Już wiadomo, że bitcoin przejdzie do historii świata. Na pewno jako pierwsza globalnie znana kryptowaluta (nawet jeśli nie przetrwa, bo zabiorą się za nią rządy najważniejszych państw jako za źródło przepływu nielegalnego pieniądza i ogólnoświatowa pralnia brudnej kasy), a być może jako największa od co najmniej kilku wieków bańka spekulacyjna (wygląda na to, że po raz ostatni irracjonalną wartość osiągnęły cebulki tulipanów. Tulipmania zakończyła się krachem w 1637 r. Czy i jak skończy się historia bitcoina?
Biorąc pod uwagę, że dziś jeden bitcoin jest wart mniej więcej tyle, ile średniej klasy nowy samochód (60.000 zł) nic dziwnego, że pojawiają się w internecie zabawne infografiki pokazujące co mogłeś kupić za tegoż bitcoina w poszczególnych latach. W 2010 r., gdy nikt o istnieniu takiego czegoś nie wiedział, bitcoina można było kupić za równowartość jednego batonika (kosztował poniżej złotówki).
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Trzy lata później, w 2012 r. cena rynkowa odzwierciedlała już wartość samochodu-resorówki (ok. 50 zł). Pod koniec 2015 r. – czyli po upływie kolejnych trzech lat – posiadacz jednego bitcoina mógł go wymienić na weekend w SPA lub niezłym hotelu (ok. 1000 zł).
Potem zaczęła się ostra jazda. Rok temu bitcoin stał się wymienialny już nie hotel i SPA tylko na niezłej klasy smartfon (ok. 3000 zł), a pół roku temu dało się go wymienić na luksusowy zegarek, a dziś za jednego bitcoina można kupić nowy samochód średniej klasy albo zafundować sobie wkład własny na mieszkanie.
Bitcoinowy phishing. „Przelej pieniądze to może nie ukradniemy ci bitcoinów”
Jeśli potrzebujecie jakiegoś dowodu na to, że bitcoin stał się popularną w Polsce „inwestycją”, to uprzejmie informuję, że pojawił się już w kraju… bitcoinowy phishing. Otóż możecie dostać e-maila z informacją, że pewna grupa hakerów ma pod kontrolą Wasze bitcoiny i ewentualnie zdejmie Was z listy „zagrożonych” ich utratą. Aby uzyskać „dyspensę” trzeba wpłacić donację, oczywiście na wskazany portfel w bitcoinie.
Jeden z moich czytelników dostał taki komunikat i być może by się nawet przejął, gdyby nie to, że nigdy żadnego bitcoina (ani innego coina) nie posiadał. Zatem albo wyłudzacze bitcoinów strzelają „na oślep”, albo tym razem nie trafili. A gdyby trafili na rzeczywistego posiadacza coinów? Sprawa jest śliska, bo przecież to nie jest rynek regulowany. Jeśli pisze do Ciebie jakiś ćwok z informacją, że przejął Twój rachunek bankowy, to kasujesz mejla i zapominasz. Ale giełdy bitcoinowe nierzadko są hakowane i nierzadko giną z nich pieniądze.
„Reprezentujemy grupę hakerów, która koncentruje się na hakowaniu portfeli i giełd kryptowalut. Wiemy, że trzymasz monety na tego typu giełdach. Mamy bazę danych i hasła użytkowników największych giełd. Dajemy Ci możliwość wykluczenia Cię z bazy, przez co nie wykorzystamy Twoich danych. Wymagana kwota to 0,03 BTC. Portfel bitcoin do zapłaty (…). Uwierz mi, lepiej nam zapłacić niż obawiać się, że w każdej chwili możesz stracić wszystkie swoje fundusze. Po dokonaniu płatności wyślij nam e-mail na adres (…), a my wykluczymy Cię z bazy danych”
– napisali zbójcerze bitcoinowi do mojego czytelnika. Wesołe? Cóż, przypomina to trochę listy z różnych lewych „ewidencji przedsiębiorców”, w których grożą nam, że jeśli nie zapłacimy za jakiś wpis do rejestru, to czekają nas surowe kary. Tamci też liczą, że trafią na frajera i dostaną przelew.
Chcesz sprawdzić kurs kryptowaluty? Ukradną ci prawdziwe pieniądze z konta bankowego
Niestety, takie rzeczy z bitcoinem w tle będą się zdarzać coraz częściej, niewykluczone, że właśnie zalewa nas fala phishingu bitcoinowego. Przestępcy doskonale wiedzą, że w Polsce – jak i w innych krajach – obrót bitcoinem jest w jakiejś części wyjęty spod prawa (pisałem jakiś czas temu o sytuacji prawnej posiadacza bitcoina w sytuacji, gdy zostałby okradziony – jest co najmniej niejasna).
