17 stycznia 2024

Angielski w przedszkolu, korepetycje przed egzaminem ósmoklasisty i szaleństwo przed maturą. Czy wchodzić w edukacyjny wyścig szczurów?

Angielski w przedszkolu, korepetycje przed egzaminem ósmoklasisty i szaleństwo przed maturą. Czy wchodzić w edukacyjny wyścig szczurów?

W Polsce, podobnie jak w innych umiarkowanie zamożnych krajach, edukacja jest finansowana zarówno z budżetu państwa, jak i z pieniędzy rodziców. Koszty te obejmują wydatki na infrastrukturę, wynagrodzenia nauczycieli, materiały dydaktyczne, a także różnorodne opłaty, które ponoszą rodzice i studenci. Ile musimy wydać pieniędzy, by sfinansować dziecku edukację w szkołach od początku do samego końca? Wybierać szkoły z góry rankingów czy ich unikać? 

Załóżmy, że zdecydowaliśmy się na kształcenie naszego dziecka w szkołach publicznych. Doświadczamy wówczas znacznej redukcji potencjalnych kosztów – nie płacimy czesnego. Płacimy za szkołę w podatkach. Według danych Komisji Europejskiej udział podatków w wydatkach na oświatę sięga 87% i 79% w przypadku szkół wyższych. Im lepszą szkołę wybierzemy dla naszego dziecka (albo nasze dziecko wybierze dla siebie) tym teoretycznie lepiej te pieniądze będą wydane.

Zobacz również:

Właśnie opublikowano najnowszy ranking liceów magazynu „Perspektywy”. To najważniejszy tego typu ranking w Polsce, można się z niego dowiedzieć które liceum niemal „gwarantuje” uczniowi, który opuści jego progi, wstęp na studia wyższe. I gdzie warto się uczyć, by rektorzy najlepszych polskich politechnik oraz uniwersytetów całowali Waszą pociechę po rękach, by zgodziła się właśnie u nich studiować. Szczegóły najnowszego rankingu znajdziesz pod tym linkiem.

Ile kosztuje podstawowe wykształcenie?

Dziś policzę ile kosztuje bezpłatna edukacja w Polsce oraz zaryzykuję kontrowersyjną tezę dotyczącą tego jak najlepiej wydać te pieniądze, by dziecka… za bardzo nie uszkodzić. Ale po kolei. Najpierw policzmy jak to jest z tą bezpłatną edukacją. Ile kosztuje wykształcenie dziecka? Oczywiście posługuję się uśrednieniami, uogólnieniami – u każdego i każdej z Was to będzie trochę inna kwota.

Pierwszym etapem kształcenia jest oczywiście przedszkole, które na szczęście raczej nie generuje żadnych dodatkowych kosztów, takich jak chociażby korepetycje. Od dziecka nie wymaga się zaliczania sprawdzianów, egzaminów lub posiadania konkretnej wiedzy. Edukacja jest wówczas pewną formą zabawy, która ma wprowadzić nas do świata przyszłych wyzwań.

Zakładając, że nie korzystamy z prywatnego przedszkola, bo udało nam się zapisać dziecko do publicznego, nie ponosimy znaczących kosztów. Bardzo często jednak jesteśmy skazani na prywatne przedszkole z czesnym w wysokości od 800 zł w górę. W większości przypadków będzie to przynajmniej 10 000 zł w skali roku. W cenie jest przeważnie pierwszy etap nauki języka obcego, najczęściej angielskiego. I to jest największa wartość dodana.

Drugim etapem jest szkoła podstawowa, tu nie płacimy czesnego, ale… po pewnym czasie mogą pojawić się dodatkowe koszty. Chodzi przede wszystkim o korepetycje, które ułatwią naszemu dziecku przyswajanie wiedzy lub pozwolą na naukę dodatkowego języka. Pierwsze problemy mogą pojawić się w 4. klasie, gdy kończy się edukacja wczesnoszkolna i zaczynamy uczyć się konkretnych przedmiotów. Sprawdziany stają się poważniejsze i powoli szykujemy się do egzaminu ósmoklasisty.

Załóżmy więc, że będziemy korzystać z pomocy korepetytora od 4 do 8 klasy, przez jedną godzinę w tygodniu. Ceny dodatkowych zajęć za 60 minut wahają się od 40 zł do 100 zł – w zależności od miasta i wybranego nauczyciela. Po pandemii szczególnie popularne stały się korepetycje zdalne. Co ciekawe, według autorów raportu „Raport cen z korepetycji” zajęcia online są średnio o 10% droższe od stacjonarnych.

