Jakiś czas temu ogłoszono koniec trwającej ponad dwa lata deflacji. Jeśli pojawia się inflacja, a stopy procentowe pozostaną niskie, to trzymanie pieniędzy w banku nie będzie gwarantowało realnego zysku (zwłaszcza po doliczeniu podatku Belki). Niskie oprocentowanie depozytów to dobra okoliczność do tego, by pomyśleć o zabraniu choćby niewielkiej części swoich oszczęności z banku. Ale dzięki programom socjalnym (głównie „Rodzina 500 plus”) popyt konsumpcyjny pchnie ceny w górę.
Sęk w tym, że aby przyspieszył rozwój całej gospodarki, musiałyby też przyspieszyć inwestycje firm. Dopóki ich nie będzie, to Rada Polityki Pieniężnej nie odważy się na podwyższenie stóp procentowych. A więc będziemy mieli sytuację, w której wartość pieniędzy w banku będzie realnie spadała (bo inflacja i podatek Belki), a oprocentowanie depozytów pozostanie bardzo niskie (bo stopy procentowe nie zostaną ruszone). Dlatego coraz większe znaczenie będzie miała dla Was znajomość alternatywnych sposobów lokowania oszczędności. Bez tego po prostu będziecie tracili pieniądze.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
EMERYTURY CZYLI 1000 ZŁ DLA KAŻDEGO? CZAS DZIAŁAĆ!
Po upływie kilku lat od „skoku na OFE” (dzięki któremu zadłużenie państwa spadło skokowo o 150 mld zł, czyli o jedną szóstą) Polska jest znów tak samo zadłużona, jak przed skasowaniem obligacyjnej części naszych funduszy emerytalnych. Niewykluczone, że będziemy mieli drugi „skok na OFE”, bo jednym z pomysłów krążących w rządzie jest przeniesienie pieniędzy, które jeszcze są w OFE, do państwowego Funduszu Rezerwy Demograficznej.
Jednocześnie rząd zdecydował, że będzie można wcześniej przechodzić na emeryturę (choć będzie wtedy niższa). Rosnący dług państwa, mniejsza liczba pracujących na nasze emerytury oraz zamiana „żywych” pieniędzy w OFE na obietnice ZUS-owskie to prosta droga do… emerytur obywatelskich.
Niewykluczone, że już wkrótce okaże się oficjalnie, iż ZUS nie może już wydawać na wypłaty emerytur tyle, ile wydawał do tej pory (bo już teraz rocznie ma manko rzędu 35 mld zł), więc będzie płacił każdemu tylko niezbędne minimum – np. 1000 zł. A więcej tylko tym, którzy wnosili bardzo wysokie składki.
Warto się już przygotowywać na ten scenariusz: jestem dziwnie przekonany, że jego nadejście jest pewne jak w banku, pytanie tylko kiedy to nastąpi. Jak się przygotować? Oczywiście gromadzić pieniądze na bliżej nieokreśloną przyszłość – fundusz spełniania marzeń, emeryturę, czy co tam chcecie.
Coraz więcej osób dochodzi do tego samego wniosku, ale większość z nich nie wyciska ze swoich oszczędności tyle, ile by mogła. Jeśli oprocentowanie depozytu wynosi dziś przeciętnie 1,3%, a my traktujemy ten depozyt jako długoterminowe oszczędności, to po prostu jedziemy samochodem na pierwszym albo drugim biegu, zamiast na czwartym lub piątym. Oszczędzając w ten sposób przez 30 lat dostaniemy na koniec niecałe 85.000 zł (po potrąceniu podatku Belki).
Gdybyśmy te same 200 zł miesięcznie ulokowali na 4%, to mielibyśmy 122.000 zł (po opodatkowaniu). A przy 5% rentowności – 140.000 zł. Przy długim oszczędzaniu procent składany oznacza, że niewielki wzrost rentowności przekłada się na dziesiątki tysięcy złotych.
