Jak finansować wielkie projekty infrastrukturalne? Nikt nie potrafi dziś powiedzieć, ile będzie kosztowała transformacja energetyczna. Jedni mówią, że 800 mld zł, inni podają kwotę nawet dwa razy większą. Jak zdobyć na to pieniądze? Bankowcy mówią: „pomożemy, ale regulacje trzymają nas za gardło”. Energetycy mówią: „pieniądze są w tym wszystkim najmniej ważne”. A wygląda na to, że najbardziej potrzebujemy czegoś zupełnie innego, niż pieniądze. Właśnie tego, co sprawiło, że jesteśmy ostatnim krajem w okolicy, który nie zbudował jeszcze elektrowni atomowej
Na Europejskim Kongresie Finansowym w Sopocie jest w tym roku więcej tematów, które wykraczają poza obszar zainteresowania branży finansowej. Jednym z takich nowych tematów jest energetyka i rola banków w finansowaniu jej transformacji. Prezes Grupy PGE, największego koncernu energetycznego w kraju, podczas dyskusji organizowanej przez Accenture rzucił między oczy słowa prawdy: do przebudowy jest prawie wszystko. Musimy zmienić sposób wytwarzania energii, sposób i kierunek jej dystrybucji, sposób jej sprzedawania klientom, sposób zarządzania nią i magazynowania. Wszystko.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Rewolucja energetyczna jest nawet… geograficzna. „Serce energetyki nie bije już na południu Polski lecz na północy albo nawet na Morzu Bałtyckim” – powiedział prezes Dariusz Marzec, który szefem Grupy PGE jest, nomen omen, od marca tego roku. Na Bałtyku mają powstać gigantyczne farmy wiatrowe, a na Pomorzu planowana jest pierwsza polska elektrownia atomowa. Jednocześnie musimy przebudować sieci energetyczne, żeby były przystosowane do „przesuwania” energii produkowanej nie tylko na Śląsku, ale wszędzie.
No i – o czym też mówił prezes Marzec – musimy intensywnie myśleć o tym, jak zarządzać tą produkowaną „po nowemu” energią. Już dziś widać, że w słoneczne i wietrzne dni nie mamy co zrobić z nadmiarem energii. A przecież jesteśmy dopiero na początku transformacji. To też trzeba będzie „wymyślić” na nowo: sposoby magazynowania energii, strategie wypłaszczania peaków popytowych, edukację konsumentów energii (w tym firm) – cały system energetyczny będzie budowany niemal od zera.
Czy banki „dowiozą” pieniądze na wielkie projekty infrastrukturalne?
To oczywiście złożony i długi projekt, ale też i szansa na to, żebyśmy zrobili to w najbardziej nowoczesnych technologiach oraz unikając pułapek, w które wpadli „trendsetterzy” z krajów, które transformację energetyczną zaczęły znacznie wcześniej niż my. Piotr Mietkowski, dyr. zarządzający obszarem bankowości inwestycyjnej na naszą część Europy, widzi w transformacji energetycznej szansę na cywilizacyjny skok polskiej gospodarki.
Skąd wziąć na to pieniądze? Wiceprezes Związku Banków Polskich Agnieszka Wachnicka powtarza do znudzenia, że polska branża bankowa więdnie, bo jest coraz bardziej „zachwaszczana” obciążeniami i regulacjami. W relacji do PKB skala działalności polskich banków jest mniejsza niż banków w Czechach czy na Węgrzech, nie mówiąc już o krajach zachodnich.
Michał Mrożek, wiceprezes ING, wyliczał zeszłoroczne „strzały”, które przyjęły banki: 23 mld zł rezerw na kredyty frankowe, 5 mld zł podatku bankowego, 1,5 mld zł dodatkowej zrzutki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, wakacje kredytowe. Jego zdaniem to, że dziś banki więcej pieniędzy inwestują w państwowe obligacje, niż w kredyty dla gospodarki, za chwilę może stać się problemem. Dziś kredyty korporacyjne to tylko 11% polskiego PKB, najmniej od kilkunastu lat. Banki – zdaniem Mrożka – są regulacyjnie zachęcane do tego, by nie kredytować inwestycji, tylko kupować obligacje i udzielać krótkoterminowych kredytów obrotowych.
Z tej części dyskusji wybrzmiał wniosek, że mamy małą, choć wyposażoną w wystarczający kapitał i bezpieczną branżę bankową, która jednak na razie pozostaje w trybie stand-by i nie wykorzystuje nawet tego potencjału, który ma. Zapewne mogłaby sfinansować 600-700 mld zł inwestycji, czyli mniej więcej połowę tego, co może kosztować sama transformacja energetyczna. Skąd wziąć resztę?
Piotr Arak, główny ekonomista Velo Banku, ma obawy o możliwości dostarczenia wystarczającego kapitału przez państwo (o ile nie zmienimy reguł dotyczących naszego zadłużania się). Z oficjalnych danych rządowych wynika, że nawet bez uwzględnienia ewentualnego wzrostu zadłużenia na potrzeby transformacji, Polska za kilka lat dotknie limitu zadłużenia na poziomie 60% PKB. Finansowanie armii (4% PKB rocznie), które od strony finansowej nie jest najlepszą „inwestycją” (bo kupujemy broń głównie za granicą), dodatkowo ogranicza rządowi swobodę ruchów. Polski budżet państwa z roku na rok będzie miał deficyt i koszty odsetek coraz bardziej będą mu ciążyły.