Te 10% może jednak niewiele zmieniać, ponieważ zazwyczaj to my musimy zawieźć dziecko do korepetytora, więc i tak wydalibyśmy wspomniany wcześniej procent na benzynę. Przejdźmy jednak do meritum – ile będą nas kosztowały przez te 4 lata korepetycje? Po odjęciu świąt i wakacji otrzymujemy okrągłe 160 tygodni.

Wychodzi więc, że koszt korepetycji między 4. a 8. klasą wyniesie do 16 000 zł. Zależy to od tego, czy korzystamy z nauczyciela za 40 zł, czy z tego za 100 zł. Możemy jednak trochę zmniejszyć rozpiętość wyniku – większość korepetytorów najpewniej weźmie między 60 zł a 80 zł za godzinę zajęć. Oznacza to, że koszt ostateczny będzie wynosił od 9600 zł do 12 800 zł.

Źródło zdjęcia: GPointStudio, Freepik

Czytaj też: Jazda Uberem za gotówkę? Zero płatności elektronicznych za przejazdy? Są kraje, w których ludzie to lubią. Czy Uber na tym zyskał?

Liceum, technikum i zawodówka: ile to kosztuje?

Tu koszty będą jeszcze większe – przez matury. Bardzo wielu rodziców i uczniów postrzega egzamin dojrzałości, jako jeden z najważniejszych w ich życiu, więc jest też dodatkowa potrzeba przygotowań. Należy jednak zaznaczyć, że liceum i technikum będzie dla nas prawdopodobnie bardziej kosztowne niż zawodówka.

Otóż technika i licea kładą szczególnie duży nacisk na zdawalność matur, stąd też większe wymagania w stosunku do ucznia. Szkoły zawodowe (jak sama nazwa wskazuje) skupiają się na nauce zawodu, a nie na egzaminie. Zakładając jednak, że nasze dziecko po teście ósmoklasisty uda się do liceum lub technikum, koszty będą znacznie wyższe niż w podstawówce.

Należy przewidywać, że zamiast 1 godziny korepetycji w tygodniu będziemy potrzebować aż 2. Niezależnie od tego, czy podzielimy to na 2 przedmioty, czy skupimy się na jednym. Uwzględniając wymagania podstawy programowej (i nauczycieli) w połączeniu z niechęcią do nauki niektórych uczniów, jest to całkiem bezpieczne założenie.

Szkoła średnia to znacznie wyższy poziom od szkoły podstawowej. Czasem to przepaść. Nauki jest znacznie więcej, sprawdziany są trudniejsze i częstsze – do tego dochodzi jeszcze presja przed maturą. Podstawa programowa jest też bardziej skomplikowana, a system oceniania jest dużo surowszy.

Zakładając, że będziemy korzystać z pomocy korepetytora/ów przez 2 godziny w tygodniu, a cena dwugodzinnego pakietu będzie wahała się od 80 zł do 160 zł, to całkowita suma wydatków wyniesie między 12 800 zł a 25 600 zł. Pamiętajmy, że to koszty związane tylko i wyłącznie z publicznymi placówkami, które w teorii są „za darmo”.

Źródło zdjęcia: Freepik

Studia, czyli czas dorosłości… i wydatków

Niektórzy decydują się na wspieranie finansowo dzieci przez całe studia, niektórzy tylko przez jakąś konkretną część, a niektórzy wcale. Dzieje się tak dlatego, że studenci są już dorośli i (teoretycznie) są zdolni do zarabiania pieniędzy. Mogą więc sami zadbać o swoje potrzeby. Pracując na pól etatu, czyli przez 84 godziny w miesiącu, otrzymując płacę minimalną, można zarobić do 2000 zł. W przypadku studiów państwowych z zarobionych pieniędzy jesteśmy już w stanie płacić za siebie.

Wielu rodziców decyduje się jednak na wspieranie swoich dzieci przez pierwsze 2-3 lata studiów, do czasu całkowitego usamodzielnienia się. Może to wsparcie dotyczyć wyłącznie korepetycji, ale może też obejmować wynajem pokoju lub mieszkania, bo przecież nie każdy ma w swoim miejscu zamieszkania uczelnię.

Przy założeniu, że w czasie studiów rodzice wspierają dziecko tylko równowartością jednej godziny korepetycji – mamy prawie 10 000 zł dodatkowego kosztu. Łącząc to z wydatkami na przedszkole, podstawówkę i szkołę średnią, otrzymujemy minimalny koszt edukacji jednego dziecka w placówkach publicznych na poziomie mniej więcej 60 000 zł. To przy założeniu, że potrzeby korepetycji są skąpe i nie mamy dodatkowych wydatków (komitet rodzicielski, ubezpieczenie, wycieczki, zielone szkoły). Doliczając to wszystko, wyjdzie kwota bliższa 100 000 zł.