Tak się składa, że średnia stopa dywidendy w spółkach, które ją wypłacają, wynosi… ponad 5%. I od wielu lat nie spada dużo poniżej tego poziomu (na wykresie poniżej dane dotyczące stopy dywidendy za ostatni rok). Jeśli więc gromadzić pieniądze – a gromadzić chyba już trzeba – to nie tylko w banku.
NA GIEŁDZIE NIEWESOŁO? DYWIDENDOM TO NIE SZKODZI
Trzymanie wszystkich pieniędzy w banku – o ile mamy ich więcej, niż kilka, kilkanaście tysięcy złotych – nie jest strzałem w dziesiątkę, ale pewnie wielu z Was słyszało, że i na rynku kapitałowym jest niewesoło. Część zagranicznych inwestorów wycofała pieniądze z akcji polskich spółek, bo obawiają się niepewności co do kierunku, w którym zmierza polska gospodarka. Nie ma też zbyt wielu firm chętnych, by wejść na giełdę (to z kolei nie przyciąga nowych inwestorów), a zyski tych firm, które już na giełdzie są, nie zwiększają się w takim tempie, jak wcześniej.
To wszystko racja, ale z drugiej strony posiadanie kawałka dobrej, solidnej firmy, w długiej perspektywie powinno pozwalać na odcinanie całkiem niezłych kuponów. Nawet jeśli dziś dana firma – ze względu na ogólną flautę w gospodarce – nie zachwyca, to przecież nie znaczy to, że tak będzie przez najbliższych 20-30 lat. Można wszystkie pieniądze pożyczyć bankowi, który będzie na nich zarabiał, ale można część z nich ulokować w dużej, solidnej, wiarygodnej firmie.
Mimo ogólnej flauty na rynku wartość wypłaconych za zeszły rok dywidend tylko dla spółek z indeksu WIG20 wyniosła ponad 10 mld zł i nie była wcale tak dużo niższa, niż dywidendy z lat wcześniejszych. Solidne marki zawsze zarabiają pieniądze – w dobrych czasach może co najwyżej ciut więcej.
Powiecie, że inwestowanie dziś w akcje największych koncernów – a w Polsce to one są najlepszymi płatnikami dywidend – to samobójstwo, bo ruchy ministrów są nieprzewidywalne. Nigdy nie wiadomo czy dana spółka nie będzie musiała na zlecenie rządu czegoś zrepolonizować, uratować jakiejś kopalni, albo zainwestować w jakieś przedsięwzięcie cenne politycznie, ale nierentowne. I będziecie mieli rację. Ale wśród płatników dywidend są też spółki prywatne, sprzedające swoje towary i usługi na całym świecie, niezależne bezpośrednio od działań państwa i jego urzędników.
Przykłady? Weźmy taką np. Śnieżkę, czyli czołowego producenta farb. Ta firma od 2003 r. rok w rok wypłaca swoim udziałowcom dywidendy. W tym czasie łącznie wypłaciła 21 zł dywidendy na każdą akcję. W tym roku – 3,15 zł, w zeszłym – 3,1 zł. Od 2007 r. stopa dywidendy, czyli relacja wypłaconej dywidendy za akcję do ceny akcji, ani razu nie spadła poniżej 3%. A w ostatnich czterech latach wynosi 5-6%. A więc: masz akcję renomowanego producenta farb, czyli kawałek jego własności. Co roku dostajesz „działkę” od tego, co ta firma zarobi. Ta działka warta jest ostatnio 5-6% wartości akcji.
Gdybyś zamiast akcji dobrej, płacącej dywidendę spółki, umieścił kasę na bankowym depozycie, miałbyś 1-2% zysku. Aha, i jeszcze jeden drobiazg: ta akcja, nie dość, że co roku daje prawo do działki od zysków, staje się sama w sobie coraz cenniejsza. Akcje Śnieżki w 2003 r. kosztowały 28 zł. Dziś – prawie dwa razy więcej. Podwumowując: jeśli zamiast trzymać kasę w banku uwierzyłeś w Śnieżkę, to przez 13 lat z niespełna 30 zł zainwestowanych wyciągnąłeś 25 zł (o tyle wzrosła wartość akcji) i dostałeś jeszcze 21 zł dywidendy. Znasz bank, który na 13-letniej lokacie zapłaci 45 zł z każdych 30 zł ulokowanych?
