Dziś przedstawię „naukową podbudowę” prognozy mówiącej o tym, że dla klientów banków nadchodzą gorsze czasy. Posłużę się w tym celu dwoma raportami, które w ostatnich tygodniach wpadły mi w ręce: analizą firmy doradczej /zeb oraz danymi z bankowego raportu firmy doradczej BCG. Na początek spostrzeżenia natury ogólnej. Banki w Europie należą do najmniej dochodowych na finansowej mapie świata. Według wyliczeń BCG europejskie banki są jedynymi, które po pięciu latach od wybuchu kryzysu finansowego nie generują dodatniego tzw. zysku ekonomicznego (czyli dochodu z podstawowej działalności). Na plus pod tym względem wyszły banki w USA, utrzymały się nad kreską banki w Azji, Ameryce Południowej oraz w Afryce. Te europejskie wciąż są na minusie:
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Patrząc na komponenty przychodów i kosztów banków w różnych częściach świata – to ten wykres poniżej – można zauważyć, że dla banków w Europie dramatyczne skutki przynosi spadek dochodów z odsetek i dywidend (najciemniejszy z zielonych słupków, spadek z 420 tzw. punktów bazowych w 2009 r. do 271 pkt. bazowych w 2013 r.) przy stabilnym poziomie dochodów z prowizji (środkowy odcień zieleni) oraz dochodów z operacji handlowych (najjaśniejszy odcień zieleni). Z drugiej strony o 50 tzw. punktów bazowych spadły koszty finansowania (czyli pozyskiwania pieniądza, najjaśniejszy z czerwonych pasków), ale wzrosły koszty operacyjne (ze 131 do 143 pkt. bazowych, środkowy odcień czerwieni). Minimalnie zwiększyły się też koszty ryzyka (czyli złych kredytów, najczerwieńszy słupek).
Dla porównania – w bankach USA bardzo mocno spadły tzw. koszty ryzyka (i zdecydowały o znaczącej poprawie sytuacji ekonomicznej banków), zaś w Azji znacznie szybciej rosły dochody z odsetek, niż koszty finansowania. Generalnie widać, że banki europejskie są, proszę Państwa, w du…żym kłopocie. Dochody z odsetek im spadły, zaś koszty działania i koszty ryzyka wzrosły. O tym, że banki na Starym Kontynencie się duszą, świadczą też liczby podawane przez /zeb, dotyczące zwrotu z kapitału oraz wskaźnika kosztów do dochodów (CIR – ta liczba w dymku), który jest tym lepszy, tym niższy – sęk w tym, że w europejskich bankach spadać nie chce (patrz po prawej).
Na domiar złego najbliższe lata przyniosą bankom w Europie – jak widać, posiadającym nieciekawą strukturę przychodów i kosztów – także wzrost wymogów regulacyjnych. Będą musiały posiadać wyższy kapitał, lepiej dostosować strukturę terminową aktywów i pasywów (czyli długość udzielanych kredytów i składanych przez klientów depozytów) oraz płynności. Firma doradcza /zeb uważa, że jeśli banki w Europie mają utrzymać choćby ten poziom (nie)rentowności, którym legitymują się dziś, potrzebują zwiększenia marży na kredytach, powiększenia o 25% dochodów z opłat i prowizji, lepszego zarządzania posiadanym kapitałem (czyli „inwestowania” kapitału w aktywa o wyższej rentowności), redukcji kosztów działalności o 10%.
Być może to jest odpowiedź na pytanie dlaczego np. grupa Raiffeisen rozważa spieniężenie swojej perły w koronie, czyli polskiego Raiffeisen Polbanku. Żeby utrzymać w coraz trudniejszych warunkach przyzwoitą rentowność kapitału, trzeba go inwestować tylko tam, gdzie będzie generował bardzo wysokie dochody, a nie tylko przyzwoite. Poniżej wykres opowiadający o bazowym scenariuszu do 2018 r., zakładającym dalszy spadek rentowności banków w Europie.
Poza niespecjalnie efektywną strukturą przychodów i kosztów, niskich stóp procentowych uderzających w przychody oraz rosnących wymogów regulacyjnych są jeszcze inne ryzyka – płacenia przez banki kar za stare grzechy. Analitycy BCG poczynili ciekawe wyliczenia, z których wynika, że od wybuchu kryzysu banki po obu stronach Oceanu zapłaciły już 180 mld dolarów kar (większość – banki w USA). Większość z nich to kary nałożone przez rządy lub nadzór. I wcale nie jest powiedziane, że to już koniec wystawiania bankowcom rachunków za ich postępki, które doprowadziły do kryzysu finansowego – udzielanie kredytów komu popadnie, manipulowanie wskaźnikami, emitowanie papierów (bez)wartościowych, oszukiwanie klientów.
Kto myśli, że polskim bankom się upiecze – niech obejrzy wykres poniżej i porzuci wszelkie nadzieje. U nas też będzie rotacja aktywów w kierunku bardziej rentownych, podnoszenie rentowności kredytów (choć wydaje się, że jest to już niemożliwe), zwiększane dochodów odsetkowych. Bo jeśli nie… ich zwrot z kapitału może spaść do 2018 r. aż o połowę. Możecie już wyjąć chusteczki i uronić łezkę nad stresującym życiem prezesów banków, które teraz stanie się jeszcze bardziej stresujące, bo będą musieli odbierać telefony z Frankfurtu, Mediolanu, czy innego Paryża z pytaniami: „warum???”, „pourquoi???” albo „ty nie przynosić już duża zysk, ty ruszać dupa, albo ja sprzedać twoja bank do jakiś Chińczyk i dopiero dostaniesz odciska!”. 😉