Sezon grzewczy zakończony, a majówka była u nas cieplejsza niż w Rzymie, czy Barcelonie. Sąsiedzi wygasili węglowe kopciuchy, ale myliłby się ten, kto pomyśli, że teraz smogu nie ma i można odetchnąć pełną piersią. W ciepłych miesiącach zagraża nam smog samochodowy typu „Los Angeles”. W walce o czyste powietrze rząd proponuje… ulgę podatkową
„Smog Los Angeles” to unosząca się w gorące, bezwietrzne dni zawiesina wszystkiego co wyleciało z rur wydechowych samochodów. Skojarzenia ze stolicą „Złotego Stanu” są nieprzypadkowe, bo smog tego typu powstaje w silnym słońcu, które sprzyja inicjowaniu w spalinach reakcji chemicznych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Smog w lecie, czyli alert dla dużych miast
O ile smog „londyński”, czyli ten powstający przy spalaniu węgla gdy jest chłodno i wilgotno, zagraża miejscowościom gdzie jest dużo pieców-kopciuchów, to smog Los Angeles da popalić wszędzie tam gdzie samochody stoją w korkach. Czyli zagrożone są duże aglomeracje: Warszawa, Kraków, Katowice, czy Łódź.
W kwietniu minister Henryk Kowalczyk uchylił rąbka tajemnicy jak mniej więcej rząd chce budować nowy program walki ze smogiem – głównie z tym londyńskim. Nowe działania są niezbędne, bo wcześniejszy ogólnopolski program wymiany pieców na mniej szkodliwe został wygaszony.
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
Walka ze smogiem „samochodowym” to m.in. promowanie niedymiących aut elektrycznych. Obawiam się jednak, że przy obecnym poziomie rozwoju elektromobilności w Polsce na efekty poprawy jakości powietrza będziemy musieli jeszcze czekać jakąś plus minus dekadę. W ostatnim czasie rośnie średnia wieku (12 lat) importowanych aut z Zachodu. Stan ich układów wydechowych jest często fatalny.
Ulga, dotacja i smog już się nie podniesie
Prościej będzie jednak walczyć z kopciuchami. Co proponuje rząd? Po pierwsze osoby niezamożne mają dostać pieniądze na wymianę pieców i docieplenie budynków, tak by – nawet gdy ktoś zostanie przy piecu węglowym – spalał mniej owego polskiego „czarnego złota”. I dzięki temu nie zatruwał okolicy z taką intensywnością jak wcześniej.
Pieniądze mają być rozdysponowane w formie bezzwrotnych dotacji, nie wiadomo jeszcze w jakiej wysokości. Nie wiadomo też czy – jeśli dotacja nie starczy na pełną termomodernizację – będzie można dołożyć brakującą część z ulgowego kredytu, oprocentowanego np. na 1%. kredytu. Czekamy na szczegóły.
Próg zamożności uprawniający do dopłaty wyniesie 1,6 tys. zł netto miesięcznie na osobę. To niemało. Według najnowszych, kwietniowych wyliczeń Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych przygotowanych w oparciu o dane GUS minimum socjalne na osobę w 4-osobowej rodzinie to 908 zł netto.
Gospodarstwa domowe dysponujące większym budżetem będą pozbawione możliwości skorzystania z bezzwrotnej dotacji od państwa. Tym, którzy zarabiają więcej rząd chce zaoferować ulgę podatkową, którą rozliczalibyśmy co roku w PIT-ach.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach„, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Ulgo, czy jesteś lekiem na całe zło?
Szczegóły tego rozwiązania ustalane ze strażnikiem państwowej kasy, czyli z ministrem finansów, więc trudno cokolwiek więcej powiedzieć na temat tego jak taka ulga mogłaby wyglądać (oprócz tego, że potrzebna będzie zmiana ustawy o PIT).
Tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie gdy rząd zaczął mówić o antysmogowych ulgach podatkowych z własną wizją jak ulżyć bogatszym w finansowaniu ekologicznych wydatków wyszedł polski think tank Warsaw Enterprise Institute (WEI).
Zdaniem autorów raportu żeby skutecznie walczyć ze smogiem, nie trzeba wymyślać prochu na nowo, tylko skorzystać z czegoś na kształt ulgi budowlanej, która działała już w latach 90. Wtedy ulga obejmowała m.in. wydatki na zakup lub budowę nowego domu, czy rozbudowę istniejącego. Raport wspomina:
„Ulga pozwalała odliczyć część wydatków poniesionych na powyższe cele bezpośrednio od podatku dochodowego. Odliczenie nie mogło przekroczyć 19% wydatków lub ustalonego w danym roku limitu. W roku 1999 limit ten wynosił 25 270 zł. Zgodnie z szacunkami Ministerstwa Finansów w 1996 oraz 1997 roku z ulgi tej skorzystało ok. 26% podatników.
Po drugie „w szalonych latach 90.” mogliśmy liczyć na niski, lub nawet zerowy VAT na usługi budowlane, doprowadzenie wody, a na usługi remontowe poborca podatkowy kosił symboliczne 7%. Podatkowe eldorado trwało do 2001 r., gdy zlikwidowano ostatnie preferencyjne stawki VAT na usługi budowlane, a do końca 2013 r. można było uzyskać zwrot VAT na materiały budowlane.
