Od 31 lipca rodziny mogą ubiegać się o bon turystyczny o wartości 500 zł. To dla wielu rodzin może być okazja do spełnienia fantazji w postaci spędzenia nocy w pięciogwiazdkowym hotelu z dopłatą od państwa. Czyli od pozostałych podatników, także tych, którzy będą spać w pokoju obok. Czy to nie będzie obciach korzystać z takiego bonu? Czy hotele z wyższej półki też będą go honorować? I czy ten bon nie będzie zniechęcał jednych Polaków do drugich?
Branża turystyczna mocno odczuła skutki pandemii. Popyt na usługi noclegowe i imprezy turystyczne się nie odbudował, a liczba rezerwacji jest o połowę mniejsza, niż przed rokiem (nie licząc „zapchanych” tradycyjnie weekendów). Po pandemii turyści zaczęli dokładniej oglądać każdą złotówkę, dlatego 500 zł na dziecko w „prezencie” od państwa może być tym impulsem, który spowoduje, że szala decyzji o wyjeździe przechyli się na „tak”.
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
Ale co to za prezent? Nawet dzieci czują, że coś tu nie gra: „Mieli dawać te bony na wakacje, żeby rozruszać jakieś np. ZOO, ale to idzie tak naprawdę z naszych (lub rodziców) pieniędzy XDD” – taki napisany w punkt komentarz znalazłem na jednym z portali społecznościowych. Niektórzy być może wreszcie pojadą na prawdziwe, tygodniowe wakacje, a inni skorzystają z okazji i zrobią sobie weekend w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Polsce. Czy lepiej wykorzystać bon od razu, czy może poczekać aż opadnie kurz i… ceny?
Czytaj też: Bon turystyczny – jak go aktywować? Jak płacić? Jak dobrać się do 500 zł na wakacje? Odpowiadamy na pytania!
A gdzie można jechać? Weekend w Sheratonie na koszt podatników? Proszę bardzo!
Z ciekawości zadzwoniłem do recepcji kilku luksusowych hoteli z zapytaniem, czy mogę zrobić rezerwację i opłacić ją bonem. Generalnie hotelarze nie mówią „nie”. Sopocki Sheraton był nieco zaskoczony, ale usłyszałem, że raczej tak. Hotel Jastarnia SPA – „a dlaczego by nie”. Hotel Aquarius Spa Kołobrzeg -„nie wiemy na ten moment, zależy jak będą wyglądać rozliczenia, ale raczej tak. Brakującą przecież klient i tak dopłaca z własnej kieszeni”.
Oddany kilka tygodni temu nowiuteńki Hotel Nosalowy Park w Zakopanym: „nie zamykamy się na tę możliwość. Już teraz klienci płacą bonami TravelPass, które dostają od firm”. Hotel Bristol Luxury Collection w Warszawie – „przychylimy się do tej kwestii”. Hotel Marina Club Mazury – „nie mamy pojęcia”. Hotel Hilton Gdańsk: „nie wiemy czy będziemy uczestniczyć w programie”. I tylko w hotelu Sofitel Grand Sopot powiedzieli: „niestety nie przewidujemy płatności bonem”.
Oczywiście, nawet z bonem turystycznym w takich luksusowych przybytkach turystyki długo nie zabawimy. Ceny za dobę zaczynają się od 500-600 zł, przy czym najdrożej jest nad morzem, gdzie za dobę w sezonie trzeba zapłacić ok. 1000-1100 zł za pokój dwuosobowy (dziecko do dwóch lat zwykle śpi za darmo). Ale przy trójce dzieci możemy już liczyć na weekend w sopockim Sheratonie na koszt wszystkich podatników.
To dobry prognostyk dla fanów luksusu. Branża – niezależnie od tego, czy chodzi o domki kempingowe, czy o ekskluzywne hotele – nie będzie chciała pozbyć się możliwości skorzystania z bonu.
Bon turystyczny na wakacje w kraju. Ale Polacy wyjazdowymi patriotami byli już wcześniej
Można się zastanawiać czy turystyka powinna w ogóle być dotowana. W kolejce ustawia się cały wianuszek branż: gastronomia, centra handlowe, kluby fitness, artyści… Majowy raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego podaje kilka liczb, które dają do myślenia.
