Dopiero co Orlen musiał tłumaczyć się z tego, że nie obniżył w listopadzie i grudniu cen paliwa (choć mógłby, bo zrobił to w innych krajach, w których działa, i gdzie nie ma monopolu), a tu zanosi się na kolejny kryzys „cenowy”. Tym razem chodzi o ceny gazu, które właśnie spadły na światowych rynkach do poziomu sprzed wybuchu wojny. A jednocześnie – i tutaj chowa się czynnik ryzyka – do poziomu dwa razy niższego od cen, po których gaz sprzedaje swoim polskim klientom PGNiG, firma niedawno przejęta przez Orlen
Wygląda na to, że Europa wygrywa wojnę gazową z Gazpromem i Putinem. Rosyjski dyktator myślał, że „zamrozi” Stary Kontynent, narzucając horrendalne ceny surowca potrzebnego dla działania przemysłu i ogrzewania mieszkań. Ale z pomocą ruszyli Amerykanie, zwiększając dostawy LNG do Europy, zaś rządy wdrożyły plany ograniczania zużycia gazu. Ruszył gazociąg Baltic Pipe, który – na razie na ćwierć gwizdka – tłoczy gaz ze złóż w Norwegii m.in. do Polski. A do tego wszystkiego sprzyja pogoda, bo zima jest łagodna i szczyt zapotrzebowania na gaz jest znacznie wypłaszczony w porównaniu do „typowej” zimy.
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
To wszystko odbija się na cenach gazu na światowych giełdach. Największy europejski hub gazowy TTF (w Amsterdamie) podaje, że cena gazu spadła tam właśnie poniżej 70 euro za MWh. Zdarzyło się to po raz pierwszy od 21 stycznia 2022 r. Tuż przed wybuchem wojny gaz był notowany w cenie 70-80 euro za MWh, potem krążył w okolicach 90 euro, zaś latem tego roku – na fali obaw, że Rosjanie całkiem zakręcą kurek i w Europie zabraknie gazu – osiągnął horrendalną cenę ponad 340 euro za MWh.
Od tego czasu kurs spada, ale dopiero w Boże Narodzenie zjechał poniżej 100 euro. Poziomu, do którego dotarł teraz, chyba nie spodziewali się najwięksi optymiści. To samo dzieje się na polskiej Towarowej Giełdzie Energii – gaz z dostawą następnego dnia jest notowany po cenie 310-325 zł za MWh, czyli 65-70 euro, bardzo blisko poziomu z hubu holenderskiego. Co to oznacza dla polskich konsumentów oraz firm? Ano właśnie sęk w tym, że… nic.
Jak pamiętacie, niedawno Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na 2023 r. dla firm energetycznych i gazowych. Nie wzbudzało to takich emocji jak zwykle, bo w tym roku taryfy są w pewnym sensie „teoretyczne”. Specjalną ustawą rząd zamroził ceny prądu i gazu na poziomie z 2022 r. W górę idzie tylko podatek i niekiedy opłata dystrybucyjna, za sam surowiec zapłacimy dokładnie tyle ile w zeszłym roku.
Wtedy za 1 MWh gazu płaciliśmy netto (czyli bez VAT) mniej więcej 200 zł. Państwowy urząd zgodził się, żeby taryfa PGNiG urosła do 650 zł za 1 MWh, czyli ponad trzykrotnie. Z kolei usługa dystrybucji gazu, czyli doprowadzenia go do naszych domów podrożała o 21%. Jeśli chodzi o taryfy dla biznesu (obejmujące firmy, które nie mają z PGNiG kontraktów długoterminowych), to gazowy quasi-monopolista ustalił cenę gazu dla firm na ponad 790 zł za MWh.
Gdyby nie fakt, że ceny gazu są zamrożone, przeciętny rachunek dla „kuchenkowicza” (zużycie roczne 1200 kWh) pewnie wzrósłby z 25-30 zł do 65-70 zł miesięcznie. W przypadku domów, które ogrzewają się gazem (a nie tylko używają go do gotowania posiłków na kuchence) mówimy o ponad 10-krotnie większym rachunku. Czyli – bez żadnych tarcz – byłoby to nie 300-350 zł miesięcznie, tylko 700-800 zł. Wszystko, czego nie zapłacimy w rachunku, rząd zwróci z naszych podatków do kasy PGNiG (czyli dopłaci różnicę między taryfą a zamrożoną ceną).
