Gdyby cena nowych modeli iPhone’ów w Polsce została ustalona dokładnie według aktualnego kursu walutowego, to byłyby one dużo tańsze. Dlaczego płacimy więcej niż Amerykanie? Czy duża różnica w cenach to „premia” – wątpliwa, przyznajmy – za niestabilność naszej waluty i za jej dużą zmienność czy tylko kwestia różnicy w wysokości podatków? Co mówi nam cena iPhone’a o naszej gospodarce?
Może jest coś, o czym nie wiemy, a wie Apple? Że np. w perspektywie kilku tygodni czy miesięcy kurs dolara dojdzie do… 6 zł? Tak, do 6 zł. Taka wycena złotego wynikałaby z cen ustalonych przez Apple na nasz rynek. Oczywiście w tej cenie są cła i podatki. Więc realnie byłoby to mniej, np. 5,3-5,5 zł. Dlaczego koncern z Cupertino miałby mieć aż tak złe przeczucia? Cóż, wahania złotego w przeszłości rzeczywiście były spore. Więc nie ma co się obrażać na Apple, jest to po prostu ich ubezpieczenie od wahań kursowych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Złoty jest niestabilny, więc Polak dokłada, nie tylko do iPhone’ów
Ktoś, kto obejrzał w ubiegłym tygodniu prezentację nowych produktów Apple, być może ucieszył się, że nowy podstawowy model iPone’a 14 kosztuje „tylko” 799 dol. Ale zaraz potem szczerze się zasmucił, gdy zobaczył, ile trzeba będzie zapłacić za ten sam model w Polsce.
Jeśli weźmiemy do obliczeń kurs dolara w dniu poprzedzającym polską premierę nowych modeli, czyli 4,73 złotego, to za podstawowy wariant modelu iPhone 14 powinniśmy zapłacić 3779 zł. Apple ustalił cenę na 5199 zł. W tej cenie podatek VAT to 973 zł. Cena „kursowa” jest więc o 27% niższa niż ta w sklepie Apple w USA (bez podatków, z podatkiem różnica wyniosłaby zapewne kilkanaście proc., ale są też stany, w których podatek stanowy wynosi 0% lub 1%). Poniższy wykres dobrze pokazuje „filozofię” cenową firmy Apple. Trzeba przyznać, że jest logiczna i konsekwentna.
W USA podana oficjalnie na platformie zakupowej cena to cena bez podatku. Podatek stanowy wynosi od 0 do 10%. Ale różnica i tak jest spora. I teraz pytanie: czy tylko firma z jabłuszkiem w logotypie jest tak przewidująca, że zabezpiecza się np. na wypadek wystąpienia kryzysu walutowego w kraju z dość niestabilną (obecnie) sytuacją geopolityczną, w przededniu kryzysu gospodarczego i z nierównowagami w polityce fiskalnej i pieniężnej? Zapewne nie. Koncern Apple idzie zapewne przetartym szlakiem biznesowym, który uwzględnia w cenie produktów potencjalną zmianę kursu waluty w średnim terminie.
Ten szlak jest zresztą dla Apple’a szlakiem nienowym. Przez całe lata można było usłyszeć, że jeśli ktoś chciał kupić najnowsze produkty Apple taniej, czyli w cenie amerykańskiej, musiał je po prostu sprowadzić z USA. W Polsce były zawsze droższe. M.in. z powodu ryzyka kursowego. Nawet podatki w USA tego nie zmieniają.
Wyobraźmy sobie, jak planują księgowi w Cupertino. Koncern musi przesłać dziesiątki tysięcy egzemplarzy nowych modeli do Polski, ale od razu ich nie sprzeda, to może potrwać. Cena za modele ustalana jest jednorazowo na cały rok, czasem na kilka lat. Trzeba zapłacić cło i podatki w Polsce. Przychody w złotych muszą następnie zostać zamienione na dolary i przesłane do centrali w USA.
Do tego dochodzi inflacja, która w USA wynosi obecnie ok. 8%, a w Polsce dokładnie dwa razy więcej. Inflacja zwiększa koszty sprzedaży, promocji itp. A nie wiadomo, ile jeszcze wniesie wzrost cen. Dojdzie do 20%? Jest to duża niepewność.
Nie tylko w Polsce cena iPhone powala. Kto płaci najmniej?