Oczywiście jest wiele zdolnych dzieci, które wcale nie będą potrzebowały korepetycji i nauka będzie dla nich czystą przyjemnością (na każdym etapie). Jest to jednak stosunkowo rzadki przypadek – w większości na którymś z etapów dziecko napotka problematyczny przedmiot, z którym będzie musiało się zmierzyć. Nawet jeśli nie, to być może znajdzie się język, który je zafascynuje i za wszelką cenę będzie chciało opanować go do perfekcji… Scenariuszy może być wiele.

Źródło zdjęcia: GPointStudio, Freepik

Czytaj też: Mieszkanie w Warszawie za drogie? A może mieć udział w apartamentach w Berlinie i galeriach handlowych we Włoszech? Sprawdzam opcje

Rankingi szkół: dlaczego mogą pomóc nam uniknąć dodatkowych kosztów?

Wielu rodziców, ale też uczniów w poszukiwaniu odpowiedniej dla siebie placówki edukacyjnej, decyduje się na przejrzenie tzw. rankingu szkół. Praktykę tę stosuje się zazwyczaj od liceum w górę, przede wszystkim ze względu na matury – bo przecież wszyscy chcemy dobrego wyniku z egzamin dojrzałości. Dlatego właśnie sprawdzamy, która szkoła zdoła nas do niego przygotować.

Szkoły znajdujące się na samej górze charakteryzują się wyjątkowo wysoką zdawalnością matur oraz najwyższymi średnimi wynikami z tego egzaminu. Oprócz tego uczniowie takich placówek często osiągają sukcesy w różnego rodzaju olimpiadach naukowych. Niektóre szkoły górujące w rankingach naprawdę zapewniają dobre warunki do nauki oraz wyjątkowo kompetentnych i wykwalifikowanych nauczycieli, ale… niestety nie wszystkie.

Zauważalny jest pewien schemat. Otóż im wyżej szkoła położona jest w rankingu, tym trudniej jest się do niej dostać (musimy mieć więcej punktów). W praktyce oznacza to, że szkoły, które mają nas „najlepiej przygotować do matury” przyjmują w swoje progi jedynie najbardziej ambitnych i pracowitych uczniów (czyli takich, którzy zapewne najlepiej napiszą ten egzamin).

Stąd bierze się ich wysoka pozycja w zestawieniu, ale… nie tylko. Zadajmy sobie proste pytanie, po co przyjmować jedynie uczniów z najlepszymi ocenami. Otóż mają oni tendencję do największych poświęceń i spędzają na nauce dużo więcej czasu niż reszta. Traktują szkołę poważniej i mają wobec siebie większe wymagania. Oznacza to, że można wykorzystać ich zaangażowanie nieco bardziej niż w przypadku innych uczniów. Jak?

Źródło zdjęcia: Freepik

Niesławna praktyka wykorzystywania ambitnej młodzieży w niektórych szkołach

Niektóre placówki ze szczytów rankingów stosują pewną niezbyt przyjazną uczniowi praktykę polegającą jedynie na wygórowanych wymaganiach i bardzo restrykcyjnym systemie oceniania, niekoniecznie wiąże się to z dobrymi metodami nauczania. Taki system zmusza ucznia do nauki na własną rękę, samemu albo z korepetytorem, by w ogóle można było poradzić sobie ze szkołą i z maturą.

Bywa, że do egzaminu dojrzałości przygotowuje nas korepetytor lub przygotowujemy się sami, a szkoła trochę „podwiesza” się pod nasz sukces. By nie rzucać słów na wiatr, zacząłem przeglądać wypowiedzi uczniów i absolwentów o szkołach górujących w rankingach. Sami oceńcie:

„U większości nauczycieli panuje przekonanie, że są po to, żeby powiedzieć nam, co mamy umieć – nauczyć musimy się sami. Dobre wyniki szkoła zawdzięcza jedynie ambitnym uczniom. Wyścig szczurów (przynajmniej w moim otoczeniu) jest obecny, dało się to odczuć już od samego początku

albo to:

Bardzo nieprzyjazna szkoła. Skupiona na dążeniu do zajęcia wysokiego miejsca w rankingu liceów. Brak humanistycznego podejścia do dobra ucznia. Liczy się tylko nauczyciel. Nie są przestrzegane zasady WZO, skala ocen to zwyczajne 1-3. Interwencje u wychowawcy i dyrekcji nie mają sensu. Uczeń jest w tej szkole najmniej ważny”

Kolejny przykład:

Mam kontakt z obecnymi uczniami. Z tego, co słyszę, atmosfera jest toksyczna, choć nie w takim stopniu jak kiedyś. Ze wspomnień starszego rocznika: Nauczyciele czerpali satysfakcję z upokarzania uczniów przed całą klasą. Od samego początku wmawiano nam, że jesteśmy WYJĄTKOWO nieporadni. Że nie zdamy matury, że nie poradzimy sobie na studiach. Sugerowano rezygnację z nauki na rzecz prostszych zajęć. Wysokie wyniki na maturze wynikały głównie z tego, że „słabsze ogniwa” w ogóle do niej nie podchodziły.”