Po pierwsze – prawie jedna trzecia ruchu turystycznego przypada na lipiec i sierpień. Tymczasem zamknięcie hoteli i zakaz podróżowania wcale nie obowiązywał w szczycie sezonu. Było to już po feriach, a przed wakacjami, a więc w poniekąd martwym sezonie. Niestety, lockdown objął natomiast majówkę.
Po drugie całkowity udział turystyki w tworzeniu krajowego PKB wyniósł w 2018 r. 4%, a łączne wydatki krajowych i zagranicznych turystów poniesione w Polsce wyniosły 62,2 mld złotych. Dla porównania mniejsza Portugalia (ale czy bardziej malownicza? 😉 generuje z turystki 8% PKB. Hiszpania – aż 12%.
Bezpośrednia wartość dodana wygenerowana przez polską branżę turystyczną wyniosła w 2018 r. 1,3%, znacznie poniżej średniej dla państw OECD, która wynosi 4,4%. Niemniej jednak za tymi liczbami kryją się realne miejsca pracy – polska turystyka tworzy 1,36 mln stanowisk.
Po trzecie – byliśmy turystycznymi patriotami jeszcze przed pandemią. Hotelarze i restauratorzy narzekają, że w tym roku nie ma u nich klientów zza granicy: Niemców, Szwedów czy Anglików, którzy choć przyjeżdżali na krótko, czasem rozrabiali, ale zostawiali dużo więcej pieniędzy niż polscy turyści. Teraz większość przychodów muszą zapewnić „swojacy”. Czy to możliwe?
Okazuje się, że już przed pandemią to właśnie wyjazdy krajowe decydowały o tym, czy sezon był udany, czy nie. W Polsce rekordowe na tle Unii 80% ruchu turystycznego generowane jest właśnie przez wyjazdy krajowe. Tli się w tym nadzieja, że jeśli tych kilka milionów Polaków, którzy zwykle wyjeżdżali za granicę, wybierze Bałtyk, Bieszczady, czy Mazury – uda się ograniczyć negatywne skutki pandemii.
Dlaczego rząd pomaga turystyce? A może tu nie chodzi o turystykę?
Wiele branż apelowało o pomoc do rządu, ale to turystyce przypadł „zaszczyt” otrzymania bezpośredniego wsparcia w postaci bonu. A przecież np. gastronomia też cierpi. Ostatnio Robert Makłowicz w kampanii Związku Pracodawców i Przedsiębiorców w reklamach namawia rząd do obniżki VAT-u dla usług gastronomicznych do 8%. Już teraz większość usług gastronomicznych jest obłożona taką stawką, ale są wyjątki – napoje, alkohol, towary nieprzetworzone przez podatnika (restauratora), czy słynne ośmiorniczki, obłożone są stawką 23%.
W sumie gastronomia dokłada 37 mld zł do PKB. To mniej, niż turystyka, ale te liczby są nieporównywalne, bo przecież turyści oprócz pieniędzy na hotele wydają też na gastronomię.
Być może intencją było umożliwienie wyjazdów rodzinom. Jak wynika z ostatnich badań Eurostatu, jedna trzecia Polaków nie może sobie pozwolić na tygodniowy wypoczynek w ciągu roku – to większy odsetek, niż wynosi średnia unijna, więc 500 zł na dziecko na wakacje może przynieść jakieś zmniejszenie „turystycznego ubóstwa”.
Kto będzie złośliwie komentował „bonowych” turystów w hotelowych recepcjach?
Oczywiście zniesmaczeni sytuacją są bezdzietni. Oni komentują, że dla obecnego rządu ich trud się nie liczy, bo wszystkie transfery socjalne idą do rodzin z dziećmi, mimo, że – jak już zostało udowodnione – wpływ 500+ na zwiększenie dzietności jest żaden. Ta grupa podatników czuje się wykorzystywana podatkowo – płacą tyle samo podatków (albo i więcej niż inni), a w zamian dostają mniej.
Już chyba nawet rząd nie kryje, że chodzi po prostu o poprawę sytuacji materialnej rodzin. Problem w tym, że – i to też jest wielokrotnie powtarzane i policzone – pieniądze nie zawsze trafiają tam, gdzie trzeba. Z „dotacji” na dziecko 500+ korzystają ludzie zamożni, choć wystarczyłoby 11 mld zł z 40 mld zł rocznego budżetu 500+ by osiągnąć taki sam efekt walki z ubóstwem. Tymczasem rząd daje dodatkowo 500 zł i to wszystkim – bogatym, którzy i tak „rozbijają się” po Sheratonach i Hiltonach, oraz biednym.
