i będących w pobliżu, z pewnością są niższe od innych wariantów marketingu.
Istnieje również możliwość realizacji specjalnych wypłat gotówki w bankomacie w oparciu o kody promocyjne bez użycia karty. Przykładowo, w centrum handlowym mogą być dystrybuowane kody czy specjalne kupony połączone z wybraną promocją w sklepie obok. I tak, o określonej godzinie każdego dnia trwania akcji pierwszych ileś-tam osób, które wprowadzą otrzymany w kuponie kod oraz odpowiedzą poprawnie na pytania konkursowe, wygrywa np. 50 lub 100 zł. Czyż to nie jest pomysł na zwiększenie ruchu w centrum handlowym?
Szefowie sieci bankomatowych mogą dzięki tym funkcjom przyzwyczajać klientów – w miłych i przyjemnych dla tych klientów okolicznościach – że bankomat to nie tylko urządzenie do wypłacania i wpłacania gotówki, lecz do wielu najróżniejszych transakcji. Nie ma lepszego sposobu na przełamanie lodów, niż korzyść przekazana klientowi do ręki.
W sytuacji, gdy banki zamykają oddziały i tną koszty związane z dużą siecią dystrybucji, taki bankomat mógłby być rodzajem pierwszego punktu kontaktu klienta z bankiem – trzeba tylko przekonać klienta, żeby chciał z tego skorzystać.
Są już podobno przykłady banków, które w bankomatach pozwalają np. zmieniać dane o telefonach kontaktowych do klientów albo np. zmieniać konfigurację udzielonych bankowi zgód marketingowych. Są bankomaty, które doładowują karty miejskie oraz takie, które sprzedają bilety na autobus.
W Hiszpanii widziałem bankomat, który nie tylko miał obsługę w kilkunastu językach (w tym po polsku), ale też sprzedawał bilety do okolicznych muzeów i na mecze lokalnej drużyny piłkarskiej. Można? Można. W polskich bankomatach wciąż dominują reklamy, ale zdarzają się też kupony rabatowe. Zapewne będzie ich coraz więcej.
Artykuł powstał w ramach Partnerstwa serwisu „Subiektywnie o finansach” z Euronet Polska. Zapraszam do odwiedzenia rubryki #cashlovers na www.subiektywnieofinansach.pl