Jaki jest najskuteczniejszy sposób na bycie w czołówce szkół pod względem wyników i zdawalności matur? Wystarczy dopuszczać do niej tylko tych, którzy dają szansę na napisanie jej najlepiej. Podobny przypadek opisywała swego czasu Gazeta Wyborcza, gdy w jednym z warszawskich liceów prawie połowa uczniów była zagrożona jedynką z języka polskiego, a co za tym idzie – było wysokie prawdopodobieństwo, że nie będą mogli przystąpić do matury. Zmartwieni uczniowie postanowili sięgnąć po ostatnią deskę ratunku i zgłosić się z tym do mediów.

Czy szkoła z czołówki rankingu może być nie najlepszym wyborem?

Czy sposobem na uniknięcie dodatkowych wydatków jest omijanie szkół z czołówki rankingów, które czasem nie cechują się wyższym poziomem nauczania, a jedynie wyższymi wymaganiami. Sam byłem świadkiem sytuacji, w której jedna z nauczycielek przyznała, że ma całkowicie różniące się od siebie wytyczne odnośnie oceniania uczniów w kilku placówkach, w których ma przyjemność uczyć.

Taki system może również prowadzić do wydatków na psychologów. W dzisiejszych czasach restrykcyjny system oceniania prowadzi często do obniżenia u uczniów poczucia własnej wartości i umiejętności. Spotkałem się z wieloma uczniami, którzy, będąc w liceum, na co dzień musieli korzystać z usług psychologa.

Oczywiście nie wszystkie szkoły znajdujące na szczycie zestawień stosują opisaną przeze mnie praktykę. Problem polega na tym, że dopóki sami się nie przekonamy o tym, w których placówkach takie sytuacje występują, nie będziemy wiedzieć, czy nie ładujemy się w pewnego rodzaju „pułapkę systemu”. Dlatego, jeśli chcemy uniknąć potencjalnego ryzyka i nadprogramowych wydatków, szukajmy szkół nienaciskających na swoją pozycję w rankingach.

W tym sporze często pojawiały się również opinie mówiące o tym, że negatywne komentarze o placówkach wystawiane są przez nieuków, którzy zwyczajnie wyżywają się na szkole, bo czegoś się od nich wymaga. Zastanówmy się tylko, czy rzeczywiście ktoś, kto dostał się do „dobrej” szkoły i był w czołówce pod względem liczby punktów rekrutacyjnych w danym regionie, może być postrzegany jako osoba leniwa i nieskłonna do jakiejkolwiek nauki?

W trakcie rozmów z uczniami dowiedziałem się również, że niektóre placówki oferują premie dla nauczycieli za dobre wyniki z matur swoich podopiecznych. Sama w sobie idea jest jak najbardziej w porządku i nauczyciel zasługuje na nagrodę za swoją ciężką pracę i kompetencje. Problem polega na tym, że niektórzy, by ten cel osiągnąć, posuwają się do różnych (nie zawsze odpowiednych) metod.

Źródło zdjęcia: Freepik

Publiczny sektor edukacji w Polsce ma swoje wady, ale ma też zalety. Ucząc się systematycznie w publicznych placówkach, możemy kształcić się w dużej części za darmo (z pieniędzy podatników). To odróżnia naszą Ojczyznę od wielu innych państw na świecie.

Przeczytaj też o ciągu dalszym opisywanych przeze mnie dylematów. Ranking PISA mówi, że w wielkim mieście lepsza edukacja. Czy warto zamieszkać w Warszawie, żeby zapewnić dziecku lepszą pensję? Kiedy to może się zwrócić?

