Coraz mniejsze są szanse na to, że kryzys frankowy da się zażegnać jednym, szybkim cięciem. Już widać, że banki nie grają w jednej drużynie. Jako pierwsze wyłamać się mogą te, które w Polsce nie mają nic poza „interesem frankowym”. Świadczy o tym choćby postępowanie Raiffeisen Bank International. Czy po raz kolejny klienci banków-ofiar fuzji będą poszkodowani, choć Komisja Nadzoru Finansowego, zatwierdzając sprzedaż banków, obiecywała im „ochronę”?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że coraz bliżej jest do wielkiego, frankowego „resetu”. Banki w swoich najnowszych sprawozdaniach finansowych już oficjalnie odnoszą się do propozycji KNF, by zaproponować wszystkim frankowiczom ugody w postaci odwalutowania ich kredytów. mBank podał, że ugody kosztowałyby go 5,4 mld zł, zaś PKO BP podsumował koszt ugód na 6,7 mld zł.
- Kapitał wraca do Ameryki. Ale czy warto dziś lokować pieniądze w amerykańskie obligacje, poprzez fundusze?
- Jak powinna inwestować pieniądze fundacja rodzinna? Czasy się zmieniają, więc i inwestycje rodzinne wymagają szczególnej troski
- Temat kart kredytowych dzieli młode Polki i Polaków. To darmowy sposób na poprawę domowego cash-flow czy… coś dziwnego i trudnego? Są nowe liczby!
To duże pieniądze, jednak bankowcy zdają się dojrzewać do decyzji, że lepiej zapłacić i raz na zawsze zamknąć problem, niż jeszcze przez 10 lat – excusez-moi – bujać się z rezerwami na ryzyko prawne. Poza tym rośnie presja ze strony organów nadzoru, bo frankowicze zapychaja sądy pozwami o unieważnienie umów.
Mają co prawda powstać w sądach specjalne wydziały do obsługi frankowiczów, ale co komu po wydziałach, skoro sądy nie są scyfryzowane, a pozwy zbiorowe – które pozwoliłyby załatwić sprawę wszystkich klientów danego banku w jednym procesie, jak we Francji – nad Wisłą są w zasadzie bezużyteczne? Są pewne jaskółki, że to się zmieni, ale nie wiadomo kiedy.
Bankowcy usiedli do rozmów o frankach, bo musieli?
Bankowcy, chcąc nie chcąc, usiedli więc do rozmów z KNF na temat propozycji odwalutowania kredytów wszystkim chętnym do tego klientom. Zaś NBP, chcąc nie chcąc, obiecał, że w razie czego pomoże im kupić franki tak, żeby nie zaburzyło to rynku walutowego. Ale postawił też kilka warunków.
Wśród nich: zbadanie preferencji klientów (chodzi o to, żeby większość z nich skorzystała z ugód), zgoda właścicieli banków (żeby potem nie było procesów przeciwko Skarbowi Państwa, że niby ktoś tu kogoś zmusił do płacenia).
Nie da się ukryć, że w koncepcji KNF jest kilka luk. Po pierwsze nie ma żadnego sposobu, żeby zmusić klientów, którzy już poszli do sądu, żeby wybrali ugodę (a to jakieś 40.000 spraw o wartości 10-12 mld zł). Po drugie nie wiadomo jak zagwarantować bankom, że ci klienci, którzy nie skorzystają z ugody, nie pójdą do sądu później. Po trzecie nie ma pewności, że klienci w ogóle będą chcieli skorzystać z propozycji banków.
Banki rozmawiać muszą, bo nadzorowi się nie odmawia. A poza tym w marcu Sąd Najwyższy ma się zająć kilkoma pytaniami zadanymi mu przez sądy powszechne w sprawie franków i jest duże prawdopodobieństwo, że odpowiedź wytyczy już jednoznacznie pozytywną dla klientów linię orzeczniczą (ta obecna jest „prawie” jednoznaczna). A wtedy może ruszyć do sądów kolejny szturm frankowiczów. I trzeba będzie tworzyć kolejne rezerwy na ryzyko prawne.
Na razie szefowie większości banków tkwią w bolesnym rozkroku. Z jednej strony chcieliby zamknąć sprawę, nawet kosztem kilku miliardów złotych (czyli za cenę dwu-trzyletnich zysków), ale z drugiej – mają świadomość, że propozycja KNF nie daje im żadnych gwarancji, zaś koszty operacji odwalutowania mogą być znacznie większe, niż koszty chodzenia z częścią klientów po sądach.
Dlaczego miałoby się tak zdarzyć? Bankowi analitycy zakładają, że do sądów finalnie nie pójdzie więcej, niż 20% frankowiczów. Nawet gdyby każdemu trzeba było oddać pieniądze, to kosztowałoby to z grubsza dwa razy mniej, niż ugody zawierane ze wszystkimi – nawet tymi, którzy dziś do sądów się nie wybierają. Po co więc płacić?
