W ostatnim raporcie Citibank Research, poświęconym „uberyzacji” finansów znalazłem dane, z których wynika, że „używalność” placówek bankowych jest już mniejsza nie tylko od liczby odwiedzin banku poprzez stronę internetową, ale i od liczby wizyt w banku za pośrednictwem smartfona. Otóż przeciętny posiadacz konta bankowego w ciągu miesiąca ma ze swoim bankiem mniej więcej 17 interakcji.
Przeciętny klient banku: jedna wizyta w placówce miesięcznie i… siedem w internecie!
Z tego aż siedem to odwiedziny serwisu bankowości internetowej (aby sprawdzić saldo albo wykonać jakąś transakcję), kolejne cztery to połączenia z infolinią banku lub telefonicznym call centre, a trzy – odwiedzanie banku za pomocą smartfona lub tabletu. Przeciętny klient banku tylko raz w miesiącu ma styczność z placówką bankową. Na tzw. emerging markets – do których się zaliczamy – udział placówek w „używalności” banków jest statystycznie większy, bo są to dwie interakcje na 21 miesięcznie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To chyba zła wiadomość dla większości polskich banków, które bardzo wolno zmniejszają sieć placówek i niewykluczone, że zaraz obudzą się z ręką w nocniku. To co czeka polską bankowość – jak i zachodnioeuropejską – przepowiadają zmiany, które już nastąpiły w krajach skandynawskich, w których społeczeństwa stosunkowo łatwo przyjmują nowoczesne sposoby bankowania i migrują do płacenia bezgotówkowego.
Banki w Skandynawii zlikwidowały ponad połowę placówek! W Hiszpanii – jedną trzecią
W Danii w gotówce reguluje się nie więcej niż 25% rachunków, a rząd nieśmiało planuje całkowite wycofanie gotówki z obrotu w 2030 r. Podobnie jest w Szwecji. W tej sytuacji banki są zmuszone bardzo mocno zmieniać swoje kanały komunikowania się z klientami. Norweski bank DNB od 2009 r. do 2015 r. zlikwidował mniej więcej 50% wszystkich swoich placówek. Jego główny rywal Nordea – nawet nieco więcej. Duński Danske Bank zredukował sieć niemal o dwie trzecie placówek, zaś szwedzki SEB o prawie 60%
Ostatnio widziałem najnowsze dane, obejmujące ostatnią dekadę zmian w bankowości hiszpańskiej. Okazuje się, że w Hiszpanii między 2007 r. a 2016 r. liczba pracowników banków spadła o 30%, zaś liczba bankowych placówek – o 37%! Dziś w hiszpańskich bankach pracuje mniej więcej 195.000 osób, podczas gdy jeszcze 10 lat temu było ich więcej aż o 85.000. Swoje zrobił kryzys nieruchomościowy, który „wyczyścił” rynek z banków udzielających kredytów pod hipotekę zbyt odważnie lub osobom bez wiarygodności finansowej.
Inna sprawa, że jeszcze do niedawna Hiszpania była najbardziej „przebankowionym” krajem w Europie – nawet po przeprowadzeniu większości cięć etatów i zlikwidowaniu placówek – czyli w 2015 r. – ze statystyk Banku Światowego wynikało, że w tym kraju na 100.000 mieszkańców przypada aż 70 placówek bankowych. To dwa razy więcej, niż wynosi średnia w krajach strefy euro. Więcej na temat rzezi w hiszpańskiej bankowości przeczytasz na Bloombergu.
Czytaj: Tak unowocześniły się hiszpańskie bankomaty. Co potrafią?
Co w tym czasie działo się w polskiej branży bankowej? Prezesi banków, napędzani myślą o stosunkowo dużym jeszcze odsetku „nieubankowionych” Polaków, zwiększali zagęszczenie miast i miasteczek swoimi placówkami.
Nieubankowieni? Oni nie zapełnią placówek banków
Choć odsetek Polaków nie posiadających konta bankowego od lat pozostaje na mniej więcej takim samym poziomie ok. 20%, wśród bankowców pokutuje – prawdopodobnie błędnie – przekonanie, że ta grupa potencjalnych klientów jest zbyt konserwatywna, by chciała zadzierzgnąć z bankiem relację zdalną, a zarazem ma zbyt trudno dostęp do placówki, by podpisać umowę konta i karty osobiście.
Tak naprawdę nieubankowieni to ci, którzy banków do szczęścia w ogóle nie potrzebują – albo nie mają dochodów, albo biorą pieniądze w gotówce, a potrzeby pożyczkowe załatwiają im firmy pozabankowe. Choć oczywiście w ogólnoregionalnych statystykach widać dużo większe nieubankowienie (ale dane zawyżają mieszkańcy Wschodu i Południa naszego regionu Europy).
Wskutek realizacji strategii zagęszczania placówek bankowych między 2004 r., a 2014 r. – jak wynika z danych Banku Światowego – liczba placówek przypadających na każde 100.000 Polaków wzrosła z 26,6 do 33 (choć w ostatnich dwóch latach, patrząc w liczbach bezwzględnych, już spadała o „małe” kilkaset oddziałów rocznie). W tym samym czasie w krajach strefy euro zagęszczenie placówek, mierzone tym samym wskaźnikiem, spadło z 33 oddziałów do 28.