Zdjęcie tytułowe: Freepik

Subscribe
Powiadom o
47 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Stef
10 miesięcy temu

Nie, zachęcać zamiast tego njedzkl do znalezienia pasji, robotyka, mechanika, stolarstwo i iść w tym kierunku.
Studia to strata czasu

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Stef

No, nie wiem czy aż tak daleko bym się posunął. Studia dają opcję nawiązania wielu kontaktów, które potem owocują na „wysokości przelotowej” życia. Potem się okazuje, że jeden Twój kumpel ze studiów jest wziętym prawnikiem i obsługuje Orlen i Obajtka, drugi pracuje w KNF, trzeci ma brata w zarządzie NBP… 😉

Krzysztof
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Zgoda ale znów to argument 50/50 ze to zalezy i jest to loteria. Aby miec fajnych kolegow trzeba jednak.wykazac sie duzymi umiejetnosciami spolecznymi. Trafic na ludzi ktorzy nadaja na tych samych falach oraz ze będą chcieli jednak cos w tym zyciu zrobic. To duzo wymagan w czasach kiedy idziemy po papierek. Stąd bardziej przychylam sie do Stef ze to jest opcja na ktorej mamy najwieksze szanse na zysk. Ludzie dużo wiecej znajomosc w pracy i kontakty zawodowe niz ze studiow a przynjamniej tak to widze w swojej bance

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Krzysztof

Nie zgodzę się, praca coraz częściej jest zdalna i coraz mniej młodych ludzi ma okazję zdobywać doświadczenie podglądając starszych kolegów. Tym bardziej wydaje mi się, że studia mogą mieć sens, bo – jeśli nie są online – wymuszają wymianę wiedzy, informacji, inspiracji i budowanie sieci kontaktów.

Krzysztof
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Praca zdalna jest ale jej wymiar nie jest dominujacy w calym spektrum pracy w polsce. Praca zdalna w skali dotyczy znacznie mniej miejsc pracy niz to jest nagłaśniane. W korpo pracuje w systemach hybrydowych wiec nadal jest wymiana wiedzy. A co do wiedzy to kazdy potrafi uzywac google tam wiedzą jest – ta ktora potrzebna jest w zyciu codziennym. W googlu nie ma umiejetnosci. moim zdaniem uczelnie wyzsze będą dla tych co naprawde będą chcieli byc naukowcami i rozwijac świąt technologicznie prowadzic badania. Wydaje mi sie ze do pewnego stopnia konczy sie era robie wyzsze dla papierka. To juz nie… Czytaj więcej »

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Krzysztof

To jest ogólnie problem studiów wyższych w Polsce, że nie dają kontaktu z praktykami z biznesu. Tylko do tego potrzebna jest kasa. Miałem w życiu kilka ofert wykładania na uczelniach, ale nie byłem w stanie ich przyjąć, bo proponowane stawki – bardzo wysokie na tle branży edukacyjnej – oznaczałyby dla mnie alokowanie czasu za 5% pieniędzy, które zarabiałem na rynku. To były w dodatku duże zobowiązania, jakieś pół etatu. Moja firma była wtedy trochę mniejsza niż teraz, więc z bólem serca musiałem odmówić, choć bardzo lubię spotkania z uczniami i studentami

Beata
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Nie do końca się zgodzę. Na krakowskim UEK powstał kilka lat temu kierunek studiów dziennych licencjackich Global Business Services, współtworzony przez firmy z sektora biznesu, działające w Krakowie. Zaangażowanie firm polega na tym, że ok. 50% wykładów i ćwiczeń prowadzą managerowie tych firm (międzynarodowych korporacji), przygotowując studentów do podjęcia pracy w sektorze od strony praktycznej. Dla studentów w okresie letnim czekają dedykowane, płatne staże, podczas których już od wakacji po pierwszym roku studiów maja okazję przekonać się, jak ten biznes i sektor wygląda „od środka”. Niektórzy z nich kontynuują współpracę dorabiając sobie również po zakończeniu praktyk, nawiązując nowe kontakty i… Czytaj więcej »

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Beata

A tak, to jest niezwykle ciekawy model edukacyjno-biznesowy

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Mam tylko jedno małe pytanie… jeśli ktoś idzie na te studia uczyć się praktyk biznesowych to po co katować go (…)czystą nauką(…)? I w drugą stronę to samo… jak ktoś idzie na pracownika naukowego to po co mieszać mu w głowie sprawami akcydentalnymi.

Po tym jak liznąłem trochę informatyki to wiem, że takie stłaczanie obu sfer w jeden kierunek studiów robi żakom wielką krzywdę.

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Tylko czy właściwie adresujemy problem… bo problemem jest wejście polskiej akademii w buty zawodówki? Jak zauważy się ten fakt to od razu sie zrozumie dlaczego polski system edukacji wszystko partaczy… współpraca nauka-biznes leży i kwiczy, a wojewódzki konserwator zabytków leci do mediów z marną podróbą zdjęcia z georadaru.

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

(…)Tym bardziej wydaje mi się, że studia mogą mieć sens, bo – jeśli nie są online – wymuszają wymianę wiedzy, informacji, inspiracji i budowanie sieci kontaktów.(…)
To dlazego nie zacząć tego już w technikum jeśli ktoś ma już ukierunkowane zainteresowania?

