Rząd zastanawia się nad nowymi sposobami zachęcania Polaków do posiadania dzieci. Wśród pomysłów, o których mówi się w kuluarach jest zwolnienie z podatku PIT, bezprocentowe kredyty na mieszkanie, możliwość umarzania części kredytu hipotecznego dla osób, które „dorobią się” dzieci w czasie spłacania rat oraz dotowane przez państwo kredyty samochodowe. Czy to może dać impuls do zakładania rodzin? Przecież już dzisiaj mamy ulgę na dziecko, świadczenie 500+, „becikowe” i „kosiniakowe”. Sprawdzamy, ile kosztuje dziecko w pierwszym roku życia i jaką część kosztów jego posiadania pokrywa państwo. I jaką będzie pokrywać, gdy na rodziców spadnie kolejna fala dobra
Od miesięcy w mediach słyszymy o zatrważających danych dotyczących nadmiarowych zgonów spowodowanych pandemią. Jednak równie niepokojące dane dotyczą liczby urodzeń. W styczniu 2021 r. urodziło się o 18% mniej dzieci niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. I choć dane styczniowe dotyczą dzieci poczętych na początku pandemii, a więc w bardzo niepewnym okresie, to spadek urodzeń obserwujemy już od wielu lat.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Rząd duma, jak zachęcić nas do posiadania dzieci. Będzie kredyt za darmo?
W roku 2020 Instytut badań Zmian Społecznych zbadał powody, dla których liczba urodzeń w naszym kraju systematycznie spada. Pierwszym z nich jest, bez zaskoczenia, opóźnianie w czasie decyzji o macierzyństwie. Obecnie najczęściej rodzą kobiety w wieku 30-34 lata, podczas gdy w latach 90, ta średnia wynosiła 20-24 lata. Oprócz coraz późniejszego wieku rodzących, głównymi przyczynami niskiego poziomu dzietności jest strach przed utratą pracy oraz niskie zarobki.
Wiele osób zapewne powie, że przecież kiedyś też się nie przelewało, a dzieci się rodziło. Przecież to nie pieniądze, a miłość powinna być decydującym czynnikiem w decyzji o dziecku. Niby prawda, ale ciężko samą miłością zapewnić dziecku zaspokojenie wszystkich potrzeb, a potrzeb jest bardzo dużo już od samych narodzin.
Tym, co powstrzymuje młodych Polaków przed posiadaniem dzieci są niskie zarobki, drogie mieszkania i problem z opieką nad maluchem w pierwszych latach życia. Jeśli doda się koszty prywatnego przedszkola, wynajmu mieszkania w pierwszych latach po założeniu rodziny, to trzeba naprawdę niezłych zarobków, żeby zostało jeszcze trochę pieniędzy na przyjemności życia.
Podobno pomysły na pomoc młodym rodzicom znajdą się w rządowym Nowym Ładzie, czyli nowym programie gospodarczym, który ma być ogłoszony w maju. Wśród elementów polityki prorodzinnej mają być bezprocentowe kredyty na mieszkanie (z możliwością częściowego umorzenia, o ile w czasie spłaty w rodzinie pojawi się co najmniej dwójka-trójka dzieci) i na samochód oraz zwolnienie z podatku dochodowego osób, które „dorobią się” dziecka i nie ukończyły jeszcze 30 lat. Czy to dobre pomysły? Na razie nie znamy nawet slajdów z power pointa – a to na tym etapie kończy się większość rządowych obietnic – nie mówiąc o szczegółach finansowych.
To, co możemy policzyć, to koszty związane z posiadaniem dziecka. Te, które ponosimy jeszcze zanim dziecko pojawi się na świecie, jak również pieniądze, które musimy wyjąć z kieszeni w pierwszym roku życia dziecka. A potem? Dlaczego skupiamy się na pierwszym roku? Bo to jest ten czas, w którym polskie państwo ma najwięcej bodźców finansowych. Jest „becikowe”, „kosiniakowe”, do których dochodzą stałe bodźce, jak ulga podatkowa na dziecko oraz zasiłek 500+ (który ponoć ma być zwaloryzowany do 700 zł).
Nasze wyliczenia zaczynamy od tego, że przyszli rodzice muszą wydać całkiem pokaźną kwotę na wyprawkę. Ile dokładnie? Wszystko zależy od tego, czy wybieramy wariant ekonomiczny, czy ekskluzywny, więc widełki są szerokie. Ale mimo wszystko spróbujemy je naszkicować.