Wspominałem już, że nadzorowi bankowemu się nie odmawia? Ale to nie jedyny argument. Innym jest reputacja, dobre imię, konieczność spoglądania (czasami) w oczy klientom. Większość „frankowych” banków zamierza prowadzić działalność w Polsce jeszcze przez długie lata i ciągnąca się za nimi – słuszna czy nie – opinia oszustów na pewno nie ułatwi im pozyskiwania klientów.
Czytaj też: Pułapka kredytowa w czasie pandemii. Miał prawo poczuć się jak frankowicz? 30.000 zł dodatkowych kosztów
Pieniądze czy reputacja? W każdym banku liczą inaczej. Raiffeisen Bank wyliczył, że ugoda mu się nie opłaca
Ale są w kraju banki, które reputację mogą mieć w nosie. To te, które wycofały się z Polski, „sprzedały” swoich klientów większym konkurentom, a jedyna działalność, która pozostała im na naszym rynku, to franki. Portfele kredytów frankowych i nic więcej ma w Polsce m.in. Raiffeisen Bank International (portfel odziedziczony po Polbanku), czy BPH (portfel po GE Money), albo np. DNB Nord, albo też Deutsche Bank (dwa ostatnie mają w Polsce bankowość korporacyjną, ale klientów detalicznych już nie obsługują i nie zamierzają obsługiwać).
KNF godziła się na połykanie jednych banków przez drugie, ale po wyłączaniu z fuzji portfeli kredytów walutowych. Zatem bank przejmujący brał wszystkich klientów, ich kredyty, konta, depozyty, karty, ale bez kredytów frankowych. Oznaczało to spadek jakości obsługi klientów w tych bankach (choćby redukcja oddziałów, czy kłopot z przeciążonymi infoliniami). Ostatnio pojawiły się też problemy dotyczące zdolności kredytowej tego typu klientów (opisywaliśmy je na „Subiektywnie…”).
Nie jest też pewne, czy takie banki będą chciały brać udział we frankowych ugodach pod egidą KNF. Od strony czysto finansowej się to po prostu może nie opłacać, a jakaż to inny parametr w ich przypadku mógłby decydować o wejściu w procesy ugód z klientami?
Szyk już złamał Raiffeisen Bank International, który – jak doniosła w piątek „Rzeczpospolita” – napisał do Związku Banków Polskich i prezesów banków biorących udział w debatach o ugodach taki uroczy liścik:
„Po naszej analizie opartej o wnioski z wielu dyskusji prowadzonych w gronie banków i innych instytucji, trudno jest nam znaleźć uzasadnienie dla tej propozycji, która na ten moment nie jest w stanie zagwarantować systemowego rozwiązania problemu kredytów frankowych”
Wśród argumentów jest choćby ten, że za ugodę finalnie zapłaciliby wszyscy klienci banków (czyli byłaby ona niesprawiedliwa), a także ten, że ugoda pokrzywdziłaby złotowych kredytobiorców (a ich los jest dla Raiffeisena, jak powszechnie wiadomo, dobrem najwyższym).
Raiffeisen Bank ma w portfelu 10 mld zł kredytów frankowych, czyli mniej więcej 10% wszystkich. Podobno w banku toczą się rozmowy dotyczące zaproponowania klientom jakichś własnych ugód, ale nic bliżej nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że przeciwko klientom, którzy idą do sądu, bank wytacza najcięższe działa.
Raiffeisen Bank „podlicza” państwa Dziubak. „Umowa może i bezprawna, ale dlaczego ma nas coś kosztować?”
Najgłośniejszy przypadek to kredyt państwa Dziubaków. To w ich sprawie znamienne orzeczenie wydał europejski trybunał TSUE, a potem – na jego podstawie – polski sąd w pierwszej instancji unieważnił umowę kredytową.
Oznacza to, że klienci, którzy pożyczyli na 40 lat kwotę 400.000 zł, z czego 240.000 zł już spłacili, mają dostać te pieniądze z powrotem, a potem oddać bankowi jego 400.000 zł, zaś bank ma zwolnić hipotekę. De facto, po uprawomocnieniu się wyroku, klienci mieliby kredyt za darmo (bez odsetek), a bank musiałby jeszcze wziąć na siebie kwotę niekorzystnych różnic kursowych, które powstały w tzw. międzyczasie.
Raiffeisen Bank się z takim podejściem nie godzi i już wytoczył państwu Dziubakom proces o wynagrodzenie z tytułu bezumownego korzystania przez wiele lat z jego kapitału.
Z jednej strony postępowanie banku można próbować usprawiedliwić tym, że musiał ponieść pewien koszt, by pozyskać pieniądze, które udostępnił Dziubakom, ale z drugiej strony to wygląda na sen (austriackiego) wariata: sąd unieważnia umowę kredytową, a w zamian bank chce de facto „podstawić” drugą umowę. I to jaką!
