Fotowoltaika drożeje na potęgę. Na rynku energii odnawialnej paradoks – mówiono nam, że fotowoltaika w miarę upływu lat będzie tanieć i że wraz z rozwojem technologii będzie bardziej dostępna. Stało się coś zupełnie odwrotnego. Ceny modułów rosną z miesiąca na miesiąc, a koszty gotowych instalacji są rekordowo wysokie. Czy to znaczy, że fotowoltaika przestaje się opłacać? A może jest wręcz przeciwnie i rosnące ceny prądu „z sieci” ratują opłacalność inwestycji? Liczę!
Fotowoltaika drożeje, a Polska bije właśnie rekordy produkcji ze słońca. Nic dziwnego, w końcu niedługo noc kupały, czyli przesilenie letnie – słońce jest najdłużej nad horyzontem. A instalacji mamy rekordowo dużo. Efekt? Nawet 30% zapotrzebowania Polski na prąd pokrywają instalacje PV.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W sumie energii ze słońca mamy już więcej niż prądu z wiatru. Niestety, tych „tanich” w produkcji źródeł prądu nie widać na giełdzie energii, gdzie cena prądu wynosi 60-75 groszy za kWh (to dlatego, że o cenie prądu na rynku decyduje najdroższa elektrownia – dlaczego tak jest, wyjaśniłem tutaj). Tani prąd mają ci, którym fotowoltaika zaspokaja w możliwie największej części ich własne zapotrzebowanie, przez co kupują go mało po cenach rynkowych.
Dziś mamy ok. 1 mln prosumentów, którzy mniejszą lub większą część swojego zapotrzebowania na prąd zaspokajają z domowych instalacji. W kolejce po fotoltaikę może się ustawić kolejne kilka milionów (szacujemy, że 4 mln) właścicieli domów, którzy do tej pory nie zdecydowali się na systemy PV. Problem w tym, że fotowoltaika drożeje na potęgę.
Fotowoltaika drożeje, choć miała tanieć. Co się dzieje?
Jeszcze kilka lat temu kalkulacja kosztów instalacji fotowoltaicznej była prosta – na rynku obowiązywał „standard” cenowy ok. 6000 zł za montaż 1 kW. Czyli średniej wielkości instalacja kosztowała ponad 20 000 zł (Polacy lubili stawiać więcej paneli, niż było to potrzebne, bo zachęcał ich do tego system finansowego wsparcia).
Jak wynika z raportu „Rynek Fotowoltaiki w Polsce w 2022 r.” Instytutu Energetyki Odnawialnej, dla wszystkich typów instalacji widoczny był spadek cen jednostkowych na przestrzeni ostatnich kilku lat. Jednakże rok 2021 wszystko zmienił – ceny instalacji wzrosły niemalże we wszystkich segmentach mocy. Przyczyniły się do tego ogólne wzrosty cen materiałów, urządzeń, paliw a także koszty pracownicze.
Ile teraz kosztuje średnio fotowoltaika? Przeciętna cena kompletnej instalacji wraz z montażem o mocy 5 kW wynosi ok. 24 000 zł, ale w zależności od konkretnej sytuacji może się różnić plus-minus o 5000 zł. Skąd taki rozstrzał cen? Wiele zależy od tego, czy wybieramy produkt z górnej półki czy budżetowy i od marży firmy instalacyjnej.
Do tej pory fotowoltaika była najszybciej taniejącym źródłem energii odnawialnej. Ceny modułów spadły od lat 70. o jakieś… 99,6%, a ceny gotowych instalacji obniżyły się o 70% tylko w ciągu ostatnich 10 lat. Na wykresie poniżej widać jednak, że fotowoltaika stała się relatywnie tania dopiero w ostatnich 3-4 latach – wcześniej to była raczej ekstrawagancja niż realny sposób na zapewnienie czystej energii.
Czas „promocji” w fotowoltaice się kończy
Skończyła się jednak era, w której fotowoltaika była coraz tańsza i coraz łatwiej dostępna. Dziś fotowoltaika drożeje i nie bardzo wiadomo, jak długo to potrwa. Co się stało?
Po pierwsze, droższe „surowce”. Na koniec dnia rynkiem energii odnawialnej rządzi to samo, co ropą czy gazem, czyli podaż kopalin. W przypadku fotowoltaiki chodzi przede wszystkim o krzem, ale też aluminium (choć może pochodzić z recyklingu) czy stal. Ceny polikrzemu, wzrosły do 40 dolarów za kilogram, podczas gdy jeszcze na początku 2021 r. ten surowiec kosztował 10 dolarów za kilogram.
