Upadłość konsumencka sprzed lat i… ban na kredyty. Pan Marcin sześć lat temu poprosił o upadłość konsumencką. Sąd się na nią zgodził. Czytelnik musiał oddać wszystko, co miał, na poczet spłaty długów. Został z nich „oczyszczony” i dziś finansowo radzi sobie świetnie. BIK odmawia usunięcia wpisu, a banki odmawiają pożyczenia nawet głupich kilkuset złotych kredytu ratalnego
„Tema,t którym chciałbym Pana zainteresować, jest „kłujący” dla branży bankowej, ale jednocześnie dający konkretne zyski” – napisał do mnie czytelnik. I opowiedział historię swojego życia z prośbą o pomoc,
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Mój czytelnik, pan Marcin, wiele lat temu przeżył tragedię życiową. Nieistotne w tym momencie, co konkretnie się stało. Ważne, że posypały się sprawy osobiste i finansowe. W 2016 r., gdy pojawiła się szansa ogłoszenia upadłości konsumenckiej, czytelnik z tej możliwości skorzystał. Jak twierdzi – nie miał innego wyjścia.
Upadłość konsumencka sprzed lat, pokuta i…
Sąd ogłosił upadłość, dłużnikowi zabrano wszystko, co miał (wówczas jeszcze upadłość konsumencka wyglądała znacznie mniej fajnie niż dzisiaj, nie było prawie żadnych limitów w likwidacji majątku dłużnika), ale z tym się pogodził.
Sześć lat temu zaczął z małżonką od zera. W krajach „wolnorynkowych”, zwłaszcza anglosaskich, jest to częste i bezproblemowe – próbuje się zrobić biznes i albo się zostaje milionerem, albo traci się wszystko. Ale tak samo, jak łatwo jest upaść, tak samo łatwo jest się podnieść. W Polsce tak łatwo nie jest, o czym za chwilę.
Dziś mój czytelnik ma własną działalność gospodarczą, wysokie dochody, zero kredytów. Ma pieniądze i nie chce kredytów. Ale… ale nigdy nic nie wiadomo, więc – za namową znajomego prawnika – chciał „utworzyć na nowo” historię kredytową. Wziąć np. 500 zł kredytu, spłacić go i tym samym poprawiać scoring.
Od kilku lat mój czytelnik posiada konto Aurum w PKO BP – to konto dla klientów private banking, z najwyższej półki dochodowej. Już po paru miesiącach posiadania konta został obsypany propozycjami karty kredytowej Infinite (to bardzo „luksusowy” plastik). Pan Marcin postanowił wziąć w związku z tym kredyt ratalny w sklepie. Chciał, ale… pojawił się problem.
„W scoringu banku podobno wypadam idealnie, ale… na czerwono jest zaznaczona pozycja 'przebyta upadłość konsumencka’, co rujnuje wszystkie możliwości otrzymania pożyczki ratalnej”
– opowiada pan Marcin. Ważnym szczegółem w tej opowieści jest fakt, że o ogłoszeniu upadłości konsumenckiej poinformował BIK on sam, listem poleconym. Uważał, że tak powinien zrobić, żeby w bazie, z której korzystają banki, były aktualne dane. Pan Marcin skontaktował się z BIK z pytaniem, czy wpis o przebytej sześć lat wcześniej upadłości konsumenckiej można usunąć. Okazało się, że to niemożliwe. Najpierw BIK odpowiedział, że usunie wpis dopiero po 10 latach. A potem – że nawet po 12 latach.
„Skontaktowałem się w tej sprawie m.in. z Rzecznikiem Praw Obywatelskich z argumentacją że jest to dyskryminacja obywatela ze względu na przebytą upadłość. Ale już w pisemnej odpowiedzi Rzecznik uznał, że to jednak żadna dyskryminacja nie jest, tylko ważny czynnik oceniający zdolność kredytową. Serio?”
