BNP Paribas Bank Polska, szósty pod względem wielkości bank nad Wisłą, zapowiada dobry czas dla polskiej gospodarki i… dla banków. Będziemy więcej kupowali (także na kredyt) oraz wzrosną inwestycje (także na kredyt). Prezes Przemek Gdański obawia się tylko jednego: że rządzący będą nadal przykręcać branży śrubę i dopychać kolanem „etyczne wynaturzenia” (jak mówi) w stylu ustaw o wakacjach kredytowych. Kto ma akcje BNP Paribas, może się spodziewać dywidend, czyli udziału w zysku banku. I to sporych!
BNP Paribas Bank Polska należy do jednej z największych na świecie grup bankowych z siedzibą w Paryżu, ale w Polsce – pomimo serii fuzji – jeszcze nie dołączył do „wielkiej piątki” bankowej (PKO BP, Bank Pekao, Santander, mBank i ING). Można przypuszczać, że ma na to apetyt, bo z ogłoszonych właśnie wyników za 2023 r. wynika, że jest to już nieźle pracująca maszyna przygotowana do przyspieszenia.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Zysk netto banku przekroczył miliard złotych (najwięcej w historii), ale gdyby nie rezerwy na portfel kredytów frankowych, byłyby to zapewne blisko 3 mld zł. W porównaniu z zeszłym rokiem, w którym bank pokazał 440 mln zł czystego zysku, widać różnicę klas.
Będzie kolejny „dywidendowy” bank na polskiej giełdzie?
Rosnąca jak na drożdżach rentowność skłoniła szefów BNP Paribas Bank Polska do podzielenia się z akcjonariuszami po raz pierwszy dywidendą. Wyniesie ona 3,41 zł na akcję, co może nie jest powalającą wartością w porównaniu z ceną akcji (nieco ponad 100 zł), ale jeśli ktoś rok temu nabył akcje BNP Paribas po 50 zł za sztukę, to dywidenda będzie stanowiła prawie 7% jego inwestycji.
Co więcej, prezes banku, p. Przemek Gdański zapowiedział, że BNP Paribas Bank Polska ma stać się bankiem dywidendowym, czyli wypłata udziału w zysku nie ma być wyjątkiem, tylko od teraz regułą. Biorąc pod uwagę, że francuski właściciel pakietu kontrolnego akcji zadeklarował, że odsprzeda część papierów, by zwiększyć liczbę akcji znajdujących się w wolnym obrocie (dziś grupa BNP Paribas kontroluje aż 87% akcji swojej polskiej odnogi), bank może zyskać na atrakcyjności dla inwestorów giełdowych.
Nie wiadomo, co prawda, ile będzie wynosił zysk BNP Paribas Bank Polska w kolejnych latach, ale gdyby miał powtórzyć się ten tegoroczny, ale bez obciążeń związanych z rezerwami na franki i wakacjami kredytowymi, dywidenda mogłaby sięgnąć już 10 zł na akcję. I mielibyśmy kolejny bank, w którym lepiej mieć pakiecik akcji niż depozyt.
Prezes Gdański spodziewa się, że w 2024 r. uda się utrzymać wysoką marżę odsetkową (wynosi 3,6%), bo stopy procentowe pozostaną jeszcze przez jakiś czas dość wysokie, a popyt na kredyt się ożywi. W 2023 r. wynik odsetkowy w „polskim” BNP Paribas poszedł w górę z 3,5 mld zł do ponad 5,2 mld zł. To dużo w porównaniu z kosztami prowadzenia banku (2,6 mld zł). A przecież do zysków dochodzi jeszcze 1,2 mld zł dochodu z prowizji (nieco więcej niż rok temu).
Wakacje kredytowe, czyli „etyczne wynaturzenie”
Przy braku konieczności tworzenia nowych rezerw na złe kredyty (a tych bank wykazał tylko śladowe ilości) – przyszłość rysuje się co najmniej nieźle. Tym bardziej że z horyzontu schodzą chyba problemy kredytów frankowych, bo po utworzeniu nowych rezerw BNP Paribas Bank Polska ma już 110% pokrycia portfela frankowego rezerwami. Jeśli jakieś dodatkowe rezerwy będą potrzebne, to już raczej nie pójdą w miliardy złotych.
Zagadką pozostają wakacje kredytowe. Rząd najpierw zapowiedział, że je przedłuży, potem przedstawił pomysł okrojenia ich do wybranych klientów (tych, którym rata kredytu „zjada” co najmniej 40% domowego budżetu), ale teraz podobno zastanawia się znów nad bardziej liberalnym rozwiązaniem. Banki zarobiły w zeszłym roku 27 mld zł, więc mają z czego płacić. A jak wakacji kredytowych nie będzie, to ludzie będą gadać, że „za PiS-u było lepiej”.
„Nie pojmuję, dlaczego nowy rząd o historii demokratyczno-liberalnej wciąż uważa, że przedłużenie wakacji kredytowych jest potrzebne. Stopy procentowe od poprzednich edycji wakacji kredytowych znacząco spadły, wynagrodzenia ludzi bardzo wzrosły, sytuacja finansowa wielu kredytobiorców znacznie się poprawiła. Stosowanie mechanizmów takich jak tzw. wakacje kredytowe jest z gruntu złe. Jestem za pomaganiem kredytobiorcom w potrzebie, ale nie na zasadzie mechanizmu, który jest etycznym wynaturzeniem, pobudza hazard moralny i może skłaniać do nadmiernego zadłużenia”
– mówił prezes Gdański podczas konferencji dla dziennikarzy i analityków. Jego zdaniem to nie chodzi o pieniądze, tylko o zasady – żeby nie było mechanizmu, który sankcjonuje możliwość niewywiązywania się z zawartych umów, czyli niszczy w naszych głowach moralność finansową.