Jak łatwo zauważyć, taryfy PGNiG są dużo wyższe od cen gazu, które obowiązują dziś na giełdzie TTF oraz na polskiej TGE. W przypadku taryf dla gospodarstw domowych PGNiG ustalił „prawdziwą” cenę na 650 zł za 1 MWh, a w przypadku firm – na prawie 800 zł za 1 MWh. Cena rynkowa to dziś mniej niż połowa tej ceny – 300-325 zł za 1 MWh.
Oczywiście nie wiemy, ile PGNiG płaci za zakup gazu, bo dużą jego część kupuje w kontraktach długoterminowych. W ramach tego typu umów cena jest zwykle indeksowana do bieżących warunków rynkowych, ale formuła cenowa może zawierać jakieś „domieszki” innych parametrów albo uwzględniać bieżące ceny z opóźnieniem (np. o kwartał). Niewykluczone więc, że PGNiG większość gazu wciąż kupuje drożej, niż wynikałoby to z cen na TTF, ale też przecież część gazu wydobywa z własnych złóż (to z kolei jest bardzo tanie).
No i trzeba pamiętać, że coraz większą część kontraktów gazowych PGNiG ma zawartą w USA. A tam – w Henry Hub – ceny gazu są jeszcze niższe od tych europejskich. W ostatnich dniach cena gazu za 1 milion Btu (to taka anglosaska jednostka przekładająca się na 0,3 MWh energii z gazu) spadła do 3,5 dolarów, gdy jeszcze latem 2022 r. wynosiła ponad 10 dolarów.
To oznacza, że jeśli PGNiG kupuje amerykański gaz, to płaci za niego… nie 60-70 euro za 1 MWh (300-325 zł), lecz zaledwie… 10 euro. Oczywiście do tego dochodzi niemała cena przetransportowania tego gazu do Europy i jego „rozpakowania”, ale na amerykańskim gazie PGNiG też jest mocno do przodu w porównaniu z taryfami, którymi nas „karmi” (lub mógłby „karmić”).
Jeśli taka sytuacja – ponad dwa razy niższe ceny rynkowe niż to, co w taryfach każe sobie płacić PGNiG – jeszcze przez chwilę się utrzyma, możemy mieć znów aferę dotyczącą nadmiarowych zysków i napompowanych niesprawiedliwie marż państwowego gazowego monopolisty. Jeśli do końca stycznia nie nadejdzie mroźna zima, to prawdopodobieństwo „gazowej hossy” na rynku spadnie niemal do zera. Jednocześnie wejdą w życie regulacje Unii Europejskiej, które wprowadzą ograniczenie ceny gazu, którą mogą kupować w Rosji europejskie firmy handlujące surowcem.
Limit, patrząc z punktu widzenia obecnych cen, będzie czysto „teoretyczny” – nie będzie można kupować gazu po więcej niż 180 euro za 1 MWh (od 15 lutego ma obowiązywać w kluczowym hubie TTF, a od 31 marca we wszystkich innych miejscach, w których handluje się gazem). Ale mimo wszystko będzie to dodatkowy ogranicznik, który ma trzymać w ryzach ceny surowca. Wygląda na to, że w najbliższym czasie może nie być potrzebny. Obyśmy tylko przed następną zimą nie obudzili się w z ręką w nocniku.
A w PGNiG – oraz w Orlenie, który teraz przejął kontrolę nad tym quasi-monopolistą – niech już dziś powoli przygotowują się do odpowiadania na pytanie o to, dlaczego taryfy obowiązujące polskie firmy oraz będące punktem odniesienia dla wpłat do PGNiG, których dokona rząd z naszych podatków, są tak wysokie. Czy wynika to z wysokich cen gazu w ramach kontraktów zawartych przez PGNiG po tym, jak skończył się kontrakt rosyjski? A może z chęci firmy, by nabić sobie kabzę kosztem klientów, jak to zwykle robią monopoliści?
Zobacz też: Maciej Samcik i Grzegorz Onichimowski rozmawiają w „Tak Jest” o cenach paliw
Zobacz też: Maciej Samcik i Mariusz Adamiak rozmawiają w „Debacie dnia” o cenach paliw
zdjęcie tytułowe: Pixabay