Kilka razy pisałem Wam już o dziwnym pomyśle Idea Banku, który postanowił pobawić się w inkasenta i wprowadził na rynek pierwszą sieć mobilnych wpłatomatów, jeżdżących od klienta do klienta i przyjmujących szmal. Na początku wydawało się, że będzie to głównie pomysł marketingowy, taka reklama banku i rodzaj wiadomości: „zobaczcie jacy jesteśmy pomocni, nawet po kasę do klientów przyjeżdżamy”. Okazuje się jednak, że robi się z tego nie tylko reklamówka, ale i poważny biznes. Bank pochwalił się, że za pośrednictwem tych maszyn do banku wpływa już ponad 50 mln zł miesięcznie. Jeśli ten trend się utrzyma, w skali roku mobilne wpłatomaty będą pozyskiwać dla banku – lekko licząc – pół miliarda złotych.
Czytaj też: Bank na kółkach nie nadąża z robotą. Przyjedzie zabrać od ciebie nadmiar gotówki
- Chcą nam zabronić samochodów spalinowych? Nie lubimy tego. Ale może to nie będzie decyzja polityczna tylko… ekonomiczna? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE]
- Założyły własne firmy. Jaką mają receptę na biznesowy sukces? [O WYGODNYM PŁACENIU...]
- Ubezpieczenie na wyjazd weekendowy lub wakacyjny: must have. Co powinna zawierać porządna polisa turystyczna? I jak ją najszybciej kupić? [DOCENISZ, GDY WYCENISZ]
Samochodów z wpłatomatami na pokładzie ideabankowcy mają już 19 i są one dostępne dla klientów we wszystkich największych polskich miastach. A na ten rok – o czym też już pisałem – bank planuje podwojenie liczby wpłatomatów na kółkach. To może oznaczać, że w przewidywalnej przyszłości takie gotówkowe assistance będzie generowało bankowi wpływy depozytowe rzędu miliarda złotych w skali roku. To już nie są żarty, bo chociaż portfel depozytowy Idea Banku jest wart aż 14 mld zł, to wciąż jest to nieduża instytucja finansowa, która zwykle musi się nieźle napocić, żeby przyciągnąć od klientów lokaty.
O ile w PKO BP koszt pozyskania pieniądza wynosi 0,7% w skali roku, o tyle w małych bankach podchodzi pod 1,5-2%. Tyle małe banki muszą płacić za depozyty, żeby mieć cień szansy na podebranie oszczędności klientowskich wielkiej konkurencji, która ma gigantyczną sieć placówek i wieloletnią renomę wśród klientów. W tym kontekście taka sieć mobilnych wpłatomatów jest zbawieniem, bo pieniądz, który pozyskuje, przeważnie trafia na zerowo lub nisko oprocentowane konta bieżące lub oszczędnościowe i nawet jeśli później jest przerzucany przez klientów na depozyty, to bank nie musi oferować żadnych promocyjnych stawek, żeby te depozyty pozyskać. Tu nie trzeba się ścigać w internecie na oprocentowanie, dobrze wypadać w porównywarkach i rankingach lokat. Wystarczy podjechać do klienta i zabrać od niego gotówkę. Ewentualnie można spróbować klienta wyrolować. To opcja alternatywna, przeze mnie nie rekomendowana 😉
Czytaj też: Żaden bank jeszcze tak nie pożyczał. Płacisz za samochód tylko tyle, ile nim… wyjeździłeś
Jakkolwiek pomysł ideabankowców wydaje mi się trudny do skopiowania przez duże banki detaliczne – taki sposób pozyskiwania gotówki z rynku ma sens tylko przy stosunkowo dużych wpłatach, a takich nie zapewni zwykły Kowalski – to z punktu widzenia banków, które łączą obsługę klientów detalicznych i małych firm może być poważnym sposobem na obniżenie kosztu pozyskiwania pieniądza z rynku. Jeśli taki Idea Bank przez rok pozyska miliard złotych, za który będzie musiał zapłacić 1% zamiast 2% w oprocentowaniu depozytu, to jest do przodu o 10 mln zł (o ile będzie w stanie ten pieniądz przetworzyć na drogi kredyt, a w tym, niestety, Idea Bank jest perfekcyjnie skuteczny, na zgubę swoich klientów, nie objętych ochroną UOKiKu i prawa konsumenckiego). Nawet jeśli pomniejszymy te kwoty o koszty zakupu i eksploatacji wpłatomatów na kółkach, to i tak mówimy o grubych milionach, które da się wycisnąć tylko dlatego, że podjeżdża się po gotówkę do klienta osobiście, a nie czeka na depozyt w internecie.