Dlaczego w Polsce car-sharing jest wciąż rozwiązaniem tak mało popularnym? Przecież jest tańszy, niż podróż taksówką, nie ma problemów z parkowaniem w centrum, nie trzeba tankować, ubezpieczać, ani zmieniać opon. Czego chcieć więcej? No właśnie, sprawdziliśmy relacje cen między car-sharingiem, komunikacją miejską i taksówkami w Europie Zachodniej i w Polsce. Sprawdziliśmy też jakie haczyki w regulaminach chowają firmy car-sharingowe nad Wisłą. I wszystko stało się jasne
W Polsce od kilku lat mamy na ulicach samochody na minuty, ale nie cieszą się wielką popularnością. Być może przyczyną jest to, że w Polsce wciąż można tanio jeździć taksówkami, a być może to, że parkowanie w centrach miast własnym samochodem nie rujnuje domowego budżetu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niewykluczone, że przyczyną jest brak nawyku i wciąż silna potrzeba posiadania samochodu. A może chodzi raczej o to, że aut na wynajem jest na ulicach za mało i nie dają gwarancji swobodnego poruszania się po mieście? Inna hipoteza mówi o tym, że chętnych na car-sharing byłoby więcej, gdyby wszystkie systemy tego typu spiąć w jedną aplikację pozwalającą korzystać z nich „na jednym loginie”.
Ale prawdopodobnie ważną przyczyną są jednak ceny. W Polsce car-sharing nie jest usługą zbyt tanią, a w dodatku taryfy większości operatorów są trudno porównywalne (płaci się za kilometry i za czas, albo tylko za jeden z tych parametrów).
Czy rzeczywiście car-sharing miałby się lepiej, gdyby był tańszy? Sprawdziliśmy, jak wyglądają warunki korzystania z tego rodzaju usług w miastach na Zachodzie, gdzie są one bardziej popularne, niż u nas. Czy rzeczywiście aut jest tam więcej i są tańsze?
Ile kosztuje car-sharing w Berlinie i Londynie?
W Berlinie car-sharing wychodzi taniej, niż w Polsce, biorąc pod uwagę niemieckie zarobki. Stawki zaczynają się przeważnie od 20-30 eurocentów za minutę (czyli 1,3 zł), w większości nie ma dodatkowych kosztów za przejechane kilometry, choć przeważnie płacimy za postój (między 5 a 20 eurocentów za minutę). Jest też aplikacja, która pobiera opłaty tylko za przejechane kilometry (czyli tak jak Traficar) – Miles Berlin (stawka wynosi 80 eurocentów za kilometr, jakieś 3,5 zł).
Możliwe, że takie stawki wynikają z większego kapitału, jaki stoi za firmami wynajmującymi auta. A może z innego modelu biznesowego? W Polsce właścicielami firm car-sharingowych są firmy energetyczne, technologiczne albo wypożyczalnie aut. Z kolei w Niemczech właścicielem Car2go jest Mercedes, zaś WeShare należy do Volkswagena.
A jak się sprawy mają w Londynie? Tam motywacja do używania car-sharingu na pewno jest większa, ponieważ wjazd do miasta nie jest darmowy (kosztuje 11,5 funtów za dobę, są dodatkowe opłaty za wjazd na teren ULEZ – Ultra Low Emission Zone), a opłaty parkingowe przyprawiają o ból głowy – wynoszą ok. 30-40 pensów za minutę (wychodzi jakieś 15 zł za każde 10 min.).
Auta na wynajem oczywiście oferują parkowanie w strefie płatnej za darmo, a ceny car-sharingu są nieco wyższe, niż w Berlinie – równowartość ok. 1,5 zł za minutę.
Bardzo ciekawym rozwiązaniem, na które natknęliśmy się w Londynie, jest aplikacja hiyacar. W jej ramach użytkownicy również mogą wypożyczać samochody na minuty lub na doby z tą różnicą, że nie są one wypożyczane od firm, ale… od sąsiada. Każdy może wypożyczyć swoje auto innym.
Proces wypożyczenia działa tak, jak w firmach car-sharingowych, czyli rezerwujemy samochód poprzez aplikację. A ta trochę przypomina AirBnb, gdzie każdy właściciel ma swój profil z opisem i zdjęciem, a samochód po wypożyczeniu można ocenić. My również możemy zostać ocenieni jako użytkownicy.