– pyta czytelnik, który nie może zrozumieć jak to jest, że w tej branży nie obowiązuje przedawnienie. Przecież od sześciu lat – a to szmat czasu – klient nie ma żadnych kłopotów finansowych. Prowadzi działalność gospodarczą, zarabia dużo pieniędzy, odbudowuje zamożność, korzysta z prestiżowych produktów bankowych.
„Wychodzi na to, że banki robią tak, jak robiły zawsze – tzn. taki klient, który ma już 20 kredytów, ale zdolność kredytowa wciąż „jakoś mu wychodzi”, dostaje 21. kredyt, choć nie jest przecież kwestią „czy”, a „kiedy” on zbankrutuje. A ja, choć mam dobre zarobki, bank mnie zna od lat i chcę wziąć przysłowiowe 500 zł pożyczki, podczas gdy na koncie mam kwoty pięciocyfrowe, dostaję bana, bo kiedyś upadłem. Ma Pan jakąś radę, dla takich „kiedyś upadłych”? Jak usunąć ten wpis w BIK? Albo do kogo się zwrócić, do jakiej instytucji? Podać do sądu BIK?”.
Dlaczego upadłość konsumencka sprzed lat nie może zostać „zapomniana”?
Zwykle w takich sprawach odpowiedź jest prosta. Po pierwsze to nie BIK, lecz bank decyduje, czy informacje o kliencie znajdujące się w bazach BIK mają znaczenie dla decyzji kredytowej, czy nie. Pretensje trzeba zgłaszać do banku – widać nieistotna informacja sprzed sześciu lat jest dla niego „wykluczająca” ze względu na głupio skonfigurowany sytem scoringowy.
Po drugie zaś BIK sam nie dokonuje wpisów, a wnioskodawcami dla wpisania/usunięcia danych są banki. Więc należy zgłosić się do banku i wycofać zgodę na przetwarzanie danych osobowych (jest to możliwe pod pewnymi warunkami). Ale w tym przypadku to nie bank wpisał informację o upadłości do bazy BIK. Zgłosił to sam klient. Pan Marcin napisał w tej sprawie do BIK. A oni na to…
„W odpowiedzi na zgłoszenie informuję, iż ogłoszenie upadłości konsumenckiej nie stanowi przesłanki uzasadniającej dokonanie korekty czy usunięcia danych o zobowiązaniu przez BIK. Prawo upadłościowe nie określa warunków i terminów przetwarzania danych w bazie BIK. Do okresu przetwarzania danych w BIK odnosi się art. 105a ustawy Prawo bankowe”.
Z wyżej wymienionego przepisu – ogólnie mówiącego o tym, co BIK może przechowywać, wynika, że bank przetwarza informacje o zobowiązaniu w bazie BIK na następujących zasadach:
– w przypadku zobowiązań niespłaconych od chwili przekazania danych do BIK do momentu spłaty zobowiązania w całości;
– jeśli klient wyraził zgodę na przetwarzanie jego danych po wygaśnięciu zobowiązania, dane te nadal są udostępniane bankom, budując jego wiarygodność finansową;
– dane klienta mogą być przetwarzane bez jego zgody przez okres nie dłuższy niż pięć lat po wygaśnięciu zobowiązania, jeśli klient dopuścił się zwłoki w spłacie powyżej 60 dni;
– dane wszystkich zobowiązań wszystkich klientów mogą być przetwarzane w BIK bez ich zgody przez okres 12 lat od dnia wygaśnięcia zobowiązania dla celów statystycznych i do budowania modeli scoringowych (nie mają wtedy wpływu na scoring konkretnego klienta);
Z tego wynika, że teoretycznie klient powinien móc usunąć dane, które sam do BIK wpisał. Po pierwsze dlatego, że sam je wpisał, a po drugie dlatego, że minęło już sześć lat od czasu upadłości (a bez zgody można przetwarzać informacje o kliencie przez maksymalnie pięć lat, nawet jeśli nie spłacił długów). Pan Marcin napisał więc do BIK jeszcze raz. Zwrócił uwagę, że poprzednia odpowiedź nie dotyczy jego sytuacji i żeby BIK odpowiedział jeszcze raz – tym razem na temat. Dostał następującą odpowiedź:
„W odpowiedzi na zgłoszenie informuję, że zapis na temat upadłości konsumenckiej widnieje w bazie BIK przez okres 10 lat od daty ogłoszenia upadłości konsumenckiej. Jeśli nie ma informacji o ogłoszeniu upadłości, a w bazie BIK widnieje tylko informacja o złożonym wniosku o ogłoszenie upadłości, to informacja ta przetwarzana jest przez trzy lata od daty jego złożenia”.
