O ile płacąc bezgotówkowo za granicą możemy już dość łatwo uniknąć drogich przewalutowań, o tyle w przypadku transakcji bankomatowych coraz częściej koszty są nieuniknione. Pytanie tylko czy będą większe, czy mniejsze. W skrajnym przypadku można zapłacić 25% prowizji od wypłaty nieco ponad 200 zł
Nie jest wiedzą tajemną, że wielu Polaków w tym roku zabrało na zagraniczne wojaże kartę Revolut lub podobną. Inni wyrobili w swoich bankach kartę walutową (z możliwością wymiany walut online w bankowym e-kantorze). Jeszcze inni – wielowalutową. Każde z tych rozwiązań pozwala płacić kartą w lokalnej walucie bez konieczności płacenia jakichkolwiek spreadów.
- Oszczędzasz na emeryturę w ETF-ach, funduszach, akcjach. Czy wiesz, ile jeszcze krachów przeżyjesz? Ile ja już przeżyłem? Podpowiadam, jak je przeżyć w spokoju [WYCISKANIE EMERYTURY BY UNIQA TFI]
- Jak w niedalekiej przyszłości korzystać będziemy z usług bankowych? [NOWOCZEŚNI MOBILNI BY VOLKSWAGEN FINANCIAL SERVICES]
- W erze wysokiej inflacji warto myśleć o zabezpieczeniu najcenniejszego składnika majątku – mieszkania. Jak wybrać najlepszą polisę mieszkaniową? [BAZ ZNIECZULENIA O UBEZPIECZENIACH BY TUZ UBEZPIECZENIA]
W zasadzie jedyną potencjalną pułapką przy używaniu karty walutowej lub wielowalutowej za granicą jest domyślne proponowanie przez terminale płatnicze w sklepach przewalutowania „na miejscu”. Ale wystarczy konsekwentnie odmawiać jakichkolwiek operacji walutowych przy terminalach sklepowych i zagraniczne wyjazdy mamy całkiem bezspreadowe.
Czytaj też: Porównałem „na żywo” kilka kart, płacąc nimi za granicą. Która najtańsza? Zwycięzca mógł być tylko jeden
Czytaj też: Coś się zmienia? W te wakacje po raz pierwszy ani razu nie potrzebowałem Revoluta!
Gorzej przy bankomatach. Nawet jeśli mam kartę płatniczą, która pozwala wyciągać pieniądze bez prowizji (część kart wielowalutowych ma taką funkcję), to standardem stają się w zagranicznych bankomatach opłaty surcharge, pobierane nie przez polski bank, lecz przez operatora iejscowego bankomatu.
Zwiedzałem tego lata południową Europę i przyznam, że praktycznie we wszystkich bankomatach, które testowałem, była pobierana opłata sucharge. Albo miałem wyjątkowego pecha, albo sieci bankomatowe na południu postawiły sobie za punkt honoru doić turystów ile wlezie. Jest to o tyle niefajne, że w Polsce pobieranie opłat surcharge jest zabronione (przynajmniej dla polskich kart), więc jeśli nasz bank dał nam kartę „z darmowymi wypłatami z bankomatów na całym świecie”, to trudno nam zrozumieć dlaczego zagraniczny bankomat żąda od nas prowizji.
Problem w tym, że to już nawet trudno nazwać prowizją. To jest regularny haracz, rozbój w biały dzień. Zobaczcie jaką ofertę złożył mi pod koniec lipca bankomat na lotnisku w Palma de Mallorca. Po włożeniu karty wielowalutowej, bezspreadowej, którą bez żadnych dodatkowych opłat powinienem móc wyciągnąć 50 euro i rozliczyć to po kursie bliskim NBP-owskiemu, mym oczętom ukazała się taka alternatywa:
„Możesz, drogi Samciku, wypłacić tą kartą gotówkę płacąc prawie 3 euro dodatkowej prowizji (czyli prawie 6% wypłacanej kwoty), albo możesz przewalutować tę transakcję na złote bezpośrednio w bankomacie, zaś z twojego konta pobranych zostanie 252,66 zł. Wtedy oczywiście nie zapłacisz już żadnych dodatkowych prowizji”
Na pierwszy rzut oka lepiej nie płacić żadnych prowizji i wybrać opcję drugą. Ale wystarczy mieć elementarną wiedzę o tym, jak w danym momencie kształtują się kursy na rynku walutowym, żeby zorientować się, iż to jest megapodstęp. Otóż ponad 252 zł za 50 euro oznacza, że za jedno euro operator bankomatu na Majorce zażyczył sobie… ponad 5,05 zł.
Kurs z kosmosu, zwłaszcza że tego dnia w NBP euro było po 4,30 zł. Nawet gdyby doliczyć jakiś standardowy spread rzędu 2%, to w bankomacie to samo euro mogłoby być po 4,40 zł, ale nie po ponad pięć złotych! Bankomat na Majorce najwyraźniej był sformatowany biznesowo na wzór kantoru na lotnisku w Warszawie.
Czytaj też: Wypłacał z bankomatu euro. Z konta w euro. Kartą w euro. Bolało
Każdy, kto umie liczyć, będzie wolał zapłacić 3 euro prowizji (czyli jakieś 13 zł, też sporo jak na zwykłą wypłatę gotówki), niż poddać się torturze przewalutowania po takim kursie. Ale skoro takie numery są w bankomatach „szyte”, to znaczy, że chętni na ostre golenie muszą się znajdować.
Dla mnie dziwne jest to, że sieci bankomatowe, którym powinno zależeć na tym, by jak najwięcej turystów pozostawało przy gotówce, aż tak ich do tej gotówki zniechęcają. W ciągu trzytygodniowego touru mógłbym kilkakrotnie skorzystać z usług bankomatu i zaopatrzyć się w awaryjną gotówkę. Ale skoro chciano mnie traktować jak dojną krowę, to sobie odpuściłem.
Jeśli nic się nie zmieni, to trzeba będzie przed kolejnym sezonem „wyjazdowym” – ferie, a potem przyszłoroczne wakacje – ostrzegać Rodaków przed zbliżaniem się do bankomatów za granicą. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby do takiego bankomatu podszedł np. właściciel wydanej przez polski bank karty eurowej. Np. wypłacasz 50 euro i najpierw płacisz 10 zł polskiemu bankowi (tyle potrafią kosztować wypłaty zagraniczne), potem spread bankomatowy (35 zł), a potem jeszcze drugi spread banku w Polsce, bo karta jest eurowa (20 zł). Wypłata 50 euro zamiast 215 zł mogłaby kosztować 65 zł.
źródło zdjęcia: The Telegraph