Jest też problem z podażą, która wynika z przestojów w chińskich fabrykach. Chinom COVID-19 wymyka się spod kontroli, a Pekin walczy z pandemią, zamykając całe wielomilionowe miasta. Efekt? Spada produkcja przemysłowa (2,9% w kwietniu), spada sprzedaż detaliczna (11,1% w kwietniu), a chińska gospodarka nie jest w stanie zaspokoić popytu z Europy czy z USA (czy to w ogóle możliwe, żeby uniezależnić się od Chin, sprawdzaliśmy w tym tekście). Efekt tego zjawiska widzimy w cenach produktów, które rosną.
Na szczęście ceny krzemu nie przekładają się w skali 1:1 na koszty paneli i gotowych instalacji. Wzrost cen modułów o 20% oznacza wzrost cen gotowych produktów o 5%. Problemem są nie tylko drożejące surowce, ale brak mikrochipów potrzebnych do sterowania falownikami – nieodłącznymi elementami instalacji PV. Falowniki podrożały o kilka-kilkanaście procent – również dlatego, że osłabił się złoty. Jest więc gdzie ukrywać rosnące koszty. Problem w tym, że…
Po drugie, droższy transport. Z inflacją, która wynika z tego, że na świecie brakuje kontenerów, trudno wygrać. Kontener odbywa zwykle podróż w jedną stronę – z Azji do Europy. Nikt nie bawi się w ładowanie pustych kontenerów na statki i ich „repatriację” do Azji. Ceny transportu kontenera z azjatyckiego portu wzrosły do 10 000 – 12 000 dolarów z 2000 dolarów przed pandemią. Więcej na ten temat tutaj.
Właśnie wzbiera druga fala podwyżek z powodu przestojów w chińskich portach spowodowanych wybuchami nowych ognisk koronawirusa. Chiny są największym dostawcą modułów fotowoltaicznych, które trzeba jakoś przetransportować do Europy.
Jak czytamy w raporcie Instytutu Energetyki Odnawialnej, aż 90% sprzedanych w 2021 r. na polskim rynku modułów pochodzi od producentów azjatyckich. W praktyce te udziały mogą być wyższe – w całej UE udział importu modułów wynosi 97%, w tym udział modułów chińskich przekracza 70%.
Po trzecie, koszty pracy. Zgodnie ze słowami premiera, inflacją nie powinniśmy się przejmować, bo na papierze zarabiamy więcej niż wynosi wzrost cen. To bałamutne stwierdzenie, które „rozbroiłem” tutaj. Podwyżki cen odczuwają wszyscy, a wzrost wynagrodzeń – wybrańcy. Problem nie tylko w tym, że fotowoltaika drożeje szybciej niż wynosi inflacja, ale w tym, że wzrosty mają kilka silników. Wzrost cen komponentów to jeden silnik. A drugi – wzrost kosztów pracy.
„Koszty robocizny wzrastają, podobnie jak i gwałtownie rosną koszty materiałów produkcyjnych oraz transportu. Najwyższy wzrost kosztów dotyczy pracowników nadzorujących pracę, podpisujących dokumenty, wykonujących pomiary. Są to wykwalifikowane osoby, odpowiedzialne za całą instalację, jej prawidłowe podłączenie i działanie, rozliczane od zamontowanej mocy instalacji wyrażonej w kWp. W okresie ostatnich sześciu miesięcy cena tych usług wzrosła dwukrotnie”
– słyszę w firmie E.On Foton. Niektóre firmy informują, że – podobnie jak budowlanka – odnotowały odpływ pracowników z Ukrainy, którzy po wybuchu wojny wrócili do swojego kraju. A mniejsza podaż pracowników to wyższe pensje dla tych, którzy zostali.
„W pierwszym kwartale 2022 r. odnotowaliśmy wzrost kosztów robocizny związanej z montażem instalacji fotowoltaicznych. Montażyści wykorzystywali duży popyt związany ze zmianą systemu rozliczeń prosumentów. Pomimo tego zwiększonego popytu wszyscy klienci Polenergia Fotowoltaika, którzy mieli obiecane podłączenie „na starych zasadach”, otrzymali je. Obecnie, gdy rynek mikroinstalacji notuje spowolnienie, koszty robocizny powoli spadają”
– mówi nam Bartosz Majewski, z zarządu firmy Polenergia Fotowoltaika.