Jeśli rzeczywiście bonem turystycznym będzie można sfinansować pobyt zarówno w „zwykłych” ośrodkach wypoczynkowych, jak i w tych najbardziej luksusowych hotelach w Polsce, to pozostali turyści – ci, którzy nie będą płacili bonem – mogą co najmniej pomyśleć – a ci mniej uprzejmi może nawet powiedzieć – co myślą o tych, którzy płacą „ich” pieniędzmi, czyli bonem.
Inny haczyk? Część hotelarzy od ręki może podnieść ceny. Może nie o wartość bonu, ale tak troszkę, bo jednak cudzymi pieniędzmi za hotel płaci się lżej i jeśli ktoś ma 500 zł „za darmo”, to może wyda więcej za każdą dobę. Zwłaszcza, że pieniądze dostaną także ci, dla których 500 zł nie jest dużym pieniądzem i na codzień nie zauważają go w portfelu.
Rząd daje i odbiera. Jechać za bon turystyczny teraz, czy czekać?
Można oczywiście unieść się honorem i bonu się zrzec – ale to kiepski pomysł. Pieniądze są już zapisane i gotowe do wykorzystania i to aż do marca 2022 r. Jeśli my ich nie weźmiemy, wrócą do kasy państwowej. Brać więc warto. Ale co zrobić z bonem? Jechać teraz, a może wziąć na wstrzymanie i wykorzystać go po sezonie, albo zachomikować na przyszły rok?
Bon turystyczny nie jest wydawany w formie gotówki przelewanej na prywatne konto, do którego państwo nie ma dostępu. To jedynie wirtualny, 16-cyfrowy cyfrowy kod zapisany na Platformie Usług Elektronicznych ZUS. Kto uważa, że jeśli sytuacja finansowa państwa się pogorszy – bon mógłby „zniknąć”, ma argument, żeby go wykorzystać możliwie szybko.
Drugi powód, który sugeruje, że lepiej nie czekać, to inflacja. Generalnie zmiana wartości pieniądza w czasie sprowadza się do tego, że z roku na rok, za taką samą sumę, możemy sobie statystycznie kupić mniej towarów (chyba, że wystąpi deflacja, ale na ten moment żadne prognozy tego nie przewidują).
Główna prognoza NBP sporządzona w marcu-kwietniu 2020 r., przewiduje 3,2% inflacji na 2020 r., 2,5% na 2021 r. i 2,5% na 2022 r. Wczorajsze 500 zł, jest już mniej warte niż dzisiejsze. A pojutrze będzie warte jeszcze mniej. Ostatecznie wszystko zależy od koszyka zakupowego, ale w przypadku bonu turystycznego koszyk jest ściśle określony: bon możemy zamienić na usługi noclegowe lub imprezy turystyczne. A ceny usług idą najmocniej w górę.
Według GUS w czerwcu rok do roku usługi hotelarskie i gastronomiczne podrożały o 6% – prawie najwięcej ze wszystkich badanych kategorii. Również w maju, czyli w pierwszym miesiącu po lockdownie ceny wzrosły o 6%. Policzyliśmy wstępnie, że podwyżki w ciagu ostatniego roku zjadły już prawie cały rządowy bon.
Oznacza to, że za 500 zł w przyszłym roku będziemy mogli statystycznie kupić mniej. Nie ma prognoz, które by mówiły, ile w ciągu najbliższego roku wyniesie inflacja w usługach turystycznych, ale przez ostatni rok nasze 500 zł stopniało co najmniej (!) o kilkadziesiąt złotych.
Nie wiadomo, czy bon turystyczny przełoży się na poprawę sytuacji sektora turystycznego. W skali kraju to wydatek 4 mld zł, ale nie będzie to szybki i celowany impuls, ale pomoc rozłożona na lata – wnioski można składać dopiero od końca lipca, czyli na półmetku wakacji – nie wiadomo, ile osób zdąży w tym sezonie z niego skorzystać. Wielu przedsiębiorców może nie dotrwać do następnego sezonu.
źródło zdjęcia: PixaBay