Ile kosztuje małe dziecko? Na początek wyprawka
Zanim dziecko przyjdzie na świat, największy wydatek to wózek, na który wydamy ok. 2.000 zł, ale na rynku są i takie za 15.000 zł). Do tego musimy dokupić fotelik samochodowy (700 zł), łóżeczko (300 zł), materacyk do łóżeczka (300 zł). Kilka prześcieradeł na zmianę do łóżeczka, kocyki, rożek to łącznie ok. 200-300 zł. Przewijak z nakładką i pokrowcami to kolejne 300 zł. Wanienka ze stojakiem to koszt ok. 100 zł. Do tego należy doliczyć pieluchy, ręczniki, na które wydamy 100-200 zł i oczywiście ubranka, na sam początek przyda się minimum 7-10 kompletów w najmniejszym rozmiarze, a więc kolejne 200 zł. Do tej kwoty trzeba dodać kolejne 200-300 zł na artykuły higieniczne.
Uzbierało się już 4.500 zł (i to w wersji ekonomicznej). Dodatkowo na listach wyprawkowych znajdziemy takie elementy jak niania elektroniczna, monitor oddechu, nawilżacz powietrza, termometr. Jeśli zdecydujemy się na takie zakupy, to musimy liczyć kolejne kilkaset lub tysiąc złotych. Możliwe też, że na te wszystkie dziecięce gadżety przydadzą się dodatkowe meble, nie jest to wprawdzie element niezbędny, ale może dołożyć nam kolejne tysiąc złotych lub więcej. Mówimy w tym momencie o kosztach rzędu 6.500 zł.
Przyszła mama musi też wydać trochę pieniędzy na siebie – koszule do karmienia, laktator i artykuły higieniczne to ok. 700 zł. Oprócz tego w ciąży zalecana jest suplementacja, średnio koszt to 50 zł miesięcznie, zakładając, że nie mamy jakichś znaczących niedoborów. Trzeba więc liczyć się z wydatkiem rzędu 500 zł przez cały okres ciąży.
Przed narodzeniem dziecka zalecane są też szczepienia na grypę (ok. 50 zł) oraz krztusiec (ok. 100 zł). Wiele kobiet decyduje się też na badania prenatalne, które są refundowane, ale nie dla wszystkich. Koszt pierwszego badania to ok. 500 zł. Jeśli jednak badanie wskaże na ryzyko wad genetycznych, wykonywane jest następne inwazyjne za minimum 1.000 zł. Istnieją też badania prenatalne z krwi, których koszt to ok. 2.000 zł. W naszym scenariuszy oczywiście zakładamy, że cała reszta podstawowych badań wykonywana jest w ramach NFZ.
Jeśli nie korzystamy z usług prywatnych lekarzy i płatnych badań, to koszty do momentu narodzin dziecka mogą się zamknąć kwotą ok. 8.000 zł. Jeśli nie – przekroczą 10.000-11.000 zł. Na wielu wymienionych elementach trochę można zaoszczędzić. Wiele z tych rzeczy można kupić używanych, część na pewno możemy dostać w formie prezentów od rodziny.
Nowa pozycja w domowym budżecie: „małe dziecko”
Potem jednak czekają nas bieżące wydatki na pieluchy, leki, ubranka. Koszt pieluch i artykułów higienicznych to ok. 200-300 zł miesięcznie. Jeśli karmimy piersią, to przez pierwsze pół roku wyżywienie dziecka mamy za darmo, potem w ramach stopniowego rozszerzania diety dochodzą kolejne wydatki. Załóżmy, że będzie to ok. 200-300 zł miesięcznie. Sytuacja komplikuje się gdy dziecko trzeba karmić mlekiem modyfikowanym, wtedy wydatki na jedzenie mogą wzrosnąć o kolejne 200 zł miesięcznie. Mówimy więc o wydatkach 5.000-8.000 zł w skali roku
Podczas pierwszego roku życia dziecka na pewno wpadną nam jakieś wizyty u lekarza, większość pewnie uda nam się załatwić na NFZ, niestety przez długie kolejki w ramach publicznej opieki nie raz skusimy się zapewne na wizytę prywatną. Możliwe więc, że w ciągu roku dojdzie nam kilkaset złotych lub więcej tytułem wydatków na wizyty u specjalistów i leki.
Dziecko bardzo szybko wyrośnie nam z ubranek, które skompletowaliśmy w ramach wyprawki, więc w ciągu roku będziemy musieli wymienić cały komplet ubranek, dokupić zimowy kombinezon, buciki, czapki i inne akcesoria. Kwota wydatków prawdopodobnie przekroczy 2.000 zł w przypadku ubrań ze sklepu.