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Krzysztof

(…)To duzo wymagan w czasach kiedy idziemy po papierek.(…)
Tak rozumiane studia to faktycznie strata czasu… ale tak to już jest jak zgnoiło się ploteriat. A jeśli chodzi budowania networkingu to w systemie edukacji respuktującym zasady zrównoważonego rozwoju to dla kogoś kto już ma świadomość, że ciągnie go w określonym kierunku to technikum powinno dać ładny kawałek bazy.

Przemo
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

No, jakbym słyszał reklamę dawnej tzw. Wyższej Szkoły Bankowej. Teraz się jakoś inaczej nazywają :)))
A stolarstwo to świetny zawód. Liznąłem trochę rzeźbienia w deskach i żałuję, że tak mało. Palce mam na szczęście wszystkie :)))

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Przemo

Nie umiem się utożsamić z tą tezą, nie lubiłem nigdy ZPT 😉

Stef
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Tylko to trzeba iść na Uczelnie w Toruniu, jak skończysz kulturoznawstwo to ani kontaktów ani pracy.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Stef

Amen

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Stef

Bez przesady… conajmniej jeden absolwentów znalazł pracę… w TVN.

Adzik
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

taki ala nepotyzm… tylko to lepiej wychodzi na MBA a nie na 'zwykłych’ studiach 🙂

James
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

A czwarty przeciąga liną samoloty po lotnisku wiedząc, że to wszystko jest lipa 🙂

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  James

Lipa nie lipa, kilka razy się przeleciałem za grosze 😉

Darek
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Żenujący argument, pochwała nepotyzmu

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Maciej Samcik

Jeśli ktoś ma taki plan na życie to niech szykuje sutą łapówę dla Ligi Bluszczowej…

Regnard
10 miesięcy temu
Reply to  Stef

Jest w tym coś. Na stronie mojego technikum pojawia się coraz więcej ogłoszeń z korpo z branż takich jak energetyka, napędy lotnicze i tak dalej z wspólnym przekazem: „Nie planujesz studiów? Przyjdź i zobacz co oferujemy”. Jest spora szansa że za 5 lat ktoś kto się skusi będzie przyjmował na „dżuniora” delikwenta po 2ch prestydżowych kierunkach mając nad nim ładne parę lat przewagi na korporacyjnej drabince…

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Regnard

Bo przy zdrowym podejściu do sprawy to technikum jest po prostu inną drogą do kariery… ani lepsza, ani gorsza niż te przysłowiowe 2 kierunki. O wyborze konkretnej scieżki powinna decydować po prostu sytuacja indywidualna jak ktoś wcześniej wybrał ulubioną specjalizację to niech walą do technikum jak w dym, a osobniki interdyscyplinarne niech realizują się na tych 2 kierunkach. Wszystko jest dla ludzi…

Rafał
10 miesięcy temu
Reply to  Stef

Nie zgodzę się. Z mojego doświadczenia ludzie po studiach byli lepszym inżynierami. Nawet jeśli nie nauczyli się akurat swojego zawodu na nich. Studia dają ludziom pewna głębie poznania, umiejętność podchodzenia do problemów z różnych stron.

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Rafał

A z mojego doświadczenia to (…)dobre praktyki(…) w programowaniu to:

  • debugowanie to inna nazwa prinrf’owania
  • szukanie błędu przez (…)dzielenie(…) newralgicznych części kodu na pałę
  • testowanie poprawności programu przez wrzucanie danych wynikowych do pliku i wjapianie się nie

Jeśli to ma to głębokie poznanie i umiejętnośc podchodzenia do problemów z różnych stron to ja dziękuję.

Mateo
10 miesięcy temu

Tych liceow z samej czołówki rankingów raczej nie polecałbym dziecku o ile nie byłoby finalistą/laureatem olimpiady (lub z bardzo dużym wewnętrznym zacięciem), szczególnie jeśli szkoła słynie z nauk ścisłych. Jeśli cel to zdać dobrze maturę i iść z nią dalej to takie liceum nie jest w ogóle konieczne a niepotrzebnych stresów zawsze mniej. Co do korepetycji, to już za moich czasów ponad dekadę temu była na tym polu przesada – chodzili albo ci, co sobie bimbali i nazbierało im sie zaległości albo tacy, którzy ich nie potrzebowali, ale dali się ponieść modzie. Ze zdumieniem obserwowałem jak najlepsza osoba z matmy… Czytaj więcej »

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Mateo

Bardzo fajne spojrzenie na problem, pozdrawiam!

