Revolut był pierwszym fintechem, dzięki któremu mogliśmy bez spreadu płacić w walutach obcych lub nawet wypłacać gotówkę z zagranicznych bankomatów. Przez moment konkurencją było Twisto, ale szybko popsuło swoją ofertę. Teraz do gry wszedł Cinkciarz, bodaj największy w kraju kantor internetowe, ze swoją kartą wielowalutową. Czy to przełomowa oferta na polskim rynku, czy plastik jak jeden z wielu? Sprawdzamy!
Jeszcze kilka lat temu płacenie kartą za granicą wiązało się z niemałym stresem. Nie wiedzieliśmy, po ile nasz bank przeliczy na złote kwoty transakcji w euro, dolarach lub koronach. Spready walutowe dochodziły nawet do 6%. Dlatego sensowne było posługiwanie się gotówką nabytą w krajowym kantorze. Potem pojawił się Revolut i jego darmowa karta wielowalutowa, która potężnie namieszała bankom w ofercie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś karty wielowalutowe ma już w ofercie część banków, więc przestały być one jakimś wielkim odkryciem. A i wśród fintechów Revolut przestał być wyjątkiem oferującym bezprowizyjne i niskospreadowe przewalutowania. Szybko pojawili się naśladowcy, czyli inne fintechy oferujące podobne rozwiązania.
Na jesieni 2019 r. do gry weszło czeskie Twisto. Oczekiwania były duże, oferta również niezła, ale Covid-19 na tyle popsuł biznes, że karty fizyczne Twisto stały się od października płatne i trudno mówić, by była to atrakcyjna propozycja wielowalutowa (acz wciąż ma zalety jeśli chodzi o finansowanie zakupów ratami lub odroczoną płatnością). Aplikacji bazujących na kartach wielowalutowych jest multum, w Polsce dość popularna jest m.in. Curve, czyli karta, która obciąża inne karty przerzucając na siebie przewalutowanie transakcji (po bardzo dobrym kursie).
Czy na tym rynku jest jeszcze miejsce na nowych graczy? Gdy mogę mieć bezpłatną kartę wielowalutową Revolut (choć Revolut też ostatnio podniósł opłaty), podłączyć dowolną kartę do Curve (niedawno porównywaliśmy korzyści aplikacji Curve z tymi, które oferuje Revolut, tutaj znajdziecie relację z tego testu), a w ostateczności wziąć wielowalutową kartę w moim banku (w tym przypadku nie zawsze bezpłatną i nie zawsze „wielo”-walutową) – wydaje się, że obecnie propozycji jest wystarczająco dużo, byśmy nie potrzebowali kolejnych. Zwłaszcza w kontekście pandemii, gdy nasze podróże zagraniczne częściej ograniczają się do świata wirtualnego (czyli zakupów internetowych w zagranicznym sklepie).
Ale do grona firm oferujących karty wielowalutowe dołączył właśnie Cinkciarz, jeden z najpopularniejszych w kraju kantorów internetowych. Od 7 października można w nim nie tylko wymienić walutę przez internet po dobrym kursie, ale też zamówić plastikową – białą lub czarną – kartę z logo Visa. Karta docelowo ma kosztować 15 zł jednorazowej prowizji, ale do końca 2020 r. jest wydawana bez opłat. Jest też wersja wirtualna – do internetowych zakupów – za którą prowizji nie ma i nie będzie.
Korzystanie z karty jest zupełnie darmowe. Jedynym zarobkiem Cinkciarza – tak, jak przy wymianie walut w internetowym kantorze – jest spread. Klient po prostu przelewa na konto w Cinkciarz.pl złote ze swojego ROR-u w dowolnym banku, konwertuje te pieniądze na walutę, w której chce płacić (tutaj Cinkciarz zarabia na niewielkim spreadzie), a potem już płaci plastikową kartą, a pieniądze „schodzą” z konta w danej walucie.
Cinkciarz nie pobiera opłat za prowadzenie rachunków walutowych w 20 walutach. Płacić można w 160 walutach świata, wtedy też „zalicza się” tylko 2-3 groszowy spread. Co jeszcze dobrego? Posiadacz karty fizycznej może bez opłat dwukrotnie wypłacić pieniądze z bankomatu w Europie lub do 800 zł na całym świecie (w dowolnej walucie). Powyżej tych wartości opłata za transakcję gotówkową wyniesie 2%. To nadal znacznie mniej, niż w większości banków.