Z wiekiem dziecko zaczyna też interesować się otoczeniem, zaczynamy więc kupować zabawki i inne akcesoria. Tu właściwie górnej granicy nie ma. Załóżmy jednak, że na na zabawki wydamy ok. 1.000 zł, w końcu i tak zabawkami zasypią nas dziadkowie i inni goście. Na pewno pojawią się jeszcze jakieś niespodziewane koszty, łóżeczko turystyczne, nosidełko, chusta. Łącznie – nie licząc podsumowanych wcześniej rzeczy absolutnie podstawowych, jak pieluchy i jedzenie – w budżecie domowym powinniśmy rezerwować jeszcze 3.500 zł na wydatki w pierwszym roku życia dziecka.
Jak państwo pomaga finansowo młodym rodzicom?
Łącznie koszt „pierwszego etapu” posiadania dziecka – licząc cały okres ciąży i pierwszy rok po porodzie – można podsumować na 16.000-22.000 zł, w zależności od tego, gdzie się zaopatrujemy w potrzebne rzeczy. Jak wspomnieliśmy na początku, w kontekście tych wszystkich liczb jednym z głównych powodów, dla którego młode pary nie decydują się na dziecko, jest niepewna sytuacja ekonomiczna.
Państwo nie od dziś stara się namawiać młode pary do zakładania rodziny. Chyba najdziwniejszą kampanią z tej serii była reklama z 2017 r., w której mogliśmy oglądać rozmnażające się króliki. Zachęcały nas one, abyśmy zaczęli brać z nich przykład. Akcja kosztowała 3 mln zł i szybko zalała ją fala krytyki. Rok przed kampanią z królikami, rząd wprowadził program 500+, który miał przyczynić się do niesamowitego wzrostu dzietności. I choć faktycznie w 2017 r. nastąpił wzrost urodzeń, to w kolejnych latach obserwowaliśmy już tylko spadki.
Co jest po drugiej stronie tego bilansu? Liczne rządowe bonusy. Z wyprawką najbardziej kojarzy się wspomniane już becikowe, wynoszące 1.000 zł. Teoretycznie na wyprawkę powinno starczyć, jak się dobrze postaramy. Niestety na ten dodatek łapią się tylko osoby, u których dochód na osobę w gospodarstwie nie przekracza 1.922 zł.
W Polsce możemy liczyć na stosunkowo długi urlop macierzyński. Niestety, dotyczy on tylko kobiet zatrudnionych na umowę o pracę. Tym z nich, które na macierzyński się nie łapią, przysługuje tzw. „Kosiniakowe”, wprowadzone w 2016 r. i wynoszące 1.000 zł miesięcznie przez okres 52 tygodni.
Oprócz tego możemy liczyć na zasiłek rodzinny, który wynosi 95 zł miesięcznie na dziecko poniżej piątego roku życia, wraz z wiekiem rośnie kwota zasiłku nieznacznie rośnie. Jednak tu również mamy kryterium dochodowe, dużo bardziej restrykcyjne niż w przypadku becikowego – w tym przypadku dochód na osobę nie może przekroczyć 674 zł.
Rodzice dzieci mogą też korzystać z ulgi podatkowej (odpis od podatku dochodowego PIT), wynoszącej odpowiednio: na pierwsze dziecko – 1112,04 zł, na drugie dziecko – 1112,04 zł, na trzecie dziecko – 2000,04 zł, na czwarte dziecko (na kolejne również) – 2700 zł. Taka kwota wraca do domowego budżetu w progu lata, gdy urząd skarbowy przelewa zwroty nadpłat podatkowych.
No i oczywiście mamy słynne 500+, czyli dodatek na dziecko, który w skali roku oznacza wsparcie dla rodziców na poziomie 6.000 zł i jest zdecydowanie najmocniejszym elementem tego pakietu.
Na dodatkowe świadczenie mogą też liczyć rodzice samotnie wychowujący dziecko, ci którym przysługuje wspomniany zasiłek rodzinny. Miesięcznie wynosi on 193 zł na dziecko, nie więcej niż 386 zł łącznie na wszystkie dzieci.
Na późniejszych etapach pojawia się jeszcze kilka finansowych dodatków, takich jak 300+ na wydatki szkolne, karta dużej rodziny oferująca zniżki dla rodzin z co najmniej trójką dzieci czy dofinansowanie na zatrudnienie niani. Ale tym się już nie zajmujemy, bo skupiamy się na wydatkach z pierwszego etapu posiadania dziecka.
Jaką część kosztów generowanych przez małe dziecko pokrywa państwo?