„Będą pomysły, będą biznesplany, to będą i pieniądze”
Dużo bardziej optymistycznie brzmiała Magdalena Zmitrowicz, wiceprezes Banku Pekao, która wyraziła odważną – ale bardzo sensowną (moim zdaniem) opinię, iż kapitału na świecie jest dostatek i jest w stanie sfinansowć dowolną polską inwestycję. Potrzebujemy głównie dobrego planu i know-how, do którego dopasuje się model finansowania. On zresztą będzie się zmieniał, bo część inwestycji jest kupowana razem z finansowaniem na pewnien czas. Później będzie trzeba tylko je „podmienić” na kolejne kredyty lub obligacje (zwykłe lub zamienne na akcje).
Dariusz Marzec wyraził myśl, że… pieniądze są tutaj najmniejszym problemem. Owszem, te projekty są potwornie drogie na etapie budowy, ale metody finansowania są znane i sprawdzone. A eksploatacja elektrowni atomowej działającej „na wysokości przelotowej” jest już relatywnie tania. „W końcu elektrownia atomowa to tylko taki większy czajnik, który potrzebuje nietypowego paliwa” – oświadczył prezes PGE, wzbudzając entuzjazm wśród widzów.
Z tej części dyskusji wyciągnąłem wniosek, że to nie energetyka ma problem z pozyskaniem finansowania, lecz raczej polskie banki powinny chcieć się „wkręcić” w finansowanie tych wielkich inwestycji. Bo jeśli tego nie zrobią, to przyjdą pieniądze z Zachodu i zajmą się tym bez udziału polskich finansistów. To oczywiście przerysowane spojrzenie, ale wygląda na to, że nie takie dalekie od prawdy obiektywnej (o ile taka istnieje).
Im bliżej było końca dyskusji, tym bardziej dyskutanci zbliżali się do nagiej prawdy – że najważniejszy jest plan, którego nie mamy. Nie wiemy, ile będzie kosztowała transformacja energetyczna, rząd tego dokładnie nie policzył i nie przedstawił żadnych kalkulacji. Czyli – krótko pisząc – nie wiemy jak ma wyglądać nasz docelowy miks energetyczny i ile to ma kosztować. Na razie są tylko bardzo rozrzucone w kwotach i w czasie szacunki.
Problemem nie są pieniądze, tylko… ludzie. Trzeba zrobić tak, żeby zrozumieli
Prezes Dariusz Marzec zapytał jak to możliwe, że nie mamy jeszcze elektrowni atomowej. I od razu sam sobie na to pytanie odpowiedział: bo politycy bali się podjąć w tej sprawie decyzję ze względu na brak poparcia wyborców. Zresztą z tego samego powodu Niemcy zatrzymują obecnie już wybudowane elektrownie atomowe, które mogłyby jeszcze działać przez kilkadziesiąt lat. Tak de facto zdecydowali wyborcy.
Z tego punktu widzenia dużo łatwiej przeforsować budowę farm wiatrowych na morzu, niż budowę elektrowni jądrowej. Po prostu politycy i energetycy „zapomnieli” w odpowiednim czasie wytłumaczyć ludziom co oni będą z tego mieli i jak bezpieczne są dziś budowane elektrownie atomowe. I że wszyscy naokoło zbudowali dziesiątki reaktorów (łącznie z Białorusią).
Kwestia edukacji jest też ważna z innych punktów widzenia. Musimy inaczej produkować i inaczej zużywać energię, a tego nie da się zrobić bez zrozumienia konsumentów dlaczego mają zmieniać swoje nawyki i zacząć liczyć, ile kosztuje prąd. Jeśli im tego nie wytłumaczymy, to będą stawać okoniem.
Wiecie co jest najgorsze? Że – z tego, co mówili uczestnicy tej rozmowy – inwestujemy pieniądze bardzo chaotycznie. Np. w ciągu kilku lat doprowadziliśmy do sytuacji, w której moc polskiej fotowoltaiki jest trzy razy większa, niż ta, która była zaplanowana na rok… 2030. A to oznacza, że budując jednocześnie farmy fotowoltaiczne, wiatrowe, elektrownie atomowe (jedna? dwie?), małe reaktory typu SMR możemy obudzić się w świecie, w którym złapaliśmy za dużo srok za ogon.
Krótko pisząc: jeśli nie wytłumaczymy ludziom o co chodzi w rewolucji energetycznej, dokąd idziemy, po co tam idziemy i jaka jest rola zwykłych konsumentów i firm energetycznych w tym projekcie – politycy w obawie przed brakiem poparcia będą chodzili na boki. A na to tak za bardzo nie mamy czasu. A jeśli wreszcie porządnie nie narysujemy tego projektu – czyli ile energii chcemy wytwarzać, w jaki sposób, ile to ma kosztować i kiedy się zwróci – to będziemy wydawali kasę bez sensu.
Wychodzi więc na to, że w finansowaniu wielkich infrastrukturalnych inwestycji największy problem mamy nie tam, gdzie wszyscy myślą. I to jest problem, że ten problem tam jest. Chyba bym wolał, żeby tym problemem jednak były pieniądze.
zdjęcie tytułowe: Maciej Samcik, Europejski Kongres Finansowy