Jest w pomyśle Cinkciarza jedna rzecz, której nie mają konkurencyjne aplikacje: dwa salda. Jedno to kwota na rachunku walutowym, a drugie – kwota dostępna do płacenia kartą. Udostępnianie pieniędzy do płatności kartowych odbywa się za pomocą wygodnego suwaka w aplikacji mobilnej związanej z kartą.
To ciekawe rozwiązanie. Cinkciarz widzi zapewne, że niektórzy jego klienci trzymają na rachunkach walutowych znacznie większe kwoty, niż chcieliby wydać (bo np. kupili i „zaparkowali” większą kwotę franków pod spłatę rat kredytowych). Dzięki rozdzieleniu salda na kontach walutowych od tego dostępnego do płatności w przypadku utraty karty teoretycznie klient mógłby stracić tylko tyle pieniędzy, ile udostępnił do transakcji kartowych (o ile oczywiście złodziej znałby PIN do karty i byłby w stanie za coś nią zapłacić).
My już czekamy na nasze karty, aby je przetestować poinformować Was o wynikach (wirtualną już mamy, plastik ma dojść za 2-3 dni). Czy Cinkciarz odbierze część rynku Revolutowi albo bankom? Zważywszy na parametry oferowanych kart – nie jest to niemożliwe. Ale są wątpliwości. Po pierwsze: dziś kto chciał mieć kartę wielowalutową, to ją ma i drugiej nie potrzebuje.
Po drugie: dziś już karta wielowalutowa nie jest żadną megaatrakcją jako samodzielny produkt. Wie to Revolut i Twisto. Revolut dodaje do swojej aplikacji różne funkcje dodatkowe (saloniki lotniskowe, możliwość inwestowania online, aplikacja dla dzieci, program rabatowy przy zakupach), a Twisto – możliwość odraczania płatności za zakupy. W obu przypadkach jest wartość dodana, której w Cinkciarzu nie widać – tu po prostu jest karta do płacenia w wielu walutach bez opłat, prowizji i z minimalnym spreadem. Koniec. Kropka.
Ale trzeba też pamiętać, że Cinkciarz to nie jest nowicjusz na rynku. Jego aplikację do wymiany walut ściągnęło w ciągu roku ponad 2 mln ludzi, co oznacza, że ma grupę lojalnych użytkowników, z których część być może do tej pory używała Cinkciarza do wymiany walut, ale do zakupów internetowych lub w czasie wyjazdów zagranicznych używała karty jakiegoś fintechu. I być może teraz będzie łatwiej ich przekonać, żeby wszystkie usługi „walutowe” realizowali pod jednym dachem.
Natomiast jeśli Cinkciarz chciałby osiągnąć sukces szerszy, niż bardziej kompleksowa obsługa dotychczasowych klientów, to musiałby pójść drogą Revoluta lub Twisto. Jest to droga bolesna i ryzykowna, bo wymagająca dużych inwestycji, stałego budowania skali i ucieczki do przodu w coraz bardziej konkurencyjnym otoczeniu (bo banki zaczynają walczyć o życie i mają coraz mniej zrozumienia dla fintechów, które podbierają im klientów). Pierwsze kroki na tej drodze Cinkciarz już zrobił, włączając do oferty np. przekazy pieniężne.
Czytaj też: Karta wielowalutowa: mBank, Alior, PKO i inne: jak działają i która jest najlepsza
ZAPRASZAMY DO POSŁUCHANIA PODCASTU EKIPY „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH”
Zapraszamy do wysłuchania kolejnego odcinka naszego środowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”. W najnowszym odcinku podcastu najpierw dwa słowa o nowym trendzie w sklepach – włączaniu do ich oferty możliwości handlowania rzeczami używanymi – a potem skrót rozmowy z drem Przemkiem Chojeckim, polskim matematykiem, który rozbudowuje zastosowania sztucznej inteligencji w zawodach kreatywnych, a ostatnio zabrał się za to, żeby sztuczna inteligencja pisała za dziennikarzy (dziennikarzom?) artykuły. Hmmm…
źródło zdjęcia tytułowego: Screenshot z reklamy Cinkciarz.pl