Zestawiając ze sobą wymienione przez nas powody, dla których kobiety odkładają decyzję o macierzyństwie wraz z wydatkami, które musimy poczynić już na samym początku oraz dodatkami od państwa, sytuacja nie wygląda optymistycznie. Jeśli nie masz bardzo niskich dochodów, to możesz liczyć właściwie tylko na 500+ oraz na ulgę podatkową, co w sumie oznacza dofinansowanie państwa do dziecka na poziomie nieco ponad 7.000 zł. Czyli mniej, niż połowę tego, co obliczyliśmy jako dolne widełki kosztów posiadania dziecka w pierwszym roku jego życia (oraz ciąży).
Osoby nie mające prawa do urlopu macierzyńskiego mogą doliczyć jeszcze 12.000 zł w skali roku „Kosiniakowego” (ale za to nie dostają pensji, więc trudno uznać to za bonus, raczej ograniczają dzięki temu straty). Zaś osoby o niskich dochodach mogą doliczyć 2.000 zł becikowego oraz zasiłku rodzinnego w skali roku.
Podatki na sfinansowanie zasiłków 500+ (w sumie 40 mld zł rocznie) i na inne świadczenia przewidziane dla młodych rodziców płacimy wszyscy, również ci posiadający dzieci. Niestety, decydując się na dziecko, nie mamy raczej szans na to, żeby w całości odzyskać pieniądze, które w związku z tym wydajemy. Gdyby państwo chciało w całości zrefinansować koszty ciąży i pierwszego roku życia dziecka, świadczenie 500+ trzeba by przerobić chyba na 1000+.
Ile pieniędzy popłynie do rodziców, jeśli rząd da im darmowe kredyty i zwolnienie z PIT?
Czy planowane przez rząd nowe bonusy dla młodych rodziców mogą zmienić znacząco bilans? Jeśli zarabiasz brutto 4.000 zł miesięcznie i na rękę dostajesz 2.900 zł, to na zwolnieniu z podatku PIT rocznie zyskasz 2.800 zł. Jeśli oboje rodziców pracują i mają takie same wynagrodzenie, to więcej, ale prawdopodobnie – tak jak jest z 500+ – prawo do zerowego PIT-a będzie miał tylko jeden rodzic. I to zapewne tylko do pewnego limitu zarobków.
Darmowe i częściowo refundowane kredyty mieszkaniowe byłyby już wysokokwotową „dotacją”. Pożyczając z banku 300.000 zł na mieszkanie z oprocentowaniem 3% w skali roku i 25-letnim okresem spłaty mamy w perspektywie spłatę co najmniej 126.000 zł odsetek przez cały ten okres. Gdyby rząd miał te odsetki umorzyć w zamian za „dorobienie się” w czasie np. pierwszych 10 lat wspólnego mieszkania trójki dzieci, to mówimy o „dotacji” rzędu 5.000-6.000 zł rocznie, czyli o takim dodatkowym 500+.
W sumie więc obecne dopłaty państwa za posiadanie dziecka (7.000 zł w porównaniu z 16.000-22.000 zł kosztów) mogłyby zostać wzbogacone o 8.000-9.000 zł dodatkowych bonusów. Czy to byłby dla Was argument, by zacząć się intensywnie rozmnażać? Czekamy na opinie!
Czytaj też: Kobieta, kochający partner, dziecko w drodze i… mieszkanie w połowie na kredyt. I coś się popsuło
Czytaj też: Czy bezdzietni powinni płacić wyższy podatek?
—————————
Recommended by Samcik:
Oszczędzaj a emeryturę i dostań 400 zł „samcikowej” premii. Chcesz dostać 200 zł premii za zainwestowanie 2000 zł albo 400 zł premii za zainwestowanie z myślą o dodatkowej emeryturze 4000 zł? Kliknij ten link albo ten link oraz wpisz kod promocyjny msamcik2021.
Zainwestuj w fundusze z całego świata bez prowizji, jak Samcik. Chcesz wygodnie – przez internet – oraz bez żadnych opłat lokować pieniądze w funduszach inwestycyjnych z całego świata? Skorzystaj z platformy F-Trust rekomendowanej przez „Subiektywnie o finansach”. Samcik też tam kupuje fundusze. Inwestowanie bez opłat dystrybucyjnych po wpisaniu kodu promocyjnego ULTSMA.
Wypróbuj usługę „Tematy inwestycyjne” ułatwiającą inwestowanie. Jesteś klientem mBanku? Ja też. Sprawdź stronę „Tematy inwestycyjne”, która ułatwia inwestowanie. Wpisz w co chciałbyś zainwestować, a oni podpowiedzą ETF, który możesz kupić za pomocą kilku kliknięć.
—————————
zdjęcie tytułowe: Jonathan Borba