Ulga 53.000 zł. Czy to nie rozsadzi budżetu?
Teraz WEI proponuje aby nowa ulga (odliczenie wydatków w PIT) objęła 25% inwestycji proekologicznej, lecz nie więcej niż 53.000 zł. Ponadto, zdaniem autorów raportu, kwota limitu powinna być co roku aktualizowana o wzrost cen usług budowlanych. A co ze spadkiem przychodów do budżetu?
Czytaj też: W służbę zdrowia uderzy tsunami. Oto pięć rzeczy, które musimy szybko zrobić, żeby ją uratować
Czytaj też: Inwestujesz pieniądze? 2017-ty to był dla ciebie dobry rok. Jaki będzie następny? Oto garść wróżb
Autorzy raportu przypominają, że spadek będzie rozłożony na wiele lat, bo mało który podatnik będzie mógł pozwolić sobie na rozliczenie całej ulgi w jednym roku. Jak to możliwe? Wysokość ulgi w modelu WEI nie mogłaby przekroczyć sumy zaliczek na podatek dochodowy odprowadzonych w danym roku podatkowym.
I tak na przykład osoba zarabiająca 4517 zł odprowadza co miesiąc 333 zł zaliczki na podatek dochodowy, co oznacza że ulga w wysokości 53.000. zł będzie rozliczana przez kolejne 13 lat przy założeniu, że wynagrodzenie nie nie będzie ulegało zmianie.
Główny problem? Polskie domy są dziurawe jak sito
Ulga i cały proponowany przez rząd program termomodernizacji ma przyczynić się do zmniejszenia ilości smogu. Czy tak się rzeczywiście stanie? A może to tylko mieszanie herbaty, która sama z siebie nie stanie się słodsza? No bo cóż z tego, że gospodarz dorzuci do pieca mniej węgla, skoro to ciągle będzie węgiel?
Skala problemu jest gigantyczna, bo według danych GUS aż trzy czwarte z 5 mln domów jednorodzinnych w Polsce zostało wybudowanych do lat 80. A zapotrzebowanie na energię tych nieruchomości jest o 25% większe niż domów budowanych po 1979 roku. Ciepło ucieka przez cienkie ściany, dach, fundamenty i okna.
Ogrzanie niedocieplonego 120-metrowego budynku to koszt: węglem ok. 2,5-4.000 zł rocznie, a gazem nieco więcej, bo 6.000 zł. Dom ocieplony i energooszczędny to połowa albo nawet jedna trzecia tej kwoty.
Czyli bez docieplenia ani rusz, jednak na dłuższą metę przy samej termomodernizacji ciągle kręcimy się w kółko, czyli spalamy węgiel i oczadzamy okolicę.
Optymalne rozwiązanie to zastosować kombo czyli termomodernizację i nowe źródło ogrzewania. Jeśli nie węgiel, to gaz, może pellet, czy wreszcie drogie, ale całkowicie bezemisyjne pompy ciepła.
To zależy od naszych możliwości finansowych i tu zadanie rządu żeby wspomóc obywateli w tym być może największym w historii programie modernizacyjnym. Jeśli w Polsce będzie się oddychać tak swobodnie jak we Francji, czy w Danii, to będzie można uznać, że dotarła do nas cywilizacja.
Smog to wyrok
Czy stać nas na ulgę termomodernizacyjną? Moim zdaniem należałoby odwrócić pytanie – czy stać nas na życie w trujących oparach. Nie wszyscy palą papierosy, nie wszyscy źle się odżywiają, ale wszyscy oddychamy. – W samochodzie wymieniamy filtr raz na rok, a płuca muszą starczyć na całe życie – powiedział mi kiedyś jeden lekarz. Rocznie w Polsce umiera na skutek smogu 40.000 osób.
Statystka nie uwzględnia zgonów po udarach i zawałach, bo trudno przypisać jednoznacznie, że to wynik smogu. Ale to, że trujące powietrze ma w tym swoje niechlubne zasługi lekarze udowodnili już nie raz.
Czytaj też: Ile naprawdę kosztuje chorowanie? I co zrobić, żeby kosztowało mniej? Te rady pomogą też… zdrowym
Czytaj też: Czy płacimy na służbę zdrowia za mało? Czy rząd źle wydaje kasę? O co chodzi z protestem lekarzy?
Zaczyna się od inhalacji, kaszlu, może astmy, a kończy na zawale serca albo udarze, bo drobne pyły wpływają na powstanie miażdżycy, arytmii, zakrzepicy, czy udaru.
Pamiętam jedną z debat podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, gdzie cytowano raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) o tym, że wdychanie zanieczyszczonego powietrza z palenisk domowych wielokrotnie zwiększa zapadalność na nowotwory.
„Nadchodzi tsunami onkologiczne” – podsumował prof. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu. Fala już wzbiera i zostało za mało czasu by ją powstrzymać, ale można robić wszystko, by chociaż trochę ją zniwelować.