Koszt wynikający z używania 400.000 zł „austriackich złotych” Raiffeisen podsumował na 790.995 zł oraz siedem groszy dla równego rachunku. Podobno wszystko jest zatwierdzone przez audytora i oparte na danych z ksiąg bilansowych banku.
Gdyby uznać roszczenia banku, to doszlibyśmy do wesołej w pewnym sensie sytuacji, w której bank, dzięki temu, że spisał klientem niezgodną z prawem umowę (choć – warto pamiętać – w chwili, gdy ją spisywał, nie była ona kwestionowana ani przez sądy, ani przez UOKiK), mógłby przerzucić na tego klienta wszystkie koszty wynikające z realizacji tejże bezprawnej umowy.
Bardzo lubię Wiedeń, dlatego niezwłocznie udałem się – oczami wyobraźni – do siedziby Raiffeisen Bank International, by uzyskać wyliczenia: „jak Wam, chłopaki, wyszła taka kwota?”. Wiem, nie o kwotę tu chodzi – nie ma znaczenia, czy klient miałby oddać 800.000 zł, czy 1.800.000 zł – lecz o zasadę. Ale mimo wszystko lubię wiedzieć.
Niestety, po czterech dniach dowiedziałem się o praktycznym znaczeniu powiedzenia „austriackie gadanie”, bo dostałem tylko zapewnienie, że koszt zawiera: równowartość użyczonego kapitału w złotych, waloryzację kapitału o wskaźnik inflacji, poniesiony przez bank koszt obsługi kredytu (koszty z tytułu odsetek od pozyskania kapitału, koszty z tytułu prowizji i opłat, ogólne koszty administracyjne, pozostałe koszty operacyjne, podatek bankowy). I wszystko przeliczone proporcjonalnie do tego jednego kredytu.
„W kalkulacji nie uwzględniono żadnego składnika przychodu, marży, żadnych kosztów z tytułu różnic kursowych. Należy pamiętać, że aby udzielić kredytu, bank musiał pozyskać na ten kredyt środki z rynku, co wiązało się z określonymi kosztami – pozyskane z rynku depozyty finansowały akcję kredytową”
– czytam w oświadczeniu. Wyliczenia zatwierdziła „renomowana firma audytorska”, której tożsamość wszakże musi pozostać tajemnicą. Aha.
Masz kredyt frankowy w „sprzedanym” banku? To może być zła wiadomość
Ogólnie rzecz biorąc klienci tego konkretnego banku są w takiej oto sytuacji: raczej nie mają szans na propozycję ugody w modelu zaproponowanym przez KNF, jeśli pójdą do sądu, to mają natomiast gwarancję wytaczania przez bank procesów wzajemnych. Mogą mieć nadzieję, że bank kiedyś coś im zaproponuje, bo „trwają prace”. Skłonność negocjacyjną Raiffeisena poniekąd ilustruje też ten twitt, wrzucony ostatnio przez jednego z frankowiczów:
Bankowi Raiffeisen International nie musi zależeć na reputacji, a z punktu widzenia czystej kasy do momentu, gdy do sądu nie pójdzie ze 30-40% jego klientów, bardziej opłaca się mu być twardym, niż miękkim. I tylko klientów żal, bo oni akurat tutaj są niczemu nie winni. Kawałek odpowiedzialności za tę sytuację chyba musi przyjąć na siebie KNF, która wydawała zgody na powstawanie „banków-wydmuszek”, których jedynym zadaniem jest obsługa portfeli kredytów frankowych.
Taki bank nie tylko może mieć mniejszą ochotę, niż inne, by podpisywać z klientami ugody. On również może mieć większą, niż inne ochotę, żeby np. ogłosić upadłość, żeby nie musieć bujać się – excusez-moi – z klientami w sądach, gdy wcale już nie ma na to ochoty.
Zobaczymy co będzie dalej. Wydaje mi się, że to nie będzie jedyny bank, który wyłamie się z „koalicji na rzecz ugody”. To jest bardzo kosztowna ugoda i nie każdy bank aż tak wysoko wycenia wartość swojej reputacji, by bez szemrania chcieć ponosić te koszty.
————
Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” opowiadamy o tym, że idzie wiosna i jak w związku z tym pomóc restauracjom (o ile rząd się zlituje), zastanawiamy się jak to jest, że niemieckie restauracje nie mają problemu z otrzymywaniem pomocy rządowej, a polskie – i owszem, opowiadamy o wracającym problemie zatorów płatniczych, zastanawiamy się nad tym czy frankowicze zniszczą bankom bilanse (a może niektórym bankom… pomogą?) oraz prześwietlamy covidowe zapisy w polisach turystycznych. Przyda się przy planowaniu i budżetowaniu wyjazdów wakacyjnych. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem, jak również na platformach Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts i sześciu innych.
zdjęcia tytuowe: Claudio Schwarz/Unsplash/Raiffeisen Bank International Press Kit