Niepewny
10 miesięcy temu
Reply to  Mateo

Tak samo podchodzę do tematu.Ja u swoich dzieci postawiłem na język angielski,podstawa to zdać maturę żeby nie zamykać sobie okna na świat.Córka skończyła przeciętne liceum wg rankingów a świetnie sobie daje radę na Uniwersytecie za granicą.Rankingi są przereklamowane.

Generał
10 miesięcy temu

Bardzo dobre spojrzenie na problem. W Sierpcu jest publiczne (choć niesamorządowe) liceum Leonium, w którym już czwarty rok nie ma tradycyjnych stopni, prac domowych i dzwonków, nauka jest bezstresowa, a maturzyści mają nawet wolne piątki. Szkoła nigdy nie była w pierwszej setce liceów, ale wszyscy zdają maturę i dostają się na wymarzone studia (łącznie z medycyną i prawem). Polecam poszukać, jak pozytywnie uczniowie oceniają szkołę i swoich nauczycieli oraz to, że mają czas wolny na swoje hobby.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Generał

Wow, nie znam tego przypadku, dzięki za zwrócenie uwagi! Może przyjrzymy się w „Subiektywnie o Finansach” temu fenomenowi. Widzę tylko jeden mankament – na koniec trzeba pójść do pracy i przeżyć szok poznawczy, że nie cały świat jest taki bezstresowy 😉

Grzegorz
10 miesięcy temu
Reply to  Generał

Witam. Mam aktualnie dylemat związany z tym do jakich szkół powinny moje dzieci chodzić. Aktulnie uczą sie w prywatnej szkole podstawowej, ale zaczynam sie troszke obawiać tego bezstresowego nauczania… Z ciekwaości zapytam, czy wiadomo jak sobie na studiach i w pracy radzą sobie absolwenci wspomnianego lieceum Leonium? Dziekuje

Generał
10 miesięcy temu
Reply to  Grzegorz

Radzą sobie świetnie, bo system oceniania w tym liceum przypomina akademicki. A jeśli chodzi o pracę, to wielu uczniów już teraz pracuje, bo mają na to czas.

Rafał
10 miesięcy temu
Reply to  Grzegorz

W pracy jesteśmy oceniani za efekty pracy a nie „egzaminy umiejętności pracy”. Czyli szkoła restrykcyjnie oceniająca nie przygotowuje do rzetelnej pracy na wolnym rynku, tylko raczej w budżetówce gdzie panują jeszcze post-komunistyczne standardy i malowanie trawy na zielono.

Pracuje zawodowo od dwóch dekad. Procesy rekrutacyjne bywają stresujące ale tak pozatym nigdy nie musiałem się tak stresować jak w liceum czy na studiach i nie czuje by było to mi potrzebne a zakuwanie na egzaminy pomogło w życiu.

Ralf
10 miesięcy temu

W przypadku kierunków typowo inżynierskich, gdzie kluczowe znaczenie ma podbudowa w postaci labów i ćwiczeń, tylko dzienne studia na renomowanej uczelni państwowej gwarantują sukces.
Inżynierowie made in YT pewnie będą twierdzili inaczej, ale po 25 latach pracy, stwierdziłem empirycznie, że ma to ogromne znaczenie.
Oczywiście, znajdą się jakieś perełki bez takiej podbudowy, ale to naprawdę rzadkość.

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Tak, to samo dotyczy medycyny. Bez manualnego „dotknięcia” materii nie można dobrze wykonywać niektórych zawodów

Ania
10 miesięcy temu
Reply to  Ralf

Całkowicie podpisuję się pod opinią o szkołach z „góry” rankingu. Kilkanaście lat temu chodziłam do „piątki” w Krakowie, wtedy bodajże na trzecim miejscu w kraju. Lauretka i finalistka olimpiad z gimnazjum, uważałam to za najlepszy wybór dla siebie. Poza może jednym, dwoma nauczycielami nikt mnie tam niczego nie nauczył, ciągły stres, napicia psychiczne, wymagania nieprzystające do niczego. Maturę zdałam świetnie, uczelnie też wybierałam sobie bez problemu – ale dzięki sobie a nie szkole.

Marcin Staly Czytelnik
10 miesięcy temu
Reply to  Ania

Pani Aniu, bo szkola czesto zniecheca i podminowuje. Ja w szkole slyszalem, ze nigdy nie bede dobry z jezykow i jestem noga z matmy a teraz pracuje na stanowisku kierowniczym tylko i wyłącznie w języku angielskim w dodatku w audytach finansowych 🙂 takze jak ktos chce sie czegos nauczyc to zrobi to sam z siebie a bycie dobrym czy slabym w szkole w zaden sposob nie definiuje jak nam bedzie szlo w zyciu zawodowym.