A Czechy? Tu popularną aplikacją jest Anytime. Cena za minutę zaczyna się od ponad 30 gr. poza szczytem i ok. 1 zł w szczycie. Nie ma dodatkowej opłaty za kilometry, za postój zapłacimy zaś ok. 30 gr. za minutę.
Auto na minuty kontra metro i taksówki. Co się bardziej (nie) opłaca?
Jeśli porównamy ceny aut na wynajem przy płynnej jeździe, to wygląda na to, że w Polsce płacimy praktycznie tyle samo, co Niemcy czy Anglicy. A przecież średnie wynagrodzenie w Polsce to 5.500 zł, a w Niemczech równowartość 18.000 zł tys., zaś w Wielkiej Brytanii – 16.000 zł. W poniższej tabelce ceny mamy przeliczone na polskie złote.
W Berlinie i Londynie wyższe są też ceny konkurencyjnego w stosunku do car-sharingu transportu publicznego. W Warszawie bilet jednorazowy kosztuje 4,4 zł, w Londynie – równowartość 8 zł, a w Berlinie – równowartość 13 zł.
To oznacza, że w Berlinie i Londynie 20-minutowy przejazd z jednej dzielnicy do drugiej kosztuje równowartość 25-30 zł przy cenie biletu komunikacji miejskiej 8-13 zł. A w Polsce podobny kurs car-sharingiem będzie kosztował 20-22 zł przy cenie biletu komunikacji miejskiej 4,4 zł. Widać więc, że na Zachodzie relacja między ceną car-sharingu, a komunikacji miejskiej jest mniej niekorzystna dla car-sharingu, niż u nas.
A porównanie z cenami taksówek? W Londynie 20-minutowa podróż po mieście to 15-20 funtów wyjęte z portfela (czyli 75-100 zł). Auto na wynajem przez taki sam czas będzie kosztowało 30 zł, czyli trzy razy mniej.
W Berlinie za taksówkę (20-minutowy kurs, 10 kilometrów) zapłacę 3,9 euro na start i 17 euro za dystans – 21 euro, czyli 90 zł. Podobny kurs autem na minuty będzie wyceniony na 25 zł.
W Polsce zaś cena klasycznej taksówki to 8 zł na start i potem jakieś 2,4 zł za kilometr, co przy podobnej przejażdżce oznaczałoby wydatek 32 zł (a taksówki z aplikacji, typu Uber, czy Bolt – są tańsze). Podróż car-sharingiem, w zależności od firmy i wariantu naliczania opłat będzie kosztowała 20-24 zł. Co oznacza, że gdy na Zachodzie car-sharing jest prawie trzy razy tańszy, niż taksówka, w Polsce różnica jest relatywnie niewielka.
Skoro więc komunikacja miejska oraz taksówkowa jest w Polsce relatywnie znacznie tańsza w stosunku do car-sharingu, to trudno się dziwić, że sytuacja wygląda tak, jak wygląda.
Czytaj też: Car-sharing po polsku. Firmy ledwo żyją, miasta mają to w nosie, a klienci biora Ubera
Car-sharing tylko trochę tańszy od taksówek, a odpowiedzialność za auto – ogromna. Sprawdzamy haczyki w regulaminach
I jeszcze jedno: do aut na minuty na pewno nie zachęca odpowiedzialność za samochód, której nie ma wtedy, gdy wsiadamy do taksówki. Wtedy nie mamy takich zmartwień, jak konsekwencje zarysowania auta czy zgubienia kluczyków.
Żeby skorzystać z car-sharingu musimy potwierdzić, że zapoznaliśmy się z regulaminem. Ale czy naprawdę większość z nas rzetelnie go studiuje? Pewnie nie, a szkoda, bo jest w nim parę istotnych zapisów. Jeśli nie mamy czasu ani ochoty na czytanie całego, warto przede wszystkim zwróci uwagę na naszą odpowiedzialność w przypadku stłuczki czy kolizji. Tutaj niestety mamy parę obostrzeń.
We wszystkich przypadkach operator zapewnia ubezpieczenie, czyli nie ponosimy odpowiedzialności za kradzież lub uszkodzenie w wyniku wypadku lub stłuczki. Jest jednak parę wyjątków, odpowiedzialność zostaje przesunięta na nas jeśli:
-prowadziliśmy pod wpływem alkoholu/narkotyków, środków psychotropowych lub bez prawa jazdy,
-jako aktywny użytkownik udostępniliśmy auto innej osobie,
-umyślne uszkodziliśmy pojazd,
-prowadziliśmy samochód bez ważnego prawa jazdy,
-uciekliśmy z miejsca wypadku, nie dopełniliśmy obowiązków wymaganych przez ubezpieczyciela typu przesłanie wszystkich potrzebnych danych,
– prowadziliśmy pojazd pomimo zapalonych kontrolek sygnalizujących np. na uszkodzenie silnika,
-nie zgłosiliśmy szkody na wskazaną infolinie lub/i policję,
-korzystaliśmy z auta niezgodnie z przeznaczeniem (ponadnormowe zużycie pojazdu, utrzymywanie zbyt wysokich obrotów, korzystanie z hamulca ręcznego w trakcie jazdy).