Kiedy będzie taniej? Czy warto czekać do 2023 r.?
Czy wzrosty cen fotowoltaiki sprawiają, że instalacja stała się nieopłacalna? Przypomnijmy: kto do kwietnia uruchomił fotowoltaikę, ma zapewnione przez 15 lat obniżenie rachunków za prąd niemalże do opłat stałych. Ale teraz obowiązuje już nowy system rozliczeń prądu oddawanego i pobieranego z sieci – net metering. Czy mimo wzrostu cen montaż instalacji PV się opłaca? To zależy, jak bardzo wzrosną ceny prądu z tradycyjnych źródeł.
Jeśli hurtowe ceny prądu utrzymają się na tak wysokich poziomach, na jakich są dziś tj. 70 groszy za 1 kWh, a na rachunku za prąd będzie widać nawet 1 zł za kWh (ze wszystkimi opłatami), to fotowoltaika zwróci się i tak bardzo szybko, bo po mniej niż sześciu latach (z uwzględnieniem dotacji i ulgi termomodernizacyjnej).
Czy taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach? To zależy od tego, czy rząd zamrozi ceny prądu w zamian za rekompensaty dla firm energetycznych. Scenariusz bazowy to jednak podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych o kolejne 50-70% (choć Urząd Regulacji Energetyki zgodzi się pewnie tylko na połowę z tego).
W perspektywie 5-10 letniej nie ma szans na obniżki cen prądu – składniki równania prowadzą do jednego wniosku: musi być drożej i będzie drożej, bo energetyka potrzebuje pieniędzy na inwestycje w nowe źródła (100 mld zł w same wiatraki, a przecież do wymiany są stare elektrownie węglowe, potrzebne są remonty sieci).
Wysokie ceny fotowoltaiki byłyby „zabójcze” z punktu widzenia domowego budżetu gdyby nie wzrost cen prądu, który sprawia, że dobrze mieć własne źródło – w dodatku takie, które jest „sponsorowane” przez państwo. Fotowoltaika drożeje, ale czy są jakieś przesłanki żeby poczekać z instalacją paneli FV?
„Prognozujemy ustabilizowanie sytuacji w najbliższych trzech latach oraz ponowny spadek kosztów fotowoltaiki, ale będzie to zależało od sytuacji międzynarodowej oraz gospodarczej w naszym kraju. Zmniejszenie intensywności użycia minerałów i metali może być kluczem do zwiększenia zdolności produkcyjnych i rozwiązania problemu łańcucha dostaw. Na ustabilizowanie nastrojów będą miały również wpływ zapowiedziane uruchomienia kilku dużych fabryk krzemu w Chinach oraz kroki zmierzające do ulokowania części produkcji przemysłowej na obszarze Unii Europejskiej w celu zwiększenia bezpieczeństwa ekonomicznego w strategicznych sektorach i przyszłościowych technologiach”.
Potwierdzają to serwisy branżowe i analizy np. IHS Markit, które mówią, że wraz ze zwiększeniem podaży krzemu w 2023 r. ceny spadną. Czy zatem warto odłożyć decyzję o kupowaniu fotowoltaiki aż będzie taniej? Teoretycznie nasze zarobki rosną, więc za rok lub dwa powinien być to mniej uciążliwy wydatek, zwłaszcza jeśli ceny się ustabilizują lub lekko spadną.
Ale jest i argument przeciw – nawet jeśli spadną ceny modułów, to trudno sobie wyobrazić, że będzie dużo taniej. Przed fotowoltaiką dalsze, „lokalne” problemy, czyli wzrost kosztów wynagrodzeń, wzrost innych komponentów, ale też mniejsza konkurencja na rynku (wiele firm urosło na dotacjach, które są teraz mniejsze).
Jest też pewna niewiadoma. Rząd w którymś momencie może uznać, że rynek energetyki odnawialnej jest na tyle dojrzały, że niepotrzebne są już subsydia. Albo ponownie zmniejszy ich atrakcyjność, co wydłuży termin zwrotu inwestycji w fotowoltaikę. W takiej sytuacji czekanie na spadki cen fotowoltaiki, może być droższe niż inwestycja teraz, gdy rząd jeszcze do tego interesu dopłaca (uczciwie trzeba jednak dodać: nie ma żadnych przesłuchów, by miał przestać dopłacać).
źródło zdjęcia: PixaBay