Ppp
10 miesięcy temu

To chyba częsty przypadek, ja też tak miałem.
W liceum ciągle zagrożony niedostatecznym z angielskiego, a w pracy spotykam cudzoziemców z całego świata i sobie radzę – oczywiście na poziomie „turystycznym”, o czytaniu Szekspira w oryginale nie myślę.
Świetnie opisana sprawa „prestiżowych szkół”, które bazują na tym, że uczniowie pracują ZAMIAST nauczycieli. A prawda jest taka, że jak ktoś chce i może – nauczy się w każdej szkole, a nawet sam. Zwłaszcza, że najważniejszych rzeczy szkoła i tak nie uczy.
Pozdrawiam.

Monika
10 miesięcy temu

Potwierdzam. Miałam trójkę z matmy na maturze (pozdrawiam panią S. która mnie niczego nie nauczyła). Na studiach – bardzo dobry. Zawodowo zajmuję się liczeniem :)))

Last edited 10 miesięcy temu by Monika
jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Ralf

(…)W przypadku kierunków typowo inżynierskich, gdzie kluczowe znaczenie ma podbudowa w postaci labów i ćwiczeń, tylko dzienne studia na renomowanej uczelni państwowej gwarantują sukces.(…)
Chyba żartujesz… liznąłem trochę informatyki i wiem, że żak nie dość, że nie nauczy się dobrych praktyk programowania to jeszcze nabierze szkodliwych przekonań w stylu, że OOP to programowanie formatki Borlanda Delphi.

Piotr
10 miesięcy temu

„Załóżmy więc, że będziemy korzystać z pomocy korepetytora od 4 do 8 klasy, przez jedną godzinę w tygodniu.”
powiedzmy sobie szczerze: jeśli ktoś potrzebuje korepetycji na etapie podstawówki robienie ich w celu zdania matury i pójścia na studia będą kasą wyrzuconą w błoto. Pomijam samo ewentualne przygotowanie do egzaminu, bo czasem taka pomoc w zebraniu wiedzy może się przydać. Jeśli jednak ktoś potrzebuje stałej pomocy przez całą podstawówkę, to zdecydowanie powinien dać sobie spokój z edukacją na wyższym stopniu. To będzie jedynie męczarnia dla dzieciaka i spełnienie ambicji rodziców. Jest mnóstwo zawodów, do których nie potrzeba wykształcenia wyższego.

jsc
10 miesięcy temu
Reply to  Piotr

Tylko jest jeden problem… Polak dał sobie wbić do głowy, że przysłowiowa łopata jest poniżej jego godności.

Cerwantes
10 miesięcy temu

Panie Macieju, Proponuję następny temat na bloga, dość mocno powiązany z dzisiejszym artykułem. Chodzi mi o szarą strefę związaną z korepetycjami. Nauczyciele (w teorii ludzie, którzy mają nauczać nasze dzieci nie tylko przedmiotów, ale również etyki, manier i uczciwości) to moim zdaniem jedna z najbardziej nieuczciwych grup zawodowych. Nie znam ani jednego nauczyciela, który ujawnia przychody z korepetycji. Czasami słuchać głosy że nauczyciele udzielają korepetycji jako działalność gospodarcza nierejestrowa, ale dotyczy wyłącznie drobnej działalności zarobkowej osób fizycznych i nie zwalnia z obowiązku odprowadzania podatku.Kwoty przytaczane w artykule są gigantyczne, jeżeli przemnożymy je przez liczbę uczniów. Ta są na prawdę bardzo poważne… Czytaj więcej »

Admin
10 miesięcy temu
Reply to  Cerwantes

Zamówienie przyjęte 😉

jsc
10 miesięcy temu

(…)Oczywiście jest wiele zdolnych dzieci, które wcale nie będą potrzebowały korepetycji i nauka będzie dla nich czystą przyjemnością (na każdym etapie). Jest to jednak stosunkowo rzadki przypadek – w większości na którymś z etapów dziecko napotka problematyczny przedmiot, z którym będzie musiało się zmierzyć. Nawet jeśli nie, to być może znajdzie się język, który je zafascynuje i za wszelką cenę będzie chciało opanować go do perfekcji… Scenariuszy może być wiele.(…) Ja mam swoje wnioski: – jeśli ktoś spędza naukę głównie na (…)kuciu(…) to powinien sobie odpuścić sobie ścieżkę akademicką – a jak ten ktoś chce iść koniecznie w jakąś niszę… Czytaj więcej »

jsc
10 miesięcy temu

Swoją drogą… skoro Liga Bluszczowa korupcją stoi to dlaczego szkoły z trzeciej czy czwartej setki miałyby być wolne od patologii?

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu