Ta część polskich konsumentów, która z różnych przyczyn woli operować gotówką niż kartami płatniczymi i płatnościami mobilnymi, coraz częściej ma problem z dostępem do banknotów. Ostatnio głośno też było o podwyżkach opłat za dostęp do gotówki w mBanku. Z kolei z raportu Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że przynajmniej częściowo problemy fanów gotówki wynikają z… kurczenia się sieci placówek bankowych i bankomatów. Dlaczego coraz trudniej jest zamienić pieniądz bezgotówkowy na banknoty? I czy trzeba to zmienić?
Obok długoletniego trendu spadku popularności płatności gotówkowych pojawia się równoległy trend – otóż popyt na gotówkę, mierzony wielkością pieniądza w obiegu, rośnie. To dosyć paradoksalne. Czy gromadzimy banknoty w domach jako lokatę kapitału (tracącą na wartości przez inflację!), a jednocześnie do płatności używali kart, smartfonów czy Blika?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
O tym zjawisku pisałem niedawno w odniesieniu do Australii. Tam banki zauważyły wzrost popytu na banknoty o wyższych nominałach. Wyższe nominały tradycyjnie nie są przeznaczone do codziennych zakupów w sklepach i płatności w punktach usługowych, tylko do przechowywania wartości. Zapobiegliwi Australijczycy trzymają pieniądze na „czarną godzinę”, żeby – w razie potrzeby – jak najszybciej móc z nich skorzystać.
Ale po co? To proste. Oddziałów banków jest coraz mniej, a w Australii odległości między miastami są duże, więc duża część społeczeństwa wybiera „domowy bank”. Ciekawe, czy mają dobre sejfy. Tutaj poradnik Maćka Bednarka o tym, jaki sejf warto kupić do domu.
Dostęp do gotówki jak ciepła woda w kranie? Na horyzoncie problemy
Raport Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego „Analiza rynku bankomatów w Polsce 2023” autorstwa zespołu pod kierownictwem dra inż. Arkadiusza Manikowskiego dokładnie diagnozuje nasze potrzeby gotówkowe i zwyczaje zakupowo-płatnicze. Najważniejszym punktem odniesienia w analizie stają się bankomaty jako podstawowe miejsce, z którego możemy czerpać pieniądze.
W okresach, kiedy gotówki potrzebujemy więcej, albo wydaje nam się, że potrzebujemy jej dużo i szybko, ustawiamy się do bankomatów w kolejkach. Tak było w okresach wzmożonego popytu na fizyczny pieniądz – w czasie pandemii Covid-19 i w pierwszych dniach po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r. Podobne fale runu na banki i bankomaty miały miejsce wcześniej w czasie kryzysu dotcomów w 2000 r. i podczas kryzysu finansowego w 2008 r. Gotówka daje nam poczucie bezpieczeństwa w czasach niepewności.
Czy to oznacza, że gotówka docelowo zejdzie na dalszy plan w płatnościach, a pozostanie z nami głównie w funkcji domowego skarbczyka, szczególnie przydatnego na czasy kryzysów, katastrof, epidemii i wojen? Zapewne jeszcze długo tak nie będzie, bo – jak wynika z ankiet NBP – wciąż jedna trzecia Polaków otrzymujących wynagrodzenie na konto bankowe wypłaca przynajmniej część tej pensji w bankomacie lub idzie po banknoty do oddziału banku.
Kłopot w tym, że dostęp do gotówki jest coraz droższy (tu duże zasługi mają banki, które promują płatności internetowe i mobilne, a na obsługę gotówki nakładają duże ograniczenia i prowizje – vide przypadek mBanku) oraz coraz trudniejszy. A to oznacza, że zwolennicy gotówki oraz ci, którzy w gotówce przechowują część oszczędności, mogą czuć się coraz słabiej zaopiekowani.
Gdyby ten trend miał się rozpowszechniać, to rodzi się pytanie, jak zapewnić rentowność bankomatom, żeby mogły dawać ludziom dostęp do gotówki bez ograniczeń. Im mniej bankomatów, tym częściej brakuje w nich gotówki (bo przecież popyt na banknoty się nie zmniejsza). I tym dalsze spacery trzeba robić, by znaleźć bankomat.
Dziś jeszcze część konsumentów nie zdaje sobie z tego sprawy, ale rentowność bankomatów to coraz pilniejsza sprawa do rozwiązania i dla banków, i dla operatorów sieci bankomatów. Bez zapewnienia rentowności działania na co dzień nie da się utrzymać sieci pokrywającej cały kraj. A jeśli zacznie brakować „wodopoju” z banknotami, to zacznie się na potęgę problem z dostępem do gotówki. A „gotówkowa” część społeczeństwa jest prawie tak samo duża, jak ci, którzy posługują się do płatności już tylko smartfonem.
Czy bankomaty się opłacają?
Bankomaty przeżywały swoją świetność 10-15 lat temu. Wtedy płatności bezgotówkowe nie były jeszcze bardzo wygodne (pamiętacie terminale płatnicze, do których trzeba było włożyć kartę i wklepać PIN na klawiaturze?), za to małe oddziały banków były rozsiane niemal na każdej większej ulicy. Wraz z kurczeniem się sieci oddziałów banków zmieniają się też ich cele strategiczne.
Zamiast bankomatów, które znajdowały się w każdej placówce oraz w dużych sklepach, parkach handlowych, przy bazarkach, teraz bankowcy promują płatności bezgotówkowe. Rozwój sieci bankomatów nie jest już na pierwszym miejscu bankowych priorytetów. W związku z tym rentowność urządzeń do wypłacania banknotów maleje.
Co na ten temat mówi raport UW? Czy bankomaty się jeszcze opłacają? Czy wkrótce trzeba będzie do nich dopłacać z budżetów miast albo państwa jak do biletów komunikacji miejskiej czy do biletów kolei regionalnych? Z jakiego powodu spada od dawna rentowność bankomatów? Raport wymienia trzy główne kwestie.
Po pierwsze: spadek „urzędowej” prowizji za skorzystanie z bankomatu, który nastąpił w 2010 r. po decyzji organizacji kartowych Visa i Mastercard. Od tego czasu opłata ta wynosi 1,2 zł/1,3 zł za każdą transakcję i utrzymuje się na tym poziomie pomimo zachodzących zmian rynkowych – wysokiej inflacji, rosnących kosztów utrzymywania bankomatów oraz coraz wyższych kosztów inwestycji w nowe urządzenia. Bo dziś bankomaty są technologicznymi „kombajnami”, które mają mnóstwo funkcji, wysokich technologii i kosztownych zabezpieczeń.
W przypadku Mastercard od 1 stycznia 2023 r. zmienił się sposób obliczania wysokości opłaty interchange za pojedynczą transakcję przy użyciu kart z logotypem tej organizacji: jest to 1,2 zł plus 0,05 % od wartości wypłaty. Oznacza to, że opłata, którą właściciel bankomatu uzyskuje za to, że posiadacz karty Mastercard skorzystał z urządzenia, zależy zarówno od liczby transakcji wypłaty kartą, jak i od wartości wypłat. Visa nie zmieniła stawek od 2010 r.
Po drugie: spadek liczby wypłat gotówki przy jednoczesnym wzroście wartości tych wypłat. W efekcie tego przychód w postaci interchange bankomatowego, zależny od liczby transakcji, spada. Wpływają na to oczywiście bankowe zmiany w taryfach opłat. Banki coraz częściej karzą klientów prowizjami za wypłacanie z bankomatów małych kwot. Operatorzy bankomatów z kolei starają się temu zaradzić i na ekranach głównych coraz częściej klienci widzą w menu opcję „szybka wypłata 50 zł”.
Po trzecie: wzrost kosztów utrzymania bankomatów (wiadomo, inflacja) oraz wzrost kosztów dostępu do gotówki będący konsekwencją wzrostów stóp procentowych (w przypadku stopy referencyjnej z poziomu 0,1% w maju 2020 r. do obecnego poziomu 5,75%).
Koszty operatorów bankomatów rosną, przychody spadają
Jakie koszty mają operatorzy bankomatów? Raport podaje przykład jednego miesiąca w 2022 r. w porównaniu do miesiąca w 2021 r. w odniesieniu do jednego bankomatu. W przypadku sieci bankomatowych niezależnych od banków (największe to Euronet i Planet Cash, choć raport nie podaje żadnych nazw) koszty utrzymania jednego bankomatu wzrosły statystycznie z poziomu 3324 zł w 2021 r. do 4170 zł w 2022 r. – a więc o ponad jedną czwartą.
Z kolei dla operatorów bankowych – czyli dla bankomatów należących do banków, a nie do niezależnych sieci – koszty utrzymania jednego urządzenia wzrosły z poziomu 5074 zł do 6157 zł (mówimy więc o wzroście o ok. 21%), w tym największa część tego kosztu przypadała na wypłaty krajowe gotówki przez własnych klientów banku – z 3595 zł do 4787 zł. Tyle bank musiał dopłacać do jednego bankomatu za to, że jego klienci korzystali z urządzeń, by wypłacać gotówkę z własnego konta (może ów bankomat miał też jakieś przychody, ale własny klient zwykle wypłaca pieniądze bez prowizji).
A jakie są przychody przypadające na jeden bankomat? Zmiany są niekorzystne dla operatorów. W odniesieniu do jednego bankomatu w jednym przykładowym miesiącu w 2022 r. (w porównaniu do 2021 r.) nastąpił wzrost przychodów dla operatorów niezależnych z poziomu 3630 zł do 4328 zł (czyli o 19%, mniej niż wzrost kosztów). Najwięcej przychodów przypadało na wypłaty gotówki z użyciem kart krajowych (zmiana z 1086 zł do 1094 zł) i na wypłaty gotówki kartami wydawców zagranicznych (wzrost z 976 zł do 1402 zł).
W przypadku operatorów bankowych przychody, które miesięcznie wypracowuje jeden bankomat, wręcz spadają – z 1667 zł do 1596 zł w skali roku. Najwięcej zarobku przypadło na wypłaty kartami wydawców zagranicznych: 675 zł w 2021 i 608 zł w 2022 r. Widać jednak, że bankomaty należące do banków to nie są kury znoszące złote jaja – służą z reguły do bezprowizyjnych wypłat gotówki przez klientów tych banków, klienci innych banków zapędzają się do nich rzadko (a ich wypłaty nie zawsze byłyby już bezprowizyjne).
Z raportu wynika, że bankomaty wcale nie stają się mniej popularne. Badacze odkryli, że w skali roku (między 2021 r. a 2022 r.) nastąpił wzrost zarówno liczby, jak i wartości transakcji przypadających na jeden bankomat. I to zarówno w sieciach bankowych, jak i niezależnych od banków.
Jakie koszty ponoszą operatorzy bankomatów? W przypadku bankomatów głównym kosztem jest oczywiście załadunek gotówki. Pieniądze trzeba ubezpieczyć, przywieźć i chronić po drodze. Ten koszt wzrósł przez rok aż o 34% dla operatorów bankowych i 48% dla operatorów niezależnych.
Z kolei koszty pozyskania gotówki wzrosły o 127% dla operatorów niezależnych (operatorzy bankowi posiadają gotówkę banku), a koszty transakcyjne – o 37% dla operatorów bankowych i aż o 92% dla operatorów niezależnych. Widać więc, że życie właścicieli bankomatów nie jest proste – i tym trudniejsze, im mniej przewidywalne są wypłaty klientów w danym miejscu (a zatem trudniejsze jest planowanie, ile i jakich banknotów trzeba dostarczyć do bankomatu).
Przykładem dużego wzrostu kosztów funkcjonowania bankomatu w przykładowym miesiącu jest województwo podkarpackie. W tym województwie średnie miesięczne koszty działania bankomatów wzrosły aż o 67% w latach 2021-2022. W 2022 r. najbardziej wzrosły tu koszty transakcyjne (pięciokrotnie!). Skąd ten rekordowy wzrost kosztów?
Województwo podkarpackie z uwagi na swoje położenie zmagało się od końca lutego 2022 r. ze skutkami wybuchu wojny w Ukrainie. Stąd statystyki funkcjonowania urządzeń działających na tym obszarze odzwierciedlają napływ migrantów zza wschodniej granicy oraz związane z tym fluktuacje o charakterze społeczno-ekonomicznym.
Raport pokazuje, że generalnie koszty funkcjonowania bankomatów najbardziej rosną w gminach wiejskich. Prawdopodobnie dlatego, że bankomaty są tam rozproszone i trzeba poświęcić więcej czasu na ich ładowanie gotówką. Oby nie skończyło się to stopniowym „wycinaniem” bankomatów z tych obszarów, bo to może bardziej niż w miastach ograniczyć mieszkańcom dostęp do gotówki. Dojazd do sąsiedniej miejscowości jest bardziej skomplikowany niż na sąsiednie osiedle (lepiej „ubankomatowione”) w mieście.
Ile powinna kosztować wypłata z bankomatu?
Ogółem rentowność działalności bankomatowej (mierzona marżą zysku operacyjnego) pogorszyła się w 2022 r. w porównaniu do 2021 r. Dla operatorów niezależnych marża zysku operacyjnego spadła z 9% do 3,8%. Natomiast dla operatorów bankowych rentowność była ujemna (strata na działalności operacyjnej) i wzrosła w 2022 r. w porównaniu do 2021 r. z poziomu minus 67% w 2021 r. do minus 74% w 2022 r.
Co miało największy wpływ na rentowność i jak można by zaradzić spadkowi tego podstawowego biznesowego wskaźnika? Analiza progów rentowności wykazała, że od 2010 r., czyli po obniżce tzw. interchange bankomatowego, rentowność bankomatów była ujemna i pogarszała się z każdym rokiem.