Czytaj też: Masz bitcoiny? Prawo cię nie obroni. Kryptowaluty w szarej strefie
Pojawiają się też inne zagrożenia dla posiadaczy bitcoina i innych kryptowalut. Np. pod koniec listopada pojawiła się w oficjalnym sklepie Google Play aplikacja służąca do śledzenia kursów kryptowalut o nazwie Crypto Monitor. Zawiera ona złośliwe oprogramowanie, które sprawdza czy w telefonie zainstalowana jest aplikacja któregokolwiek z największych polskich banków, a następnie wysyła fałszywe powiadomienia, przechwytuje SMS’y autoryzacyjne i ogólnie szpieguje. A więc jeśli interesujesz się kryptowalutami, to mogą cię okraść z prawdziwych pieniędzy. Podobno w Polsce lewą aplikację ściągnęło tysiąc osób.
To niestety kolejne ryzyko związane z posiadaniem bitcoina – obok tego, że ten bitcoin będzie zmieniał wartość jak w kalejdoskopie oraz oprócz tego, że może zniknąć bez śladu z giełdy na której go przechowujemy. Albo rząd może położyć na tej giełdzie łapę w ramach jakiejś akcji przeciwko pralniom brudnych pieniędzy.
NBP i KNF ostrzegają przed traktowaniem kryptowalut tak jak zwykłego pieniądza – złotych, euro czy dolarów. Zwracają uwagę na zagrożenie utraty pieniędzy ulokowanych w to „coś” oraz na zagrożenie uczestnictwa w piramidzie finansowej, praniu brudnych pieniędzy czy wspieranie terroryzmu.
Jaka piramida finansowa? Na forach internetowych i w portalach społecznościowych kuszą do zainwestowania w coś, co do bitcoina jest formalnie podobne, ale nie wiadomo czy w ogóle jest kryptowalutą. Opisywałem jakiś czas temu DasCoina jako przykład takiego nie-wiadomo-czego. Skoro bitcoin, zwykły kawałek kodu pozwalającego po prostu anonimowo przenosić własność pieniędzy z jednego smartfona na drugi, osiągnął tak irracjonalną wartość, to dlaczego nie próbować wykreować jakiegoś innego coina?
Czytaj też: DasCoin, czyli eldorado zaczyna się dziś. Albo w 2018. Albo będzie wielkie DasNic
Sądne dni dla bitcoina?
Jakkolwiek jest aż osiem powodów, które znów mogą sprawić, że bitcoin będzie wart tyle, ile batonik, to na razie bal trwa. Coraz więcej inwestorów wchodzi na ren rynek z choćby drobnymi pieniędzmi tylko po to, żeby nie przegapić hossy. Bo jeśli coś siedem lat temu było warte tyle, ile batonik, a teraz jest warte tyle ile niezły samochód, to dlaczego za kolejnych kilka miesięcy nie miałoby być warte tyle, ile limuzyna? Albo trzy? Wchodzą więc nowe pieniądze i napędzają szaleństwo.
Czytaj też: Osiem wielkich problemów, które ma bitcoin
Równie dobrze można się spodziewać otrzeźwienia. Wejście na rynek kontraktów terminowych na bitcoina jest czymś w rodzaju „sprawdzam”. Albo bitcoin wejdzie do inwestycyjnego mainstreamu – kontrakty terminowe dają na to szansę – albo nie wejdzie, co zwiększy ryzyko, iż zostanie uznany za typową „szulernię”. W pierwszy dzień inwestorzy obrócili kontraktami o wartości tylko 50 mln dolarów, gdy średnia dzienna wartość transakcji bitcoinowych w ciągu ostatnich 10 dni wyniosła 2,7 mld dolarów.
Główne instytucje inwestycyjne i czołowi przedstawiciele branży finansowej bardzo ostro wyrażają się o bitcoinie. Prezes Societe Generale Lorenzo Bini Smaghi nazwał kryptowalutę „oszustwem”. Dyrektor generalny JP Morgan, Jamie Dimon – podobnie. Larry Fink, szef BlackRock, jednej z największych na świecie firm zarządzających aktywami – jako narzędzie do prania brudnych pieniędzy. Warren Buffett – jako „bańkę”. Być może bitcoin już zawsze pozostanie „zabawą” dla wąskiej grupy fanów.
Czytaj też Ruszyły zakładay o przyszłą wartość bitcoina. Albo go to wzmocni, albo zabije