Cena iPhone’ów w złotym jest oczywiście czymś dosyć przykrym, zwłaszcza dla fanów produktów z Cupertino. Ale na osłodę można powiedzieć, że nie tylko ceny w złotym wymykają się oficjalnemu kursowi. One po prostu są z zasady wyższe poza Stanami Zjednoczonymi.
Porównajmy np. ceny trzech aktualnie sprzedawanych modeli iPhone’ów w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji. Przyjmując, że obecnie jeden dolar wart jest ok. jedno euro, a za jednego funta brytyjskiego trzeba zapłacić 1,15 dolara, można oszacować, że najbardziej zbliżone do „domowych” są ceny w Wielkiej Brytanii, ale oczywiście też są wyższe niż w USA. Z aktualnego kursu wychodzi, że powinny być niższe o ok. 18-20%, w zależności od modelu (bez uwzględnienia ewentualnego podatku stanowego w USA).
Nieco drożej jest w Niemczech i Francji, gdzie różnica sięga 20-25%, z tym że w Niemczech ceny zostały ustalone na minimalnie niższym poziomie, mimo że Niemcy i Francja to jednolita strefa walutowa. Euro jest obecnie w trendzie spadkowym wobec dolara, więc nic dziwnego, że cena musiała zostać ustalona nieco wyżej niż w Wielkiej Brytanii.
I tak np. podstawowy model iPhone’a 14 kosztuje w Wielkiej Brytanii (ceny przeliczone na dolary) 976 dol., w Niemczech – 999 dol., a we Francji – 1019 dol. Przypomnijmy, że w USA cena wynosi 799 dol.
W Polsce różnica jest większa i w przeliczeniu na dolary cena iPhone 14 wynosi aż 1099 dol., czyli o 100 dol. więcej niż u sąsiadów zza Odry. 100 dol., czyli ok. 473 zł, według aktualnego kursu, czyli o 9% więcej niż w sąsiednich Niemczech.
Każdy musi oczywiście na własny użytek określić ramy swojego budżetu i zdecydować, czy cena iPhone nie jest dla niego zaporowa, a inwestycja w nowy sprzęt Apple – sensowna. Tym bardziej np. obecnie, kiedy wszyscy jesteśmy po wakacyjnych wydatkach, a dodatkowo zewsząd słyszymy, że powinniśmy oszczędzać.
No i… już, już nawet zaczęliśmy myśleć o oszczędzaniu, kiedy pechowo przyszła ta pokusa wymiany naszego wysłużonego, rocznego już, smartfonu na nowy, z obłędnym designem i kilkoma – zapewne koniecznymi dla dalszego naszego życia – funkcjami.
Przesada? Nie do końca. Smartfony rzeczywiście są nam niezbędne do życia i do pracy i powinniśmy zapewnić sobie maksymalną wygodę i sprawność tych urządzeń, żeby nie odmówiły nam posłuszeństwa w środku dnia. Jeśli np. mamy problemy z baterią, to hasło, że od teraz tych problemów nie będzie i raz naładowana bateria utrzyma sprawność przez cały, nawet bardzo intensywny, dzień pracy, jest bardzo nośne.
Czytaj też: Inflacja w sierpniu w Polsce wyniosła 16,1%. A tutaj Maciek Bednarek wylicza własną inflację
Jak kupujemy Big Maca, to nie marudzimy
Dodatkowo smartfony Apple mogą jeszcze pełnić pożyteczną funkcję wyceny kursu walutowego w różnych krajach. Są produktem sprzedawanym globalnie i rozpoznawalnym globalnie. Są wymarzonym benchmarkiem, czyli punktem odniesienia dla sprawdzenia, na jakim poziomie jest właściwie waluta danego kraju. Tak jak Indeks Big Maca opracowywany od 1986 r. przez tygodnik „The Economist”.
Metodologia Indeksu Big Maca opiera się na tzw. parytecie siły nabywczej. W przybliżeniu mechanizm ten opiera się na założeniu, że w długim okresie kursy walutowe powinny zbliżać się do kursu, który zrównałby się z cenami identycznego koszyka produktów i usług w dowolnych krajach.
