Comiesięczne rachunki zapłaci ci… aplikacja mobilna? Jak spowodować, żeby użytkownik przywiązał się do aplikacji mobilnej i korzystał z niej niemal na każdym kroku? Jednym ze sposobów jest łatwe opłacanie rachunków za prąd, gaz i kablówkę. Właśnie możliwością bezbolesnego pilnowania i zarządzania comiesięcznymi płatnościami chce sobie wyrąbać drogę do naszych portfeli mPay, jedna z najbardziej rozbudowanych aplikacji fintechowych
O zbudowaniu aplikacji mobilnej, bez której klienci nie będą się mogli obyć i do której będą musieli codziennie zaglądać, marzą od lat bankowcy. Ale, prawdę pisząc, na razie bliżej tej idei są fintechy, które znacznie sprawniej zwiększają liczbę oferowanych usług.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Z jednej strony mamy Revolut, który ma uzasadnione ambicje, żeby być centrum domowych finansów (pozwala m.in. inwestować i systematycznie oszczędzać pieniądze). Z drugiej strony jest mPay, który wyrósł z aplikacji transportowej (można tam płacić za parkowanie, bilety na pociąg i komunikację miejską, za autostrady), ale teraz coraz mu bliżej do superaplikacji, która ułatwia codzienne życie.
Mieszkańcy Warszawy być może trochę rzadziej używają mPay (bo tej aplikacji, z niezrozumiałych dla mnie względów, od lat nie dopuszczają warszawscy urzędnicy do systemu mobilnych opłat za parkowanie), ale mimo wszystko do komunikacji miejskiej (pociągi SKM, autobusy i tramwaje, pociągi Kolei Mazowieckich) i dalekobieżnej (pociągi Intercity) używam jej bardzo często ze względu na ergonomię. Jest niezawodna i „miła w obejściu”.
Ogarnia też prywatne parkingi (w Warszawie również) oraz opłaty za autostrady (tak, tak, w Polsce wciąż są autostrady, za które trzeba płacić, choć te państwowe zrobiły się darmowe). Ma świetną funkcję rozkładów jazdy (planera podróży) oraz rozbudowuje ofertę sprzedaży biletów do różnych miejsc (np. ZOO, parki narodowe, FlySPot). Są też doładowania telekomunikacyjne i rozrywkowe (VOD, platformy z grami), ale to „program obowiązkowy” w tego typu aplikacjach.
Widać, że mPay dąży do tego, żeby zastąpić w smartfonie możliwie dużą liczbę aplikacji ułatwiających życie. I coraz bardziej chciałby, żebym używał go nie tylko do transakcji związanych z mobilnością, ale też do finansów. A więc przede wszystkim trzymał tam trochę pieniędzy i wykorzystywał mPay jako podręczną portmonetkę. Można z pomocą tej apki wypłacić gotówkę (ale nie z bankomatu, tylko w oddziale poczty), można zrobić przelew, wykupić ubezpieczenie (samochodowe i turystyczne), zaciągnąć pożyczkę.
O ile jednak w miejskiej mobilności nikt mPay’owi nie podskoczy, o tyle konkurentów do przelewów, transferów, płatności, pożyczek jest mnóstwo. I tutaj nie będzie tak łatwo przekonać ludzi, by właśnie mPay stał się podstawową portmonetką. Tym bardziej że mPay nie ma jeszcze (ale ma się to zmienić!) swoich kart płatniczych, które można by włożyć do Apple Pay’a lub Google Pay’a i płacić za codzienne zakupy.
Rozwiązaniem ma być możliwość opłacania rachunków za pomocą mPay. Każdemu posiadaczowi tej aplikacji (i nieposiadaczom też, wystarczy ją ściągnąć i się zarejestrować) szczerze polecam wypróbować tę możliwość. Jest naprawdę łatwo i wygodnie. Wybieram dostawcę usługi, którą co miesiąc opłacam, loguję się na internetowe konto tego dostawcy i wyrażam zgodę na przejęcie komunikacji z tym wystawcą przez mPay.
Od tej pory mPay będzie miał dostęp do wystawianych przez dostawcę faktur i będzie wysyłał mi powiadomienia push na smartfon, gdy zbliżać się będzie termin płatności. A ja mogę decydować – płacić w ostatnim dozwolonym dniu, płacić w określonym dniu, np. razem z innymi rachunkami, lub nie płacić.
