Frank szwajcarski osłabił się ostatnio w stosunku do złotego, z czego pewnie cieszą się osoby, które zaciągnęły kredyty w walucie obcej (o ile ktoś je jeszcze spłaca). Jednak czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć? Dwa pytania. Czy osłabienie franka mogłoby być większe? I jak długo będzie jeszcze trwać?
Zacznijmy od tego, dlaczego właściwie w 2. połowie września szwajcarska waluta zanotowała takie osłabienie. Amerykańska Rezerwa Federalna (czyli bank centralny USA, zwany potocznie Fedem) zdecydowała, że robi pauzę w podnoszeniu stóp procentowych.
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Co do zasady rynki lubią wysokie stopy procentowe, bo wyznaczają one poziom „oprocentowania” waluty. Gdy jeden bank centralny podnosi stopy, a drugi nie, to waluta tego pierwszego powinna się umacniać względem tej drugiej.
Oczywiście jest także wiele innych czynników, które wpływają na kurs waluty: inflacja, bezpieczeństwo, płynność, siła gospodarki itd. Bardzo ważną rolę odgrywa także kształtowanie oczekiwań przez instytucje państwa. Rezerwa Federalna komunikowała rynkowi od dłuższego czasu, jakie decyzje będzie podejmować i jakiej reakcji mogą się spodziewać w różnych wariantach rozwoju sytuacji gospodarczej.
Dlatego też ogłoszenie przez Fed po posiedzeniu 20 września, że stopy procentowe nie zostały zmienione, nie było dla inwestorów zaskoczeniem. W reakcji dolar się lekko zabujał – raz w górę, raz w dół – ale ostatecznie utrzymał stabilną wartość.
Dzień później posiedzenie decyzyjne odbył szwajcarski bank centralny (SNB), który uznał, że również nie będzie podnosił stóp procentowych. Frank w reakcji… zaczął się osłabiać. Z czego to wynika? Szwajcarzy lubią zaskakiwać. I tym razem także zachowali się wbrew oczekiwaniom rynków, który spodziewał się małej podwyżki stóp.
To spowodowało, że inwestorzy musieli zweryfikować swoje wyceny, co w efekcie wywołało osłabienie franka szwajcarskiego. Ci frankowicze, którzy jeszcze spłacają raty i przejmują się kursem, mogli odetchnąć z ulgą.
Osłabienie franka szwajcarskiego wobec innych walut regionu
Złoty po decyzji SNB umocnił się nawet przejściowo o 10 groszy (czyli jakieś 2%). Jednak w porównaniu do poziomów z początku września polska waluta jest o prawie 10 groszy… słabsza. We wrzesień wchodziliśmy przy kursie CHF/PLN w okolicach 4,65, a obecnie jesteśmy blisko 4,75.
W tym samym okresie czeska korona utrzymała wartość wobec franka szwajcarskiego (mimo przejściowego osłabienia), a węgierski forint stracił około 1% – a więc połowę tego, co złoty. Czym się różni sytuacja w Czechach i na Węgrzech?
Jeśli nie spędziliście ostatniego miesiąca, wędrując po Bieszczadach bez dostępu do internetu, to najprawdopodobniej nie zaskoczę Was stwierdzeniem, że za dużą część tej różnicy odpowiada nasza Rada Polityki Pieniężnej, na czele której stoi prezes NBP Adam Glapiński. To właśnie „szarża” z początku września, gdy RPP postanowiła bez wcześniejszego zasygnalizowania i wbrew ekonomicznej logice obniżyć stopy procentowe aż o 0,75 pkt proc. sprawiła, że złoty zaczął się gwałtownie osłabiać.
W kolejnych dniach rząd starał się interweniować słownie, Ministerstwo Finansów pozwoliło sobie nawet na zasygnalizowanie widełek, w których najchętniej widziałoby kurs złotego (4,40-4,60 za euro). Na rynku mówiło się nawet o bezpośrednich interwencjach walutowych – czy to ze strony NBP czy BGK – choć na oficjalne potwierdzenie pewnie nie ma co liczyć.
Po kilku dniach objawił się nawet sam prezes Glapiński, który obwieścił w wywiadzie dla PAP Biznes, że na kolejne obniżki stóp raczej nie ma przestrzeni. To mogłoby uspokoić inwestorów, którzy obawiali się, że „oprocentowanie” złotego będzie jeszcze dalej spadać.
Czesi i Węgrzy radzą sobie lepiej?
W tym tygodniu, we wtorek posiedzenie odbył węgierski bank centralny (MNB), a w środę – czeski (CNB).
W Budapeszcie już raz przekonano się, że rynki potrafią ukarać bank centralny za nietrafione – zdaniem inwestorów – decyzje. Rok temu opisywałem, jak przedwczesne ogłoszenie „uroczystego zwycięstwa nad inflacją” o mało nie doprowadziło do całkowitego załamania się forinta.
Skórę Węgrom uratowało wprowadzenie nadzwyczajnych narzędzi (dodatkowych, niezwykle wysokich stóp procentowych, na które instytucje mogły lokować forinty), które miały ostudzić zapał rynku do wyprzedawania węgierskiej waluty.
Udało się opanować sytuację. Główna stopa procentowa pozostaje na poziomie 13%, ale w ostatnich miesiącach MNB prowadził „normalizację” polityki pieniężnej, redukując wysokość tych „ratunkowych” stóp, a we wtorek zwieńczył to dzieło. To oznacza, że równo rok zajęło bankowi centralnemu naprawianie skutków jednej niefortunnej, pochopnej i nazbyt optymistycznej zapowiedzi.