Pamiętliwe banki, pamiętliwy BIK
Wygląda na to, że klient, który sześć lat temu otrzymał do ręki wyrok sądu o upadłości konsumenckiej i przeszedł całą „oczyszczającą” procedurę (łącznie z utratą całego dobytku), jeszcze przez cztery lata ma chodzić z wypalonym w bazie BIK znamieniem człowieka niewiarygodnego.
„Przecież to ja sam – mam potwierdzenie listu poleconego – w 2016 r. wysłałem do BIK informację o upadłości, a potem poinformowałem BIK o zakończeniu całej procedury upadłościowej. Ja sam zleciłem ten wpis. A teraz oni twierdzą, że go nie usuną. Jakie bowiem znaczenie dla kredytu na 500 zł w 2022 r. ma upadłość z roku 2016 r.?”
– denerwuje się pan Marcin. Powtórzę: sam fakt, że bank bierze takie rzeczy pod uwagę, to sprawa tego banku – i do niego trzeba mieć pretensje, że ma źle skonfigurowany scoring. Natomiast jeśli chodzi o fakt, że BIK nie chce usunąć wpisu dokonanego na wniosek tego, kto dokonał zgłoszenia – to zapewne BIK otrzymał też informację o upadłości z innego źródła, np. od banku-wierzyciela. W przeciwnym razie nie stałby okoniem. Szkoda tylko, że odpowiedzi udzielone przez BIK klientowi są obok tematu.
„Pana artykuły – wyważone i merytoryczne – śledzę od lat, od czasów kiedy nie był Pan aż tak znany jak dzisiaj. Czy pan się zgadza ze mną, że jest to li tylko „zemsta” czy też zmowa (bez krzty umocowania prawnego) banków na obywatelach za to, że śmieli upaść?”.
Moim zdaniem pan Marcin w tym ostatnim komentarzu dotknął źródła problemu: tego, że banki przywiązują wagę do informacji nieistotnych i niesprawiedliwie traktują klientów. Czy upadłość konsumencka sprzed lat jest taką właśnie informacją? Moim zdaniem tak. To, co jest w BIK ma znaczenie, ale dużo większe znaczenie ma sposób, w jaki banki korzystają z tych wiadomości. Często korzystają z nich w sposób totalnie nielogiczny.
Czytaj też: „Mój BIK”: aplikacja mobilna do monitorowania relacji z bankiem. Warto? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: „Kup teraz, zapłać później”: jak wpływa na naszą ocenę kredytową? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: Zdolność kredytowa w BIK: czasem banki sprawdzają ją za szybko! (subiektywnieofinansach.pl)
————-
Podcast „Finansowe sensacje tygodnia”: co dalej z cenami samochodów? Górka już blisko?
Ceny samochodów używanych rosną zamiast spadać. Niektóre modele przez rok podrożały o kilkadziesiąt procent. Czy teraz jest dobry moment do sprzedaży samochodu używanego? A może już zawsze będą drożały? Kiedy nowe samochody znów będą dostępne „od ręki”? Dlaczego koncerny motoryzacyjne zmniejszają ofertę samochodów? Czy własne cztery kółka za kilka lat będą luksusem dostępnym tylko dla nielicznych? O tych wszystkich dylematach rozmawiamy z Wojciechem Drzewieckim, analitykiem rynku samochodowego z firmy Samar. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem lub na jednej z siedmiu popularnych platform podcastowych, w tym Spotify, Google Podcast, Apple Podcast!
obzarek tytułowy: Randa Hamdouni/Pixabay