I tak np. najnowsza aktualizacja indeksu z lipca tego roku pokazuje, że polski złoty jest niedowartościowany o 30,3% do dolara, w którym podawana jest bazowa cena burgera sprzedawanego w USA. Big Mac kosztuje w USA 5,15 dol. W Polsce natomiast – w przeliczeniu – 3,59 dol. Nadwartościowane są np. waluty Szwajcarii, Norwegii, Szwecji, Kanady. Z indeksu wynika, że euro obecnie jest 7,5% poniżej swojej wartości.
„The Economist” robi ważne zastrzeżenie. Zazwyczaj ludzie oczekują, że średnie ceny burgerów będą niższe w krajach biednych niż w krajach bogatych. Przecież w krajach biedniejszych konsumenci zarabiają mniej, koszty pracy są niższe, często niższe ceny składników. Jednak indeks sygnalizuje, w jakim kierunku powinien zmierzać kurs walutowy w dłuższej perspektywie, czyli np. w kraju, który za jakiś czas stanie się bogatszy lub biedniejszy. Nie można mylić indeksu z dzisiejszym kursem równowagi.
To tak jak realne stopy procentowe banku centralnego. To są stopy wyliczane w porównaniu z inflacją, która spodziewana jest w średnim okresie prowadzenia polityki pieniężnej, a to jest okres ok. 4-6 kwartałów. Jeśli obecnie w Polsce główna stopa banku centralnego wynosi 6,75%, to nie może być zestawiana z poziomem inflacji, który wyniósł w sierpniu 16,1%, tylko z inflacją, która ukształtuje się za rok-półtora. A w tym okresie bank centralny przewiduje inflację dużo niższą. I jednocyfrową (miejmy nadzieję, że tak będzie…).
Co wynika z Indeksu Big Maca dla naszych portfeli? Kurs złotego powinien zmierzać do 3,30 za dolara, jeśli nasza waluta jest o 30,3% niedowartościowana. Z kolei ceny iPhone’ów w Polsce sugerują coś wręcz odwrotnego, że złoty ma potencjał do… znacznego osłabiania się. Ale to może dlatego, że burgery to jednak nie iPhone’y.
Źródło zdjęcia: Apple
—————————–
Zapraszam do nowego newslettera „Subiektywnie o świ(e)cie”
Ekipa Samcika uruchamia nowe przedsięwzięcie. „Subiektywnie o świ(e)cie” – to poranny newsletter, z którego w przyjaznej, acz skondensowanej formie dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć, żeby Twoje pieniądze rosły zdrowo. Najważniejsze wydarzenia, zapowiedzi, historie i polecenia najciekawszych tekstów o finansach i ekonomii w światowych mediach. Do poczytania przy porannej kawie.
Zapraszam w imieniu Ekipy, formularz zapisu na newsletter znajdziesz pod tym linkiem, zaś pierwszy newsletter – żebyś mógł ocenić, czy fajny – jest pod tym linkiem.
Posłuchaj nowych odcinków podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
„Czyste powietrze”, „Mój prąd”, „Mój elektryk” to tylko niektóre programy, w ramach których możemy ubiegać się o dofinansowanie inwestycji, dzięki którym w przyszłości zapłacimy niższe rachunki za prąd, gaz czy ogrzewanie. Które z tych programów są warte uwagi? Na jakie finansowe wsparcie można liczyć? Po jakim czasie inwestycja ma szanse się zwrócić i w jaki sposób w ich sfinansowaniu może pomóc bank? O meandrach zielonych inwestycji Maciek Samcik rozmawia z Gizelą Gorączyńską i Mateuszem Wojnarem, menedżerami ds. Programów Zrównoważonego Rozwoju w Banku BNP Paribas. Zapraszam do odsłuchania tutaj!
A 120. odcinek podcastu poświęciliśmy przedsiębiorcom. W pierwszej części Maciek Samcik próbuje wyjaśnić, dlaczego firmy dostają od PGNiG gigantyczne rachunki za gaz. To efekt pazerności gazowego monopolisty czy innych czynników? W drugiej części Maciek Bednarek rozmawia z Michałem Bogielem z firmy z branży materiałów budowlanych. Jak nadchodzący kryzys gospodarczy wygląda z perspektywy przedsiębiorcy? Czekają nas chude lata, bezrobocie, bankructwa firm? Zapraszamy do odsłuchania pod tym linkiem!