W 2021 r. i 2022 r. żadna wielkość wolumenu transakcji – przy średnich wartościach pojedynczych wypłat – nie pozwoliłaby na osiągnięcie progu rentowności. Główną tego przyczyną jest wyjątkowo duży wzrost kosztów „zakupu” gotówki i załadunku bankomatów banknotami. Jednym ze sposobów osiągnięcia progu rentowności – jak piszą autorzy raportu – byłoby powiększenie interchange bankomatowego o 0,92 zł w 2021 i o 1,16 zł w 2022 r.
Przypomnijmy, że dziś owa opłata wynosi 1,2-1,3 zł. Wychodzi więc na to, że jeśli chcielibyśmy cieszyć się znów – jak kiedyś – bankomatami na każdym rogu (najlepiej darmowymi, czyli „sponsorowanymi” przez banki, które wydały nam karty), to opłaty za każdą transakcję musiałyby się niemal podwoić.
Oczywiście nie musi być tak, że to bank płaci za wypłatę z bankomatu pieniędzy przez swojego klienta. Można sobie wyobrazić wariant, w którym to klienci składają się na koszty bankomatów. Gdyby więc każdy klient sam opłacał koszty wypłaty pieniędzy z bankomatu według stałej stawki – czyli wszystkie bankomaty byłyby dla niego płatne – to powinien za taką wypłatę zapłacić 2,5 zł. A gdyby to było np. 3 zł od każdej wypłaty, to niewykluczone, że mielibyśmy w kraju bankomatowe eldorado, czyli sieciom bankomatowym opłacałoby się zwiększać nam dostęp do tych urządzeń.
Dostęp do gotówki może się pogorszyć?
Autorzy raportu sporządzili analizę wybiegającą w przyszłość, dotyczącą tego, co się stanie z rynkiem bankomatów, a przede wszystkim – z naszym dostępem do nich. Co ustalili? Prognozy nie są zbyt wesołe.
- spadek o 13-24% ilości wypłat gotówki z bankomatów w Polsce do końca 2028 r.;
- nieznaczny wzrost o 4-5 % wartości wypłat gotówki z bankomatów w Polsce do końca 2028 r.;
- wzrost wartości pojedynczych wypłat, które na koniec 2028 r. mogą wahać się w granicach od 907 zł do 1033 zł.
Jedno jest pewne. Raczej nie zmienią się nasze zwyczaje zakupowe i płatnicze. Dwie trzecie Polaków przenosi sporo aktywności do sieci i używa narzędzi bezgotówkowych. Pozostała jedna trzecia to miłośnicy gotówki. O gotówkę zawsze warto jednak zadbać jako o zapas na tzw. czarną godzinę, choćby na wypadek wydarzeń, które spowodują nagły duży popyt na pieniądz papierowy.
Wygląda na to, że jesteśmy u progu niewesołej sytuacji, w której dostęp do gotówki będzie ograniczony, do bankomatu trzeba będzie jechać na sąsiednie osiedle (albo do większej miejscowości) albo godzić się na kilka, kilkanaście złotych prowizji za wypłacenie pieniędzy z własnego konta w banku – bo takie są dzisiaj opłaty za operacje gotówkowe w oddziałach bankowych. Prowadzenie działalności bankomatowej może po prostu być na tyle mało opłacalne, że właściciele urządzeń będą utrzymywali bankomaty tylko w najbardziej uczęszczanych miejscach.
Problem w tym, że opłaty bankomatowe zależą dziś w dużej części od organizacji płatniczych, dla których ideałem byłoby, gdyby wszyscy używali wyłącznie kart (fizycznych lub w smartfonach). De facto jedyną – poza niezależnymi od banków operatorami bankomatów – grupą zainteresowaną wzrostem dostępności tych urządzeń, są sami konsumenci.
Z jednej strony chcielibyśmy mieć łatwy dostęp do gotówki, z drugiej strony nie ma w Polsce prawnej możliwości, żeby operator bankomatu pobierał bezpośrednio od nas opłatę za skorzystanie z urządzenia, z trzeciej – buntujemy się, gdy banki podwyższają opłaty za skorzystanie z tzw. obcych bankomatów. I słusznie, bo te pieniądze trafiają do kas banków, a nie do właścicieli urządzeń (oni i tak dostają tylko stałą opłatę).
Wśród czytelników „Subiektywnie o Finansach” jest mnóstwo osób, które uważają, że gotówka to ostatnie narzędzie do płacenia, które zapewnia wolność, anonimowość i niezależność od zakusów władz. Trudno będzie obronić gotówkę jako emanację wolności, gdy zaczniemy mieć kłopoty z dostępem do niej. Być może to temat dla Narodowego Banku Polskiego jako emitenta gotówki. Dostęp do gotówki prawem nie towarem? Może z takimi hasłami będziemy niedługo maszerowali.
Źródło zdjęcia: Lukasz Radziejewski/Unsplash