Nasycenie placówkami podobne do tego, które mamy w naszym kraju, utrzymuje się w stosunkowo niewielu krajach, np. w USA (tu przypada 32,5 placówki bankowej na 100.000 mieszkańców). W Hiszpanii nasycenie oddziałami banków wynosi wciąż – o tym było wyżej – aż 70 placówek na 100.000 mieszkańców, a w Portugalii i Brazylii ten wskaźnik wynosi 50-60. Ale to wyjątki. We wspomnianych wyżej krajach skandynawskich zagęszczenie placówkami wynosi 17,5 oddziału na 100.000 mieszkańców.
Polskie banki za dziesięć lat: o połowę mniej placówek?
Co więcej, Bank Światowy prognozuje, że trend do zmniejszania liczby placówek bankowych będzie się pogłębiał. W 2025 r. na 100 tys. mieszkańców Skandynawii ma już przypadać tylko 10 placówek bankowych, zaś w krajach strefy euro – 15. Prognoz dla Europy Środkowo-Wschodniej nie udało mi się znaleźć, ale nawet w przypadku USA, gdzie docelowo zagęszczenie placówek ma być najwyższe, nie będzie przekraczało 21-22 oddziałów na 100 tys. mieszkańców. Trudno więc oczekiwać, by Polska miała być jakimś skansenem bankowości oddziałowej.
Preferencje klientów, migrujących do kanałów samoobsługowych to jedno, ale do cięcia sieci placówek będą skłaniać też bankowców względy biznesowe. Utrzymanie placówek i ich pracowników to statystycznie 60-65% wszystkich kosztów banku (w przypadku instytucji mającej stosunkowo duży udział w rynku i nasyconą sieć placówek). Zaś spadająca rentowność działalności bankowej każe patrzeć na ten składnik kosztów jako na najważniejsze źródło oszczędności.
W 2009 r. w Europie Środkowo-Wschodniej rentowność kapitału zaangażowanego przez inwestorów w banki (wypłacanego w formie dywidendy bądź angażowanego we wzrost sumy bilansowej) wynosiła 8%. Dziś średnio jest to tylko 6-7% (Polska jest w dalszym ciągu stosunkowo wysoko w tym rankingu, bo część banków wciąż utrzymuje rentowność ROE na poziomie blisko 10% lub ciut powyżej tej granicy).
W Europie Zachodniej wskaźniki rentowności banków są na podobnych poziomach, a analitycy Citi Research spodziewają się, że w związku z przeglądem kosztów i mniejszą popularnością placówek wśród klientów, z rynku może zniknąć od 50% (Francja) do 70-80% placówek (Włochy, Hiszpania). W Polsce zagęszczenie miast placówkami nie jest tak duże, jak w wymienionych krajach, ale też należy się spodziewać dużych cięć.
Zobacz też: Oto futurystyczna placówka przyszłości mBanku. W Łodzi.
Zobacz też pierwszą w Polsce bankową klubokawiarnię. Na Marszałkowskiej
Na rynku będą w stanie utrzymać się tylko te banki, które przestawią swoje placówki z centrów transakcyjnych na centra doradcze. Ten nowy model sieci dystrybucji wymaga bardzo dokładnej i starannej segmentacji klientów na tych masowych, którzy powinni korzystać z kanałów samoobsługowych, na aspirujących oraz zamożnych. Zadaniem placówek bankowych i ich pracowników będzie tak opiekować się wyższym segmentem klientów, by korzystali z jak największej liczby produktów.
Ponad połowa pracowników banków „robi” w papierkach. Nie będą już potrzebni
A to oznacza, że będą potrzebni wysoko wykwalifikowani pracownicy, a placówki będą musiały być przenoszone tam, gdzie dany bank ma najwięcej klientów aspirujących i zamożnych. W pewnym sensie banki powinny brać przykład z Ubera, którego głównym celem nie jest dostarczanie usług transportowych, lecz tworzenie nowego tzw. user experience. Uber kreuje potrzeby konsumenckie, żeby potem zarabiać na ich zaspokajaniu. I taka właśnie powinna być po części rola placówek bankowych nowej generacji.
Zobacz: pierwszą w Polsce automatyczną placówkę bankową
Przeczytaj też o najdziwniejszych placówkach bankowych na świecie
W ciągu ostatnich 10 lat zatrudnienie w polskiej branży bankowej zmniejszyło się o 7%, to 175.000 etatów. W całej Unii Europejskiej branża bankowa zatrudnia 2,9 mln ludzi i w ciągu ostatniej dekady pracę straciło prawie 200.000 pracowników (11% wszystkich zatrudnionych). Te dane nie obejmują roku 2015, w którym – według danych zebranych przez Financial Times – pracę w branży bankowej po obu stronach Oceanu straciło mniej więcej 100.000 osób. Można się domyślać, że kilkadziesiąt tysięcy z nich to efekt zwolnień w europejskich bankach.
Wygląda na to, że to dopiero początek wielkiej restrukturyzacji kosztów w bankach. Jeśli w ciągu najbliższych 10 lat liczba oddziałów banków ma się zmniejszyć o 30-50%, to trudno nie przypuszczać, że to samo czeka dużą część pracowników banków. Zwłaszcza tych, którzy dziś zajmują się ręcznym przetwarzaniem transakcji. Według ekspertów Citi dziś 60-70% pracowników banków zajmuje się ręcznym procesowaniem, a więc potencjał do wzrostu efektywności jest spory.