I dodał, że w istniejącym już mechanizmie pomocowym, Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, jest miliard złotych, po które nikt się nie zgłosił. A Fundusz Wsparcia Kredytobiorców ma się w najbliższym czasie tak zmienić, że rzeczywiście stanie się „atrakcją” większą od wakacji kredytowych.
Idzie dobry czas dla Polaków i… dla banków
Szef BNP Paribas Bank Polska uważa, że w Polsce możliwy jest w najbliższym czasie wzrost popytu na kredyt. Wynikać to będzie z szybciej kręcącej się gospodarki i zbliżającej się rzeki pieniędzy z Unii Europejskiej. Czy to oznacza też lepsze czasy dla deponentów? Niekoniecznie. W zeszłym roku bank – jak mówił prezes – bardziej „zarządzał poziomem depozytów”, niż o nie walczył. Popyt na kredyt był niewielki, więc i depozyty nie były potrzebne. Bank płacił tyle, ile musiał, ale o pieniądze nie walczył.
Czy to się zmieni? Na razie nie. Wzrost popytu na kredyt musiałby być naprawdę potężny, by „zdjąć” kilkaset miliardów nadmiaru depozytów w branży bankowej. Czy aż tak uda się rozbujać potrzeby pożyczkowe polskich firm i konsumentów? Może za dwa, trzy lata – raczej jeszcze nie teraz. Banki uważają, że nie należy ich dociążać kolejnymi kosztami, bo jak już boom kredytowy ruszy, to może im zabraknąć kapitału. Czy to możliwe? Kiedyś to liczyłem.
Na najbliższe miesiące ekonomiści BNP Paribas Bank Polska spodziewają się, że to jeszcze nie inwestycje i nie eksport będą rozpędzały gospodarkę, ale popyt konsumentów. Inwestycje ruszą dopiero później. Relatywnie wysokie stopy procentowe raczej nie będą w tym przeszkadzały, bo popyt kredytowy firm nie ma ścisłego związku z kosztem kredytu, raczej z koniunkturą w gospodarce i potrzebami inwestycyjnymi.
BNP Paribas spodziewa się, że będziemy mieli w najbliższym czasie silną walutę. Relatywnie wysokie stopy procentowe, restrykcyjna polityka NBP i dość silna gospodarka będą wzmacniały popyt na złotego. A do tego trzeba będzie wymieniać na złote miliardy euro płynące z Unii Europejskiej.
Polak powinien inwestować, a trzyma pieniądze…
Dobra sytuacja gospodarcza – jak przewidują ekonomiści z BNP Paribas – powinna przełożyć się na większą popularność inwestowania pieniędzy w Polsce. I na to liczy „bank zmieniającego się świata”, bo już od kilku lat należy do tych instytucji finansowych, którym najszybciej rośnie portfel pieniędzy, które klienci trzymają nie na depozytach, tylko w funduszach inwestycyjnych, ETF-ach czy akcjach. W zeszłym roku ta wartość wzrosła do 14,6 mld zł (dla porównania: na depozytach w banku klienci trzymają niecałe 127 mld zł, w tym 50 mld zł klienci indywidualni).
Co ciekawe, w strukturze pieniędzy depozytowych tylko 32,4% stanowią pieniądze zablokowane na konkretny termin, za co bank płaci odsetki. Aż 85 mld zł klienci trzymają na rachunkach bieżących, zapewne nieoprocentowanych. Nawet jeśli przyjmiemy, że średni dochód z nich jest niezerowy (np. 1%, bo w tym miksie są też pewnie konta oszczędnościowe), to przynajmniej 2,5 mld zł byłoby do wzięcia, gdyby klienci chcieli oprocentować te pieniądze.
Oczywiście, zapewne połowa z nich to osad na rachunkach bieżących, który znika w okresie od wypłaty do wypłaty (są w tych kwotach również zawarte rachunki firmowe, z których wypłacane są pensje pracownikom), ale część to zapewne źle zarządzane przez klientów oszczędności. Realnie więc utracone korzyści klientów są warte raczej bliżej miliarda złotych (lub kilkuset milionów). Ale to i tak góra pieniędzy, niemal równa zeszłorocznemu zyskowi banku.
————
CZYTAJ TEŻ HITOWY TEMAT W HOMODIGITAL.PL: Technologia rozpoznawania twarzy to fajna rzecz, ale zawsze się zastanawiałem czy przypadkiem nie jest niebezpieczna w przypadku logowania się do usług finansowych i potwierdzania transakcji. Już pal licho, że ktoś może mnie zmusić, żebym pokazał twarz, albo mnie w tym celu unieszkodliwić (np. w klubach nocnych logowanie biometryczne wielokrotnie gubiło usypianych za pomocą różnych środków mężczyzn – nie trzeba PIN-u, żeby wyczyścić konto przez smartfon). Czy przypadkiem AI nie będzie niedługo w stanie (albo już nie jest) „produkować” fikcyjnych obrazów twarzy, nawet ruchomych? Innymi słowy – czy AI nie „zabije” biometrii twarzy?
POSŁUCHAJ JUBILEUSZOWEGO PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”: W 200. odcinku podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia” rozmawiamy o flipie 50/50, czyli nowym sposobie „polskiego” zarabiania na nieruchomościach, o Nvidii, czyli najgorętszej obecnie spółce na świecie. Zastanawiamy się też, czy podatek Belki powinniśmy płacić tylko od realnych zysków. W jubileuszowym odcinku również o banku, który nie chciał wypłacić klientowi premii i o wielkim powrocie do banków programu lojalnościowego Miles & More. Zapraszają: Maciek Samcik, Maciek Jaszczuk i Maciek Bednarek.
Zdjęcia: archiwum własne autora