To jeszcze pikuś. Trochę mniej przyjemne są zapisy odnośnie przekraczania prędkości. W Panek i 4mobility zostaniemy pociągnięci do odpowiedzialności za uszkodzenie samochodu, jeśli przekroczymy dopuszczalną prędkość o co najmniej 30 km/h lub rażąco naruszymy inne przepisy ruchu drogowego.
Nie do końca wiadomo kiedy przekroczenie przepisów wpada w kategorię „rażące”. Załóżmy jednak, że jeździmy bezpiecznie i nie zamierzamy łamać przepisów. Wtedy nie mamy się czego obawiać. No chyba, że nie jesteśmy aż tak idealni, jak nam się wydaję i wsiądziemy do Traficara. W jego najnowszym regulaminie znajdziemy zapis, że odpowiedzialność spada na nas jeśli „uszkodzenia lub zniszczenia pojazdu [powstaną] w razie naruszenia przepisów ruchu drogowego”.
Nie mamy jasno sprecyzowanego, co dokładnie oznacza złamanie przepisów. Możemy uznać, że przekroczenie prędkości o 30 km/h pod ten zapis podpada. Co jednak jeśli przekroczyliśmy prędkość o 5 km/h? Wszystkie samochody mają zainstalowany GPS, więc sprawdzenie prędkości przed wypadkiem nie stanowi problemu, nawet jeśli jesteśmy przekonani o swojej niewinności.
Również Panek ma w swoim regulaminie jeden mało zachęcający zapis. Wypożyczając auto, musimy się liczyć z udziałem własnym w szkodzie, jeśli powstała ona z naszej winy. Kwota ta będzie równa kosztom naprawy, ale nie więcej niż 1.000-6.000 zł w zależności od modelu samochodu. Oznacza to, że każde zarysowanie może doprowadzić do tego, że nasz, początkowo dość tani przejazd, może okazać się słabą przygodą.
Panek daje nam jednak alternatywę. Za 49 zł miesięcznie możemy wykupić pakiet „Rozszerzona Ochrona”, który zwolni nas z udziału własnego w szkodzie. Jednak i tu mamy pewne wykluczenia – dodatkowa ochrona nie znosi udziału w szkodzie dla samochodów retro (Polonez, Fiat 126p, Fiat 125p, Syrena, Trabant), extreme (BMW i8), unique (Jeep Wrangler, Lexus RC300).
Oczywiście mamy tez dodatkowe opłaty za palenie w aucie (250-300 zł), zgubienie lub kradzież kluczyków (800-2000 zł) czy wyjazd poza granicę kraju (1000 zł). I to akurat jest całkiem ok, nikt z nas nie chciałby pożyczyć koledze auta wiedząc, że odda je brudne i śmierdzące papierosami.
W sumie jednak jest kilka regulaminowych haczyków, które każą się zastanawiać, czy warto wsiadać to samochodu, który jest tylko trochę tańszy, niż taksówka, ponosząc brzemię odpowiedzialności za jego stan i ewentualny własny błąd.
Czytaj też: Car-sharing uderzy w koronawirusa. Podróże międzymiastowe i… „bilet miesięczny”
Czytaj też: Car-sharing wars, czyli firmy zmieniają politykę cenową. Ruszają abonamenty!
——————————–
POSŁUCHAJ NOWEGO ODCINKA PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku naszego środowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” zapraszam do wysłuchania rozmowy z Łukaszem Bugajem z TFI AXA o tym, jak zabrać się za lokowanie oszczędności poza bankiem – ile pieniędzy na to przeznaczyć, jak je podzielić, jakimi zasadami kierować się przy wyborze miejsc, w których ulokujemy swoje pieniądze. Ważna sprawa, gdy w bankach prawie nie ma już oprocentowania. Gorąco zachęcam!
Podcast jest do odsłuchania pod tym linkiem
——————————–
zdjęcie tytułowe: Gabriel Sollmann/Unsplash