W swoim komunikacie MNB zaznaczył, że choć gospodarka mocno hamuje, a inflacja spada, to nie ma mowy o obniżkach stóp. Utrzymanie restrykcyjnej polityki pieniężnej jest konieczne do uzyskania stabilności cen. Węgrom na pewno daleko do demokratycznych standardów i do instytucjonalnej praworządności, ale przynajmniej uczą się na błędach.
Czeski bank centralny prowadzi chyba najbardziej transparentną politykę pieniężną w naszym regionie. W swoich projekcjach pokazuje nie tylko przewidywania dotyczące inflacji, kursu czy wzrostu gospodarczego, ale także przyszłą ścieżkę stóp procentowych. To znaczy ekonomiści z CNB wyliczają, jaki powinien być – zgodnie z modelem i bieżącym stanem wiedzy – poziom stóp procentowych, by inflacja osiągnęła cel. O celu inflacyjnym więcej tu.
Zarząd banku, który podejmuje decyzje, nie porusza się więc we mgle, a jego członkowie nie chodzą potem po mediach, opowiadać o wyssanych z palca efektach takich czy innych swoich działań. Mają do wyboru: podejmować decyzje zgodne z publicznie dostępnymi projekcjami albo odchylać się od tak zarysowanej ścieżki – tylko wtedy wiadomo, jakie mogą być skutki takich decyzji.
Obecnie można oczekiwać, że obniżki stóp w Czechach rozpoczną się na przełomie roku – jeśli oczywiście inflacja nadal będzie spadać zgodnie z projekcjami. Dlatego też na środowym posiedzeniu, zgodnie z oczekiwaniami i zapowiedziami, zapadła decyzja o utrzymaniu głównej stopy na poziomie 7%. Reakcji na decyzję ogłoszoną przez CNB na kursie nie widać – to znaczy, że zaskoczenia nie było.
Przeczytaj też: Złoty się umacnia, ale czy jest się z czego cieszyć? Dlaczego czeska korona jest mocniejsza? Co jest z nami nie tak? Oto pięć wykresów, które odkrywają tajemnicę siły czeskiej waluty i słabości złotego
Co dalej? Czy osłabienie franka będzie trwało?
W jakich warunkach mogłoby dojść do dalszego osłabienia franka szwajcarskiego? Czy możliwe jest, by w najbliższych tygodniach chociaż odrobić straty, które spowodowała ostatnia decyzja NBP?
Uzasadnienie cięcia stóp dokonanego przez RPP – ale to realne, a nie deklarowane mgliście w oficjalnych komunikatach – jest dość jasne. Trwa kampania wyborcza, wszystkie ręce na pokład. Prezes NBP na ostatniej konferencji nazwał troje członków Rady, wyrażających odmienne od niego opinie na temat polityki pieniężnej, mianem: „nasłanych przez totalną opozycję” (zostali powołani przez Senat).
Można więc bez żadnych oporów stwierdzić, że nasłany przez rządową koalicję Adam Glapiński postanowił wspomóc PiS w walce o głosy w październikowych wyborach. Gdyby obniżki stóp następowały w wolniejszym tempie (np. co miesiąc po ćwierć punktu procentowego), to efektu tych działań nie dałoby się odczuć od razu.
A tak część kredytobiorców zobaczy spadającą wyraźnie ratę i może uznać, że jednak zagłosuje na PiS. Nie zrozumcie mnie źle – nie ma nic złego w kierowaniu się własnym interesem w trakcie wyborów. Każdy decyduje według własnych kryteriów, do czego ma święte prawo. Pretensję mam do szefa NBP, który nie ma prawa angażować się w bieżącą politykę.
Szef NBP zdecydował więc, że chce pomóc kredytobiorcom złotowym kosztem kredytobiorców walutowych. Oczywiście nie jest rolą NBP, żeby pomagać komukolwiek, bo pierwszym zadaniem banku centralnego jest dbać o wartość pieniądza. Do czego, jak pokazują rynki, instytucja kierowana przez Adama Glapińskiego się nie pali.
Natomiast w Szwajcarii, choć ogłoszono pauzę w podwyżkach stóp, końca walki z inflacją wcale nie ogłoszono. Thomas Jordan, prezes SNB podkreślił, że bank wchodzi teraz w tryb obserwacji (tzw. „wait-and-see”) i przez kolejne dwa miesiące będzie monitorował, czy dotychczasowe działania zaczynają przynosić efekty. A gdyby okazało się, że presja inflacyjna nie zniknęła, odpowiednie środki zostaną podjęte.
Nie jest jednak wykluczone, że po wyborach prezesowi Glapińskiemu się odmieni zdanie (czy znaczenie będzie miało to, kto ostatecznie uformuje rząd?). Ceny paliw spuszczone z łańcucha, na którym trzyma je Orlen, ceny mieszkań napędzane przez rządowe programy, ceny materiałów budowlanych, ceny żywności przed nadchodzącą zimą, ceny energii, które reguluje rząd – to wszystko może za chwilę wystrzelić.
Rada Polityki Pieniężnej stanie wówczas przed dylematem. Może udawać, że nic się nie dzieje, szukać dalej karkołomnych wyjaśnień, wskaźników inflacji skorygowanych o niewygodne dla NBP kategorie – i trzymać stopy (relatywnie) nisko. Może też dokonać nagłego zwrotu i wrócić do podwyżek stóp.
W obu przypadkach szanse na umocnienie złotego mogą być niewielkie. Życie w fikcji raczej nie przekona inwestorów, że losy polskiej waluty są w kompetentnych rękach. Kolejna zaś gwałtowna zmiana kursu i retoryki również nie będzie świadczyła o stabilności kraju i jego gospodarki. Osłabienie franka może być tylko chwilowe.
Źródło zdjęcia: Claudio Schwarz/Unsplash