Wszystkie nadchodzące comiesięczne rachunki są wyświetlane na ekranie aplikacji mPay, przejrzyście i po kolei. I chyba ten porządek podoba mi się najbardziej. Poznańskie pochodzenie sprawia, że do porządkowania swojej wiedzy o rachunkach bardzo długo używałem Excela, ale to narzędzie jest jeszcze wygodniejsze. W każdej chwili mogę pobrać fakturę i – po zapłaceniu – potwierdzenie płatności.
Oczywiście mPay przejmie płatności za comiesięczne rachunki tylko pod warunkiem, że mój dostawca jest na liście tych, z którymi aplikacja współpracuje. Są tu wszystkie największe sieci telekomunikacyjne oraz wszystkie duże kablówki i dostawcy internetu. Prawdopodobnie wszystkie duże firmy wodociągowe, wszyscy najwięksi wystawcy rachunków za prąd i gaz oraz bardzo dużo wspólnot mieszkaniowych (choć tu nie dam sobie ręki uciąć, że są wszystkie, którym opłacacie comiesięczny czynsz).
Wydaje się więc, że opłacanie 80-90% rachunków da się przenieść do mPay. Czy to ma sens? Wydaje mi się, że ma, bo to robi duży porządek w finansach i w głowie. Mam w smartfonie informację o tym, ile kosztuje mnie utrzymanie domu. Np. raz w miesiącu np. przelewam do mPay odpowiednią kwotę i temat mam ogarnięty. W razie konieczności restrukturyzacji wydatków w pięć sekund mam wiedzę, ile na co wydaję.
Nie ma w mPay banków (a więc odpadają raty kredytowe), firm ubezpieczeniowych (odpadają składki ubezpieczeniowe) ani tych wszystkich firm VOD oraz streamingowych, którym często opłacamy rachunki, przypinając bezpośrednio kartę do ich systemów płatniczych. Ta część domowego budżetu nadal musi być zarządzana oddzielnie.
Szefowie mPay zrobili jedną rzecz, która jest z jednej strony bardzo wygodna, a z drugiej – ryzykowna. Mianowicie, żeby opłacić rachunki za czynsz, prąd, gaz, ciepłą wodę w kranie, telefon, internet oraz kablówkę, nie muszę mieć pieniędzy. Do usługi podpięta jest pożyczka Soonly, która ma charakter chwilówki – pierwsza jest darmowa przez 61 dni, kolejne (na szczęście) już nie. To likwiduje ryzyko niezapłacenia rachunku za prąd i odcięcia dostaw energii, ale wymaga większej dyscypliny.
Całość jest bardzo zgrabnie urzeźbiona i naprawdę polecam spróbować. Wśród Polaków umiejętność zarządzania domowymi finansami nie jest powszechna i często się w tym gubimy. To jest narzędzie, które powoduje, że cała wiedza o domowych rachunkach (albo ich części) jest w jednym miejscu, a ich opłacanie nie wymaga dużej fatygi.
O jednym trzeba pamiętać – że nie ma nic za darmo. I nie chodzi o to, że comiesięczne rachunki nie zapłacą się same (bo akurat się zapłacą). Rzecz w tym, że usługa będzie płatna. Od 30 września 2023 r. opłacenie jednego rachunku dla posiadaczy konta Standard w mPay ma kosztować 1,5 zł, a dla posiadaczy konta Premium – 0,99 zł. Można też poprosić mPay, żeby jednego dnia hurtem opłacił wszystkie rachunki.
Wszystkich, którzy uważają, że 1,5 zł do wysoka cena za wygodne opłacenie rachunków zapraszam do sprawdzenia, ile kosztują podobne usługi – ostatnio 1-1,5 zł płaciłem za skorzystanie z możliwości zapłaty rachunku przez internetowe konto w kablówce oraz u operatora komórkowego.
Jeśli chcecie przetestować mPay oraz skorzystać z funkcji opłacania rachunków, to zapraszam Was do sklepu z aplikacjami mobilnymi – tutaj link dla posiadaczy sprzętu Apple, tutaj link dla posiadaczy smartfonów i tabletów z systemem Android, a jeśli ktoś ma Huaweia, to zapraszam do kliknięcia tego linku.
————————–
Artykuł jest częścią akcji edukacyjnej prowadzonej wspólnie przez „Subiektywnie o Finansach” oraz aplikację mPay oferującą płatności za bilety, parkowanie, autostrady oraz mnóstwo usług finansowych
zdjęcie tytułowe: mPay/Unsplash