Zaczynają się wakacje i wielu urlopowiczów zapewne będzie chciało znów wybrać się na nie z aplikacją Revolut. Citibank wreszcie po ludzku ostrzegł swoich klientów, żeby uważali przy doładowaniach Revoluta swoimi kartami. Ale co z tymi, którzy już wpadli w pułapkę?
Jak wiecie – a kto nie wie, niech sobie przeczyta pod tym linkiem – Citibank jakiś czas temu zaczął egzekwować prowizje za doładowywanie swoimi kartami kredytowymi aplikacji typu Revolut i innych, które oferują m.in. wymianę walut. Prowizja – choć zapisana, jak twierdzą niektórzy, nieprecyzyjnie – od wielu miesięcy była w taryfach Citi, ale dopiero teraz zaczęto ją stosować.
- Jak kupować dolary i euro, żeby nie wpaść w pułapkę cenową? Oto system, który chroni przed wahaniami
- Dlaczego tak trudno wykonać pierwszy krok w inwestowaniu? Tracimy lata (czasem dekady!), bo hamują nas te trzy mentalne przeszkody. Jak je pokonać?
- Autozapis do PPK już tu jest! Co robić? Oto trzy powody, dla których nie warto uciekać z PPK. Nawet jeśli nie wierzysz, że ten system dotrwa do Twojej emerytury
Część klientów dostała o tym ostrzegawczego SMS-a, część twierdzi, że nie dostała. Ci, którzy dostali, niekoniecznie tego SMS-a zrozumieli, bo był napisany dość formalnym, prawniczym językiem. To spowodowało, że sporo posiadaczy kart kredytowych Citibanku nacięło się na wysokie prowizje. Naprawdę wysokie, liczone w setkach i tysiącach złotych. Bo doładowanie Revoluta kredytówką Citi kosztuje, bagatela, 8% prowizji.
Citibank i użytkownicy Revoluta. Ani kroku wstecz, jak pod Stalingradem
Rozpętała się afera, bo Citibank ani myśli ustąpić i odrzuca reklamacje klientów. Jego zdaniem wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Czy zgodnie z etyką bankową – to już inna sprawa. Zresztą zarówno stosowny punkt regulaminu używania kart kredytowych, jak i procedura informacyjna zastosowana przez bank, są „w obróbce” Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Może więc się jeszcze okazać, że regulaminowy zapis zostanie jednak zakwestionowany.
Do tej pory jedynym ustępstwem ze strony Citibanku, które zarejestrowałem, są propozycje sowitego moneybacku, które dostają klienci zwracający karty i chcący rozwiązać umowy. Nie dziwię im się, też bym pewnie oddał kartę Citibanku, gdybym został „wpuszczony” w prowizję, o której nie mogłem się łatwo dowiedzieć.
Wygląda jednak na to, że ów money-back to raczej standardowe działanie banku chcącego utrzymać klienta, a nie jakaś szczególna pieszczota przygotowana z myślą o użytkownikach Revoluta. Być może bank lekko „podkręcił” standardowe warunki, ale nawet jeśli – to tylko symbolicznie. Tak, czy owak: jest to droga, którą mogą pójść klienci mający poczucie niesprawiedliwości. Głosowanie nogami też ma znaczenie.
Wreszcie porządna i czytelna informacja dla klientów
Jakkolwiek sprawa jest daleka od finału, Citibank – być może za moją radą, wyrażoną w poprzednim felietonie – doszedł do słusznego wniosku, że powinien przynajmniej nie pogłębiać problemu. Ludzie wyjeżdżają na wakacje, część z nich bierze ze sobą kartę i aplikację Revolut. A ponieważ bank informacyjnie zachował się jak struś, to wciąż mogą pojawiać się nowe przypadki wpadania klientów Citi w prowizyjne pułapki.
W piątek Citibank wysłał do tych swoich klientów, którzy w przeszłości doładowywali Revoluta kartami kredytowymi, następujący komunikat e-mailowy (w dwóch językach, po polsku i po angielsku):
„W związku z rozpoczynającymi się wakacjami pragniemy przypomnieć, że dokonywane kartami kredytowymi transakcje u podmiotów świadczących usługi wymiany walut, np. Revolut, TransferWise, TransferGo są obciążane prowizją (zgodnie z Tabelą Opłat i Prowizji). Warto pamiętać, że bezprowizyjnie można wykonywać transakcje za pośrednictwem tych podmiotów korzystając ze środków zgromadzonych na rachunku bieżącym. Pozdrawiamy, Citi Handlowy”
Czy Citi zrobi kolejny krok?
Wreszcie jest więc jasny i nie budzący wątpliwości komunikat, że doładowywanie kart Revolut oraz podobnych kartami kredytowymi nie jest darmowe. Co prawda bank zachowuje w sferze niedomówień jaka ta prowizja jest, ale powinno to dać klientom do myślenia. Będąc klientem tego banku aplikację Revolut można bez opłat doładowywać tylko kartami debetowymi.
„Wiadomość tym razem sformułowana jest bardziej zrozumiale (choć na pewno też znajdą się analfabeci twierdzący, że nie zrozumieli lub nie przeczytali)”
– skomentował jeden z czytelników „Subiektywnie o finansach”. Nie bardzo rozumiem tę zgryźliwość – dotychczasowa komunikacja banku rzeczywiście nie trzymała jakości – ale zgadzam się, że tym razem jest lepiej.
Nie zmienia to faktu, że wciąż czekam na „rozliczenie się” banku ze starych grzechów. Czyli na zwrot prowizji tym osobom, które miały prawo poczuć się niedoinformowane w związku z rozpoczęciem przez bank egzekwowania prowizji za doładowania.
zdjęcie: Pixabay