Spółek, które są w pełni prywatne i od „dużych” kilku, albo od kilkunastu lat płacą systematycznie dywidendy, jest sporo. Fabryka mebli Forte płaci dywidendy nieprzerwanie od 11 lat. W tym czasie na każdą akcję, kupioną za 13 zł i dziś wartą prawie 80 zł, przypadło niemal 10 zł z dywidend.
A więc nawet gdyby jej akcje nie rosły, to z samych dywidend prawie podwoiłby się zainwestowany w firmę kapitał. Jeszcze Wam mało? Fabryka opon Dębica, która płaci dywidendy nieprzerwanie od 2000 r., w ostatnim roku „zawiodła”, bo wypłaciła tylko niecałe 3 zł na akcję, czyli „tylko” 2,5% wartości akcji. Ale to i tak więcej, niż oprocentowanie większości naszych depozytów w bankach.
Poza tym od 2009 r. stopa dywidendy Dębicy rok w rok mieściła się w zakresie 4-6%. Albo budowlana firma Budimex, która od ośmiu lat płaci dywidendy. Kto w 2008 r. kupił jego akcje, do dziś z samych dywidend „przytulił” jakieś 63 zł. W tym 2008 r. akcja średnio kosztowała jakieś 70-80 zł, więc koszt zakupu zwróciłby się z samych tylko dywidend, gdyby nie fakt, że nie musiał się zwracać, bo dziś ta sama akcja jest po 200 zł.
Więcej na ten temat czytaj na stronie akcji (DywidendaJakwBanku.pl)
Krótko pisząc: jeśli część pieniędzy, zamiast w banku ulokujesz w porządnej, dużej, wiarygodnej, stabilnej, prywatnej spółce dywidendowej – a najlepiej po trochu w kilku, żeby dodatkowo zmniejszyć ryzyko – i odczekasz 10-15 lat, to koszt zakupu zwróci się z samych tylko dywidend (czyli wyjdziesz na zero nawet gdyby wartość firmy wyparowała w całości). Zwykle dzieje się tak, że nie tylko firma nie wyparowuje, ale do tych dywidend dochodzi jeszcze wzrost wartości samych akcji.
Jeśli więc ruszysz tyłek z kanapy i zamiast wyłącznie w banku ulokujesz kawałek swoich pieniędzy w spółkach dywidendowych, to zamiast 1-2% rocznie będziesz „przytulał” np. 5% rocznych „odsetek” z dywidendy, a dodatkowo twoja „lokata” nie będzie – jak w banku – miała stałej wartości, lecz coraz większą.
JEŚLI JESTEŚ PESYMISTĄ…
Jeśli jesteś pesymistą i uważasz, że polska gospodarka wkrótce się rozpadnie, to oczywiście musisz też zakładać, że spadną zyski spółek, nawet tych najbardziej stabilnych, dywidendowych. W długiej perspektywie takie osłabienia gospodarcze są po prostu „wliczone” w ostateczny wynik. W ciągu ostatnich 15 lat było kilka kryzysów, a spółki dywidendowe – choć przejściowo zmniejszały dywidendy, a ceny ich akcji spadały – generalnie poradziły sobie dobrze.
Ale oczywiście możesz ulokować część pieniędzy w spółki zagraniczne, płacące systematycznie dywidendy. Dziś nie jest to rocket science – prowizje maklerów bywają wyższe, niż w przypadku polskich spółek, ale nie jest to problem nie do ogarnięcia. Obok lista najlepszych płatników dywidend w ostatnim roku z różnych branż europejskiej gospodarki.
Jeśli nie masz przekonania, że umiesz wybrać spółki dywidendowe najlepsze dla ciebie, to pomocą służą fundusze inwestycyjne. One same wybiorą kilkanaście lub kilkadziesiąt najlepszych spółek dywidendowych i zainwestują w nie twoje pieniądze. Niektóre z tych funduszy mogą ci nawet wypłacać dywidendy, tak jak spółki!